Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić...
Słowa piosenki Anny Jantar, jednej z najbardziej uznanych artystek polskiej muzyki rozrywkowej, zatytułowanej "Nic nie może wiecznie trwać", jak ulał pasują do siatkarskiej rzeczywistości polskiej kadry. Wiecznie trwać nie może pamiętna drużyna Huberta Wagnera wraz z jej siatkarską hossą, tak samo jak i wiecznie nie może trwać w siatkarskiej gotowości do wskoczenia na parkiet o każdej porze dnia i nocy skład kadry, który wywalczył przed trzema laty wicemistrzostwo świata. Tak już jest to wszystko skonstruowane, że musimy pogodzić się z tym, iż witając jednych, żegnamy drugich. Na żelazne zasady FIVB nie ma bata. I tak ostatnio trochę "popuszczono" i pozwolono na wystawianie w składach czternastu zawodników, w tym dwóch libero, ale (!) tylko w zakończonych rozgrywkach Ligi Światowej. Jak meczowa dwunastka, to dwunastka, nie ma się co spierać. Zresztą dziwnie wyglądałoby boisko, gdyby na prezentację zespołu z obu stron wybiegało po dwudziestu siatkarzy, czyż nie?
Siłą rzeczy musieliśmy więc z różnych powodów, z mniejszym lub większym żalem, pożegnać tych reprezentantów, którzy bronili niegdyś polskich barw narodowych. Kilka lat temu o sile naszej drużyny stanowili przecież Paweł Papke, Marcin Nowak, Dawid Murek, a także wielu innych zawodników, z których część niektórzy pamiętają już tylko jak przez mgłę. Podczas gdy z uczuciem niewymuszonej ulgi obserwowaliśmy zamykające się przed nosem wiecznego awanturnika Piotra Gabrycha drzwi do biało-czerwonego teamu, ze smutkiem wołaliśmy: "Zostań!", oglądając kończenie bestialsko zahamowanej przez liczne kontuzje kariery przez ukochanego siatkarza kibiców - Marcina Prusa. Jedni odchodzą z przyczyn naturalnych, inni z powodu siatkarskiej "selekcji naturalnej", polegającej na odrzucaniu zawodników gorszych i zastępowaniu ich lepszymi, zaś jeszcze inni dlatego, że tak było im pisane (czyt. poprzez kontuzję). Taka jest kolej rzeczy i nie jesteśmy jej w stanie powstrzymać. I choćbyśmy krzyczeli do utraty tchu, nie bojąc się o to, że w pewnym momencie może nam zabraknąć w płucach niezbędnego do funkcjonowania życiodajnego tlenu, aby tylko naszą reprezentację wciąż wspomagali wybitni zawodnicy, nic nam to niestety nie da. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy skazani na kolejną mało udaną zmianę pokoleniową, która zniweczy nasze plany i sny o potędze, gdyż na miejsce "starych wyjadaczy" przyjść mogą równie utalentowani siatkarze, lecz ile my się przy tym strachu o naszą kadrę najemy i ile miesięcy bądź lat spędzimy na nerwowym wyczekiwaniu?!
Także i teraz przyszedł czas na rozstania. W tle słychać znajome takty muzyki i przeciskające się do naszych uszu słowa "Szczęśliwej drogi już czas". Zakończył się bowiem okres doboru zawodników przydatnych do reprezentacji. Operacja "Liga Światowa 2009" o kryptonimie "Młodość" przeszła już do historii i zbombardowała nas licznymi informacjami, które przydadzą się przy selekcji dokonywanej przez trenera Daniela Castellaniego. Niektórzy pożegnają siatkarzy, którzy nie załapią się do dwunastki na mecze kwalifikacji do mistrzostw świata lub czempionatu Starego Kontynentu, z kręcącą się w oku łezką lub też nieskrywaną ulgą. W większości jednak zżyliśmy się chyba z sympatycznymi młodziakami, którzy występowali w pojedynkach z Brazylią, Finlandią oraz Wenezuelą pod zaszczytnym szyldem "Polska". Część z nich zdała siatkarką maturę i może spokojnie przeskoczyć na kolejny etap życia, tym razem już ten dorosły. Jednak niektórzy reprezentanci nie najlepiej napisali swój egzamin, przez co w tym roku nie zobaczymy ich już grających z orzełkiem na piersi. Jednak nie my, kibice, jesteśmy tu srogimi egzaminatorami, obcinającymi złośliwie punkty za najmniejsze choćby błędy i usterki. Tym kimś, na kim spoczywa obecnie największe jarzmo i ciężar spowodowany świętym obowiązkiem, jest polski selekcjoner. Mało kto chyba chciałby się teraz znaleźć w jego skórze.
Stosunkowo niedawno doszły nas bowiem słuchy, iż w reprezentacji Polski znajduje się sześciu pewniaków. W ich gronie jest czterech zawodników, których nie oglądaliśmy w XX edycji rozgrywek popularnej "Światówki". Mowa tu o Sebastianie Świderskim, Danielu Plińskim, Pawle Zagumnym oraz Piotrze Gruszce. Rzeczywiście, trudno jest sobie wyobrazić, że także i tym graczom przyjdzie nam pomachać białą chusteczką. Na szczęście nie dołączyli oni do Michała Winiarskiego i Mariusza Wlazłego, którzy z przyczyn zdrowotnych (głęboko w to wierzę i nic ani nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że obaj panowie nie pragną poczuć na swoich plecach dreszczy, spowodowanych odśpiewaniem przez polskich kibiców acapella "Mazurka Dąbrowskiego", nawet gdyby wszyscy dookoła nazywali mnie osobą łatwowierną i nie znającą życia) musieli zrezygnować na pewien czas z występowania w biało-czerwonych strojach. Miło jest mieć świadomość, że już niedługo, bo w połowie sierpnia w Gdyni, zobaczymy chociaż częściową reaktywację "starej" kadry. Nie bez powodu przecież mówi się, że gdyby nie było popularnego "Gruchy", to trzeba by go było chyba wymyślić. W zaistniałej sytuacji, w której mamy ogromny problem z obsadą pozycji atakującego, słowa te nabierają dodatkowego znaczenia i przestają być tylko niewinnym żartem, stając się jednocześnie przestrogą na przyszłość. Podobnie jest też z pozostałą trójką siatkarzy, których od dawna identyfikujemy z polską reprezentacją.
Wracając jednak do szóstki, jaka ma już praktycznie zaklepane miejsce w kadrze Daniela Castellaniego, są w niej także dwaj zawodnicy, których grze mogliśmy nieco bliżej przyjrzeć się w tegorocznych rozgrywkach World League - Marcin Możdżonek, a także Michał Bąkiewicz. Pierwszy z nich wywalczył to sobie równymi i zwiastującymi świetlaną przyszłość w perspektywie kilku lat w światowej siatkówce występami, zaś drugi charakteryzuje się cechami typowo przywódczymi, jakie pozwoliły mu na objęcie posady kapitana reprezentacji. Jednak aby nasz skład był klarowny, potrzeba nam jeszcze kolejnych pięciu siatkarzy, którzy wyłonieni zostaną z eksperymentalnego składu w Lidze Światowej. Z pełną premedytacją nie mówię tu o brakujących do dwunastki sześciu graczach, gdyż rywalizacja na pozycji libero rozstrzygnie się tylko i wyłącznie pomiędzy doświadczonymi i ogranymi na światowych parkietach zawodnikami - Krzysztofem Ignaczakiem i Piotrem Gackiem.
Przede wszystkim potrzebujemy drugiego rozgrywającego. W ubiegłym sezonie mogliśmy podpatrywać grę duetu Zagumny-Woicki, lecz teraz na drodze nowego nabytku Delecty Bydgoszcz staje młoda rewelacja drugiej połowy sezonu ligowego 2008/09 - Grzegorz Łomacz. Siatkarz reprezentujący barwy Jastrzębskiego Węgla przebojem wdarł się zarówno do składu swojego klubu, jak i narodowej reprezentacji. Dysponuje porównywalnymi do Pawła Woickiego warunkami fizycznymi - nie ma co tu ukrywać, że do miana drągala sporo mu brakuje - lecz szkoleniowiec polskiej kadry wyraźnie zaufał mu w zakończonych niedawno rozgrywkach World League. Jeszcze w ostatniej kolejce spotkań swoją szansę dostał "Mały", lecz szybko został zdjęty z boiska. Czyżby zżarła go trema i świadomość, że może to być ostatnia okazja ku temu, by przekonać do siebie Argentyńczyka? I czy dwudziestosześcioletniemu graczowi strach powinien wiązać ręce i nogi? Wszystko wskazuje więc na to, że z pojedynku Woickiego i Łomacza zwycięsko wyjdzie ten drugi. Miejmy tylko nadzieję, że w razie takiego obrotu sprawy wiele nauczy się on z obcowania z, bądź co bądź, jednym z najlepszych rozgrywających świata.
Po przekątnej z "mózgiem" teamu grywa zawsze atakujący. Jest to z pewnością pozycja najbardziej nas frapująca. Trzeba głośno sobie powiedzieć, że brak nam strzelby na miarę Ivana Milijkovica, który w całej krasie ukazał się nam w turnieju finałowym Ligi Światowej w Belgradzie. Wiemy już, że obok Piotra Gruszki, głównym "bombardierem" w polskiej reprezentacji będzie któryś z młodych atakujących - Jakub Jarosz lub Marcel Gromadowski. Także tutaj teoretycznie większe szanse na uzupełnienie składu ma zawodnik ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, który lwią część pojedynków "Światówki" zaczynał w podstawowym składzie. Cóż jednak z tego, kiedy to właśnie Marcel Gromadowski rozegrał świetne zawody w trudnych pojedynkach z Finami? Jeśli o ten temat chodzi, Castellani może mieć całkiem poważny ból głowy, gdyż obaj brani przez niego pod lupę zawodnicy to młode "wilczki", których dyspozycja w spotkaniach o wysoką stawkę może być jedną wielką niewiadomą. Komu trener nie dałby szansy, z pewnością będą go trawiły wyrzuty sumienia, że jednocześnie odbiera ją temu drugiemu.
Na środku siatki mamy natomiast dwóch pewniaków. Obok "Pliny" i "Możdżona" wystąpi jeden siatkarz z dwójki zainteresowanych - Piotr Nowakowski lub Łukasz Kadziewicz. Jakiś czas temu trener Castellani oceniał ich szanse na załapanie się do meczowej dwunastki na 60 do 40 dla środkowego Domexu Tytan AZS Częstochowa. W międzyczasie jednak obaj wytrwale trenowali w Bełchatowie, starając się przekonać do siebie osobę szkoleniowca, więc tak naprawdę nikt nie jest teraz w stanie powiedzieć, czy taki stan rzeczy uległ zmianie. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że "Kadziu" wraca do kadry po kontuzji i słabym sezonie w lidze, zaś Nowakowski ma za sobą udane występy w klubie i regularną grę w Lidze Światowej. Z drugiej zaś strony Kadziewicz pokazał już w pierwszym meczu rewanżowym z Suomi, że warto na niego stawiać. Dopóki nie opuściły go siły, ze sporym powodzeniem zatrzymywał blokiem ataki swoich rywali. W przypadku obu zawodników o tym, komu trener podziękuje już za tegoroczną grę w reprezentacji, zadecydować mogą siatkarskie milimetry, bo przydałoby się nam zarówno ogranie Kadziewicza, jak i powiew młodzieńczej zadziorności Nowakowskiego.
Najwięcej wątpliwości jest chyba w bolesnym dla wszystkich temacie przyjmujących. Dopóki do pełnego zdrowia nie powróci Marcin Wika, szeregi naszych przyjmujących wzmocni dwójka młodych siatkarzy. Do roli tej kandydują Bartosz Kurek, Zbigniew Bartman oraz Micha Ruciak. Dwaj pierwsi zawodnicy to poniekąd reprezentacyjne "szczypiorki", ponieważ z racji młodego wieku nie mieli zbyt wiele do czynienia z seniorską kadrą. Mogą się oni pochwalić przede wszystkim wysokimi umiejętnościami w ataku oraz zagrywce, zaś nieco gorszym przyjęciem, które jest z kolei atutem Ruciaka. Osobiście mogłabym się założyć, że jeszcze do niedawna nikt nie wyobrażał sobie takiego zestawienia przyjmujących w polskiej kadrze. Ale modyfikacje w składzie dopadły nas także także i tutaj. Czyżby zmiana pokoleń miała przyjść znacznie szybciej, niż się tego spodziewaliśmy?
Jak powszechnie wiadomo, przetasowania i wszelkiego rodzaju przekształcenia są niezbędne. Jedni przychodzą, inni odchodzą - zupełnie jak w normalnym życiu. Nie zawsze zmiany te są przeprowadzane łagodnie. Bywa, że młodzi zawodnicy rzucani są na głębiny siatkarskiego oceanu. Jednak nic nie może przecież wiecznie trwać, a to, czego najbardziej się boimy, nieraz pozytywnie nas zaskakuje. Obyśmy więc za jakiś czas tylko śmiali się z obaw, jakie bezlitośnie nas teraz nękają i z łezką w oku, ale i uśmiechem pełnym nadziei pożegnali odchodzących powoli w cień zawodników.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)