W sezonie 2019/2020 Udrys grał w zespole VERVA Warszawa Orlen Paliwa. Nie został w Polsce na kolejny rok, kontraktu z nowym klubem jeszcze nie podpisał. Teraz głowę zaprzątają mu o wiele ważniejsze rzeczy. 29-letni atakujący przebywa w Mińsku. Jest w centrum wydarzeń, które mogą zmienić historię Białorusi. Z bliska obserwuje protesty przeciwko rządom Aleksandra Łukaszenki, które zaczęły się 10 dni temu, po sfałszowanych wyborach prezydenckich. W niektórych sam bierze udział.
Były zawodnik VERVY już oficjalnie zadeklarował, że nie zagra w reprezentacji Białorusi, dopóki nie zostaną spełnione cztery warunki:
1. Rezygnacja Aleksandra Łukaszenki.
2. Przeprowadzenie lustracji na wszystkich poziomach w rządzie oraz sądownictwie.
3. Rozwiązanie OMON-u (jednostki sił specjalnych - przyp.red.), która została zdyskredytowana.
4. Uwolnienie więźniów politycznych zatrzymanych w związku z wyborami i osób zatrzymanych na pokojowych marszach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: płynęła ze... szklanką na głowie. Nieprawdopodobny wyczyn Katie Ledecky!
Nam Udrys opowiada o tym, czego sam doświadczył w ostatnich dniach i co usłyszał od innych, między innymi od tych, których za udział w protestach przeciwko reżimowi Łukaszenki aresztowano, a potem torturowano.
- Jestem już zmęczony i zdenerwowany tym, co od tygodnia dzieje się na Białorusi. Nawet opowiadanie o tym przychodzi mi z trudem, ale czuję się zobowiązany, żeby to zrobić. Pewnie nie wszystkie informacje do was docierają, więc postaram się przedstawić pełny obraz sytuacji.
- Zaczęło się 9 sierpnia, w dniu drugiej tury wyborów. Wszyscy moi przyjaciele i znajomi poszli zagłosować na Swiatłanę Cichanouską. Wiedzieliśmy, że Łukaszenka i tak powie, że wygrał. I tak zrobił. Pokojowe protesty zaczęły się już w nocy z 9 na 10 sierpnia, jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników. Rząd wyłączył internet, w protestujących strzelano gumowymi kulami oraz pociskami wypełnionymi małymi metalowymi kulkami. Nie pozwalano pomagać rannym, jak ktoś próbował to robić, policjanci podbiegali i zaczynali go bić. Zachowywali się okrutnie. Wiele osób zostało rannych, jeden człowiek o mało nie zginął. Został uderzony przez policyjną ciężarówkę, nie wiem jakim cudem przeżył.
- Aresztowano około trzech tysięcy osób. Nazwano ich terrorystami i zapowiedziano, że zostaną skazani przynajmniej na pięć lat więzienia. Drugiego dnia znów do aresztu trafiło kilka tysięcy osób. Cały czas nie było internetu. Przez jakiś czas działała stacja Euronews i z niej dowiadywaliśmy się o protestach. Jednak i ona została wyłączona, chyba drugiego dnia po wyborach. Nie mieliśmy żadnych informacji o tym, co się dzieje, działała tylko rządowa telewizja, która przekonywała, że nic się nie dzieje.
- Kiedy jeden z protestujących został zastrzelony przez OMON, w tej telewizji mówili, że w rękach wybuchł mu ładunek wybuchowy. Tylko, że ludzie nagrali z okien swoich domów to, co się wydarzyło i na tych nagraniach widać, że po prostu go zastrzelono. Innego uczestnika protestów prawdopodobnie pobito w areszcie na śmierć, natomiast wersja rządowej telewizji jest taka, że przedawkował narkotyki. Tylko skąd miał wziąć narkotyki, będąc w więziennej celi? Jego ciała nie pozwolono nikomu zobaczyć.
- U nas prawo jest takie, że po trzech dniach w areszcie albo stajesz przed sądem, albo cię wypuszczają. Więc trzeciego dnia pierwsi protestujący wyszli z aresztu. Mówili, że traktowano ich koszmarnie. Że kilkadziesiąt osób w celi dostawało do podziału litr wody. Że bito ich i torturowano, a niektóre kobiety zostały zgwałcone. Gwałcono też mężczyzn, używając do tego policyjnych pałek.
- Dlaczego policjanci tak się zachowują? Osoby które wyszły z aresztu mówią, że ci, którzy ich torturowali, mieli ich za opłaconych agentów Rosji, Polski czy innych krajów Unii Europejskiej. Nie wierzyli, że to zwykli ludzie. Myślę, że teraz nawet oni zaczynają rozumieć, że się mylą. Tylko że boją się osądzenia, jeśli reżim upadnie. Za to, co robią aresztowanym, pójdą do więzienia na co najmniej 15 lat. Tak samo boją się rządzący, szefowie policji czy OMON-u, bo w ciągu 26 lat rządów Łukaszenki robili straszne rzeczy. Jak władza się zmieni, wszyscy pójdą siedzieć.
- Ja jestem teraz w Mińsku. Dziś (rozmawiamy we wtorek) w mieście jest dużo ulicznych protestów, ale pokojowych. Nikt nie atakuje policji. Widzieliście pewnie obrazki, jak manifestanci rzucają się na szyję funkcjonariuszom, którzy zdecydowali się przejść na ich stronę. Jednak akurat w tym przypadku ja jestem pewien, że ci policjanci zrobili tak na rozkaz rządu. Moim zdaniem rządzący widzą, że brutalnością i przemocą tylko zachęcają ludzi do oporu i protestów, że nikt nie będzie popierał władzy, która ma krew na rękach. Nawet ci, którzy wcześniej popierali Łukaszenkę i głosowali na niego, teraz już go nie popierają. Za nim stoją już chyba tylko ci, którzy w jakiś sposób zyskują dzięki obecnej władzy.
- Sam uczestniczę w pokojowych demonstracjach. W niedzielę byłem na marszu w Mińsku i widziałem tysiące. Nie wiem ile dokładnie, ale na pewno co najmniej 200 tysięcy Białorusinów brało udział w tej demonstracji. O tym, że to cywilizowane protesty, niech świadczy fakt, że wśród maszerujących są wolontariusze zajmujący się zbieraniem śmieci.
- Takie marsze przebiegają spokojnie. Nikt nie atakuje mundurowych, choć z ich strony jest wiele prowokacji. Ludzie rozumieją, że jak dadzą się sprowokować, trafią do aresztu. Wcześniej w ciągu czterech dni aresztowano chyba dziewięć tysięcy osób. Po tym, jak w zakładach pracy zaczęły się strajki, jednego dnia wypuszczono około trzech tysięcy. Większość pozostałych w ciągu kolejnych trzech dni. Ci, którzy wyszli, mogą liczyć na pomoc wolontariuszy, którzy dostarczają im wodę, jedzenie i ubrania, ponieważ niektórych zamknięto półnagich, w samych spodniach. Jest też darmowa opieka psychologiczna. W aresztach wciąż pozostaje około 200 zatrzymanych w czasie protestów. Dokładnej liczby nikt jednak nie zna.
- Protesty to nie tylko marsze. W całym kraju strajkuje wiele zakładów pracy. Ci, którzy biorą udział w strajkach, są zastraszani. Grozi się im zwolnieniami. Niektórzy wrócili do pracy, ale większość wytrwała. Podziwiam odwagę tych ludzi.
- Ludzie są zjednoczeni. Rozumieją, że nadszedł czas, żebyśmy sobie nawzajem pomagali i przeciwstawili się okropnościom. To nie są protesty poparcia dla Cichanouskiej, a sprzeciwu wobec przemocy i Łukaszence. Nikt nie chce, żeby on wrócił, choć wielu wciąż się boi. Nawet nie coś zrobić, a powiedzieć. Mam nadzieję, że naród się obudził, że nie chce już żyć w kraju, w którym można zginąć za złe słowo pod adresem władzy. Że ludzie nie chcą tego dla swoich dzieci. Jeśli mamy coś zmienić, to teraz. Nie będzie drugiej szansy.
- Czy ja się boję? Szczerze mówiąc, liczę się z tym, że mogą zostać wobec mnie wyciągnięte konsekwencje. Już oficjalnie zapowiedziałem, że nie zagram w reprezentacji Białorusi, dopóki Łukaszenka nie ustąpi, winni nie zostaną rozliczeni, a więźniowie polityczni uwolnieni. Uważam, że postąpiłem słusznie. Jestem też pełen uznania dla Andrieja Radiuka, Wiaczesława Szmata i Siergieja Antanowicza, którzy podpisali się pod tą samą deklaracją, a wszyscy trzej grają w białoruskich klubach. Rozumieją jednak, że nie możemy udawać, że nic się nie dzieje i grać dalej.
- Zapomniałem powiedzieć o jednej rzeczy - jest teraz ponad 80 osób, których miejsca pobytu nikt nie zna. Chodzi o to, że jeśli policja zatrzyma cię w nocy, nie pozwala ci z nikim się skontaktować. Tak było z moim przyjacielem. Jego telefon był poza zasięgiem, nie było go na liście aresztowanych. O tym co się z nim dzieje dowiedzieliśmy się od osoby, która przebywała z nim w jednej celi. Pięcioosobowej celi, w której przetrzymywano ponad 20 osób. Tym, którzy wychodzą z takich miejsc, współwięźniowie zapisują na kawałkach chleba telefony do swoich żon i matek, żeby zwolniony z aresztu mógł do nich zadzwonić i powiedzieć im, że ich bliscy żyją.
- Z miejsc, w których prawdopodobnie przetrzymuje się zaginionych, czasami wyjeżdżają policyjne ciężarówki. Niektórzy podejrzewają, że jeżdżą grzebać ciała. Ochotnicy jeżdżą za takimi ciężarówkami, ale kiedy kierujący nimi zauważą, że są śledzeni, zawracają do aresztu. Obawiam się, że w ten sposób wywieziono już wiele zwłok.
- Na własne oczy nie widziałem przemocy i okrucieństwa, ale mój przyjaciel mieszka blisko miejsca, w którym działy się takie rzeczy. Nagrał je i mi pokazał, wysłać nie mógł, bo nie było internetu. Widziałem jednak, jak wyglądały osoby wypuszczone z aresztu. Jednego dnia razem z kolegą staliśmy przy areszcie przez osiem godzin, licząc na to, że wypuszczą naszego znajomego. Rozmawialiśmy z ludźmi, którzy stamtąd wychodzili. Większość z nich była bardzo pobita i zdruzgotana, niektórzy płakali. Wszyscy opowiadają tę samą historię - o torturach i kreatywności policji. Mówili na przykład, że straszono ich zakrwawioną pałką, którą wcześniej miał zostać pobity ktoś zarażony wirusem HIV.
- Uważam, że Łukaszenka z własnej woli nie ustąpi. Wierzę jednak, że system zaczyna pękać. Ludzie zaczęli działać. Rozpoznają policjantów, którzy torturowali aresztowanych i na drzwiach ich mieszkań zostawiają kartki, na których wypisują, czego dopuścili się ci, którzy tam mieszkają. To sprawia, że służący władzy są zdemoralizowani. Zaczynają rozumieć, że robili straszne rzeczy. Moim zdaniem większość z nich zdaje sobie sprawę, że to koniec reżimu.
- I to będzie koniec, jeżeli będziemy solidarni i wytrwali. Władze mogą zastraszyć jedną czy kilka osób, mogą wyrzucać ludzi z pracy i aresztować protestujących, jednak jeśli będziemy razem, możemy wygrać. Musimy to zrobić właśnie teraz. Ten rząd nie ma już tak silny, jak kiedyś. Karmi się już tylko strachem.
- Jeśli obywatele innych krajów chcą nam pomóc, najwłaściwszym sposobem jest wsparcie finansowe. Powstało wiele funduszy celowych, na które można wpłacać pieniądze - jedne są dedykowane osobom, które z powodu strajków i protestów przeciwko władzy straciły pracę, inne zbierają na opiekę medyczną i prawników dla aresztowanych. Mamy nadzieję, że nie interwencji zbrojnej innych państw na Białorusi. Wiem, że Angela Merkel rozmawiała o tym z Władimirem Putinem i że wykluczyli taką możliwość. To dobra wiadomość. Oby rozumieli, że sami chcemy wywalczyć naszą wolność.
- Czy chciałbym o coś poprosić polską społeczność siatkarską? Jeśli jesteście przeciwko temu rządowi, przeciwko przemocy, której teraz doświadczamy, wesprzyjcie jeden z funduszy, albo chociaż napiszcie dobre słowo. Mówcie o nas, sprawcie, żeby jak najwięcej osób usłyszało o Białorusi. To też nam pomoże. Wielu Polaków czy Rosjan już nas wsparło. Piszą do mnie, dodają otuchy. Ich wiadomości są dla mnie ważne, pomagają mi jakoś się trzymać, zwalczyć przygnębienie i desperację.
- Wiem, że Polska ma za sobą trudną historię, że Polacy musieli wielokrotnie walczyć o swoją wolność. W końcu się wam udało i żyjecie teraz we wspaniałym kraju. Mam nadzieję, że Białoruś też się takim stanie.
Finansowego wsparcia protestującym na Białorusi można udzielić za pośrednictwem dwóch organizacji, wskazanych przez Artura Udrysa.
https://m.facebook.com/BYhelpBY - organizacja zbierająca pieniądze na opiekę medyczną i prawników dla poszkodowanych przez władzę
https://www.facebook.com/donate/759400044849707/ - Białoruski Fundusz Solidarnościowy, inicjatywa na rzecz osób, którzy stracili pracę z powodu politycznych represji.
"Chociaż nie jesteś bezpośrednio zaangażowany, to robisz wielką rzecz" - pisze Udrys już po rozmowie, gdy przesyła na jednym z komunikatorów linki do funduszy. Odpisuję, że z nas dwóch to nie ja jestem tym, który robi coś wielkiego.
Czytaj dalej:
Erwina Ryś-Ferens. Życie jak wahadło
Godzina policyjna, brak leków i wielka inflacja. Dickson Choto mówi o sytuacji w Zimbabwe