Final Six LŚ: Wyjść cało z obu konfrontacji nie będzie łatwo - zapowiedź półfinałów turnieju finałowego

Final Six Ligi Światowej wkracza powoli w decydującą fazę. Na placu boju pozostały już tylko cztery reprezentacje, które w sobotę powalczą w półfinałach o prawo udziału w najważniejszej potyczce XX edycji rozgrywek World League. Najpierw zmierzą się ze sobą Brazylia i Rosja, zaś później do gry włączą się Serbowie oraz Kubańczycy. Czekają nas z pewnością widowiskowe starcia, ponieważ stawka jest naprawdę wysoka.

W tym artykule dowiesz się o:

Pojedynek nie na żarty

W pierwszym starciu zmierzą się ze sobą dwie mocarne ekipy, które od lat nadają ton światowej siatkówce. Wielu ekspertów liczyło na to, że potyczkę Canarinhos i Sbornej ujrzymy dopiero na deser - w wielkim finale Ligi Światowej. Jednak porażka podopiecznych Daniele Bagnoliego w grupie E z reprezentacją gospodarzy turnieju finałowego spowodowała, że mecz, przez niektórych uważany za "finał marzeń", przyjdzie nam obejrzeć już w pierwszym z sobotnich półfinałów.

Od dłuższego już czasu jakiekolwiek potyczki Rosjan ze światowej klasy siatkarzami z Brazylii elektryzują całe środowisko volley’a. Nigdy nie musimy się martwić o ich poziom, gdyż każda z ekip za punkt honoru stawia sobie walkę bez najmniejszego choćby odpuszczania. Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że starcia te są bogate w wyśmienite zagrania w defensywie, bezkompromisowe zbicia ze skrzydeł i środka oraz atomowe zagrywki. W jakiej formie nie byłyby oba teamy, zawsze i tak zdołają wykrzesać z siebie tyle energii, ile wystarczy do stworzenia kapitalnego widowiska.

O zwycięstwo nie będzie tym razem łatwo, ponieważ Brazylijczycy wygrali w turnieju finałowym grupę F. Grali w niej z nadspodziewanie dobrze prezentującymi się w tegorocznej edycji "Światówki" Argentyńczykami, a także podobnymi do Rosjan pod względem warunków fizycznych Kubańczykami. Oba starcia wygrali w sposób, który nie podlegał dyskusji, tracąc przy tym tylko jedną partię. Trudno jednak powiedzieć, że Canarinhos są w szczytowej dyspozycji, bowiem nie musieli w meczach fazy grupowej silić się na kosmiczne pod względem trudności zagrania. Prawdziwym testem aktualnej formy będzie dla nich spotkanie ze Sborną.

Podopieczni Daniele Bagnoliego trafili zaś do grupy E, gdzie na ich drodze stanęli gospodarze turnieju finałowego, a także obrońcy tytułu. Teoretycznie mieli więc znacznie trudniejsze zadanie, lecz w praktyce awans do półfinału nawet na chwilę nie wymknął im się z rąk, bowiem od stawki wyraźnie odstawała przebudowana reprezentacja Stanów Zjednoczonych. Sborna w pierwszym starciu z USA okazała się zdecydowanie lepsza, lecz w drugiej konfrontacji nie mogła być już tak pewna siebie. Mimo ogromnych chęci i pokazania sporej dawki świetnej siatkówki, Rosjanie musieli uznać wyższość Serbów. Tym samym nie uniknęli pojedynku z Canarinhos, choć z pewnością liczyli na to dopiero w wielkim finale.

Z deszczu pod... rynnę?

W drugim półfinale po przeciwnych stronach siatki staną gospodarze Fial Six, Serbowie, a także rewelacyjny Kubańczycy, którzy przebojem powracają w szeregi najsilniejszych ekip świata. Mimo że mecz ten wydaje się już nie być tak prestiżowy, jak spotkanie Canarinhos i Rosjan, może się jednak okazać równie interesujący. Plavi, wygrywając w starciu fazy grupowej ze Sborną, w pewnym sensie uciekli spod siatkarskiej gilotyny i uniknęli półfinałowej konfrontacji z Brazylijczykami. Na pierwszy rzut oka taktyka na sens, gdyż na przestrzeni lat żaden z teamów nie chciał "wpaść" na podopiecznych Bernardo Rezende wcześniej niż w finale, ale czy aby na pewno w tym roku było to dobre posunięcie?

Serbowie, unikając potyczki z aktualnymi wciąż mistrzami świata, skazali się automatycznie na mecz z Kubańczykami. Jak wiadomo, siatkarze zza oceanu to team bardzo młody, ale równocześnie niebotycznie utalentowany. Z kolei Canarinhos wyraźnie przebudowali w tym sezonie swój zespół. Z najbardziej znanych siatkarzy pozostali jedynie Giba, Bruno, Murilo, Rodrigao oraz Sergio. I choć siatkarze z Kraju Kawy wciąż dysponują niesamowitą siłą rażenia, to wcale nie muszą być groźniejszym przeciwnikiem od żądnych sukcesu "młodych wilczków" z Wilfredo Leonem na czele.

Jak na razie Serbowie idą przez turniej niczym burza. Wyraźnie dążą do tego, by przełamać kompleks organizatorów turnieju finałowego, którzy jeszcze nigdy w historii nie odnieśli na własnym terenie zwycięstwa w finale Ligi Światowej. W grupie E wygrali oba swoje pojedynki - 3:0 z będącymi w kiepskiej formie Amerykanami oraz 3:1 z silnymi Rosjanami. Z meczu na mecz wyraźnie rozkręca się w ich szeregach znakomity Nikola Grbić, który dla dobra zespołu postanowił wznowić reprezentacyjną karierę i pomóc jej w najważniejszych imprezach sezonu. Coraz więcej do powiedzenia w teamie Igora Kolakovica mają również dwaj przyjmujący - Milos Nikić oraz Nikola Kovacević.

Doping licznie zgromadzonej serbskiej publiczności może zarówno uskrzydlić gospodarzy turnieju finałowego, jak i związać im poniekąd nogi. Na tę drugą wersję chętnie zgodziliby się zapewne Kubańczycy, którzy mają chrpakę na spektakularny sukces. Z pewnością posiadają wystarczająco wiele atutów, by poważnie zagrozić swoim rywalom, lecz nie będzie to łatwe zadanie. Za ich kandydaturą do finału przemawiają jednak dwaj siatkarze - rewelacyjny piętnastolatek Wilfredo Leon, a także przejmujący na siebie ciężar gry w razie niedyspozycji Leona Leal. Możemy więc spodziewać się arcyciekawej konfrontacji.

Półfinały:

Brazylia - Rosja, godz. 17:30

Serbia - Kuba, godz. 20:30

Komentarze (0)