Ponad 789 tysięcy zachorowań od początku pandemii, ponad 44 tysiące zmarłych, dzienna liczba nowych przypadków w październiku na poziomie 15-20 tysięcy. Wielka Brytania, tak jak Polska, zmaga się z drugą falą koronawirusa.
Służba zdrowia daje radę. "Konkretnie ją dozbrojono"
- Uważa się jednak, że sytuacja nie jest gorsza niż w czasie pierwszej fali. Jest tak dużo zachorowań, bo przeprowadza się mnóstwo testów - około 300 tysięcy dziennie - opisuje sytuację Bartłomiej Łuszcz, prezes klubu IBB Polonia Londyn, mistrza Anglii w siatkówce. - Bardzo dużą część chorych stanowią młodzi ludzie, na przykład studenci, a więc osoby młode, u których COVID-19 rzadko wiąże się z zagrożeniem życia - dodaje.
Mimo utrzymującej się na bardzo wysokim poziomie liczby nowych zakażeń, na Wyspach nie pojawia się temat niewydolności służby zdrowia. - Jej przepustowość jest dużo większa niż w Polsce. Poza tym w ostatnim czasie konkretnie ją dozbrojono. W łóżka, respiratory, sprzęt ochrony osobistej. W czasie pierwszej fali w dużych miastach otworzono kilka szpitali polowych z kilkoma tysiącami łóżek w halach i centrach wystawienniczych. One cały czas pozostawały otwarte, choć były praktycznie puste. Teraz się przydadzą. Jak na razie tutejszej służbie zdrowia nie grozi paraliż - zapewnia Łuszcz.
ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie wytrzyma kolejnych obostrzeń. "U nas nawet tłumów nie ma, więc o co chodzi?"
Brytyjczykom zaleca się pracę z domu, noszenie masek w miejscach publicznych i unikanie transportu publicznego, zwłaszcza w godzinach szczytu. Niezależnie od strefy, a kraj jest podzielony na trzy rodzaje stref - żółte, czyli średniego zagrożenia, pomarańczowe - wysokie zagrożenie, oraz czerwone - bardzo wysokie zagrożenie. W tej ostatniej jest na przykład Liverpool.
Pomarańczowy Londyn
Stolica Anglii, Londyn, od niedawna jest w strefie pomarańczowej. Mieszkańcom takich stref zaleca się, żeby w zamkniętej przestrzeni nie spotykali się z osobami spoza swojego gospodarstwa domowego i nie zbierali się w grupy większe niż sześcioosobowe. Biznes może funkcjonować normalnie, choć oczywiście we wzmożonym reżimie sanitarnym. Podobnie jak szkoły, uniwersytety i miejsca kultu religijnego. Śluby i wesela odbywają się z ograniczoną liczbą uczestników. Puby i restauracje za dnia działają normalnie, ale o 22 muszą kończyć działalność. Poza tym problemem jest dla nich zakaz spotykania się z osobami z innych gospodarstw domowych w zamkniętej przestrzeni.
Brytyjczycy narzekają nie na same przepisy, ale na to, że są one skomplikowane, nieprecyzyjne i zostawiają furtki, żeby można było je obchodzić. Na przykład: w strefach z wysoką liczbą zachorowań pary, które nie należą do tego samego gospodarstwa domowego, nie mogą zostawać razem na noc, co ludzie prześmiewczo określają jako "sex ban". No chyba że jeden z partnerów mieszka sam. Albo puby w czerwonych strefach - muszą być zamknięte, chyba że serwują "dania obiadowe". Alkohol można podawać tylko do nich.
- Ludzie są pogubieni. Żartują z tych przepisów, wielu Brytyjczyków lekceważy obostrzenia. Czytałem, że tylko 20 procent osób, które trafia na kwarantannę, przestrzega wszystkich jej zasad - mówi Łuszcz.
Są mistrzami kraju, ale trenować im nie wolno
W jego klubie do antykoronawirusowych restrykcji podchodzi się bardzo poważnie, choć dla IBB Polonii oznacza to duże trudności. Jeszcze do soboty drużyna mogła trenować tylko w sześcioosobowych grupach. Od wprowadzenia w Londynie żółtej strefy nie może już trenować w ogóle.
W takiej strefie sport rekreacyjny, za jaki jest uważana w Anglii siatkówka nawet w wydaniu klubowym, można uprawiać w zamkniętej przestrzeni tylko pod warunkiem, że w czasie aktywności nie ma się styczności z osobami spoza swojego gospodarstwa domowego. - Zgodę na treningi pod dachem ma sport profesjonalny, uniwersytecki, niepełnosprawnych i osób poniżej 18 roku życia. To oznacza dziesiątki tysięcy ludzi, którzy mogą normalnie trenować. Nam nie wolno, bo mimo że jesteśmy mistrzami kraju i dopiero co graliśmy w eliminacjach Ligi Mistrzów, a niedługo będziemy reprezentować Anglię w Pucharze CEV, uważa się nas za amatorów. Kluby koszykarskie czy hokejowe zostały uznane za zawodowe, a realia w wielu z nich nie różnią się od naszych. Tylko te sporty mają większą siłę przebicia. A nasza federacja nie zamierza nam pomagać, ona wręcz chce, żeby siatkówka była traktowana jak dyscyplina amatorska - tłumaczy prezes IBB Polonii.
50 minut na siłowni
Łuszcz zżyma się, że na tej samej sali, na której zawodnikom jego drużyny zabrania się przeprowadzenia treningu, cały czas mogą się odbywać ćwiczenia zumby dla 20-30 osób. Kluby fitness i siłownie, o których w ostatnich dniach tak dużo mówi się w Polsce, w Wielkiej Brytanii mają zgodę na prowadzenie działalności w strefach żółtych i pomarańczowych oraz w niektórych czerwonych.
- Tutaj dużo mówi się o potrzebie ruchu, o jego dobrym wpływie na samopoczucie ludzi w czasie, gdy nakazuje się nam siedzenie w domu. Duża sieć londyńskich siłowni, z której korzystamy, działa tak, że trzeba się zapisać na konkretną godzinę, a ćwiczyć można tylko przez 50 minut. Po treningu jednej grupy osób jest 10 minut na dezynfekcję i wchodzą kolejni klienci - tłumaczy prezes mistrza Anglii w siatkówce. Dodaje, że w niektórych czerwonych strefach takie miejsca są zamknięte (nie we wszystkich, ich działanie w regionach o bardzo wysokim ryzyku to kwestia ustaleń między władzami lokalnymi, a krajowymi). - I tak samo jak w Polsce, dla tutejszych przedsiębiorców to duży problem. Wielu z nich ledwie zipie po pierwszym lockdownie, a teraz znów z dnia na dzień kazano im się zamknąć.
Łuszcz z zazdrością patrzy na londyńską branżę sportowo-rekreacyjną, ale z drugiej strony cieszy się, że daje ona możliwość podtrzymania formy jego zawodnikom. - Dobrze, że mogą trenować chociaż w ten sposób. Przez ten tydzień podtrzymają kondycję, a potem wyjeżdżamy z kraju - zdradza.
Mistrz Anglii na uchodźstwie
Żeby móc przygotowywać się do meczów Pucharu CEV - w 1/16 finału prowadzony przez Polaków klub zagra z czeskim Volejbal Brno - zespół wyjedzie na Cypr. To jeden z zaledwie kilku europejskich krajów, który przez brytyjskie władze nie jest objęty obowiązkiem dwutygodniowej kwarantanny po powrocie na Wyspy. Londyńczycy spędzą tam trzy tygodnie, a w listopadzie rozegrają oba mecze z Czechami. Zarówno ich rywale, jak i Europejska Konfederacja Siatkówki, wyrazili na to zgodę.
- Warunki będziemy mieli lepsze, niż w Londynie bez pandemii. Lepszą pogodę, bo tam jest 30 stopni, a u nas jest już typowo angielsko, czyli szaro, ponuro i deszczowo. Zawodnicy którzy studiują i pracują będą mogli bez problemu robić to zdalnie. Pójdą na poranny trening o 9 rano, skończą go i zaczną swoje inne zajęcia. Też o 9 rano, bo między Londynem a Cyprem różnica czasu wynosi dwie godziny - tłumaczy Łuszcz.
Prezes IBB Polonii nie ma złudzeń, że dla jego klubu ostatni mecz w Pucharze CEV będzie także ostatnim w sezonie 2020/2021. Angielska liga jego zdaniem nie wystartuje. - Tym bardziej zależy nam na pokazaniu się w Europie. Mamy skład i budżet, żeby wreszcie pokazać, że nie jesteśmy tymi "dziadami" z Anglii, że stać nas na wygrywanie z dobrymi drużynami. Wielka szkoda, że federacja nam nie pomaga. I że sezon zakończymy pewnie dużo szybciej, niż byśmy chcieli - kończy.
Czytaj także:
Zamknięte siłownie, baseny i kluby fitness. Sprawdź, kogo dotyczy zakaz
Menedżer klubu fitness: Czeka nas katastrofa. Wiele na to wskazuje