- Nareszcie będziemy mieli naszą parę w weekendowych meczach. Czekaliśmy na to odkąd zaczęliśmy organizować te zawody - powiedział zadowolony Tomasz Dowgiałło, dyrektor organizacyjny zawodów.
Szczęśliwi byli także polscy bohaterowie piątku, którzy najpierw pokonali Łotyszy Martinsa Plavinsa i Tomsa Smedinsa 2:0 (21:16, 21:14), by później odprawić Hiszpanów Inocencio Lario i Raula Mesę 2:0 (22:20, 21:14). - Z Mesą wygraliśmy już trzeci raz. Pamiętam, że byliśmy lepsi od niego także w Manamie w 2008 roku, gdy grał jeszcze z innym partnerem - powiedział tuż po spotkaniu Fijałek. W Manamie Polacy odnieśli największy dotychczas sukces w swojej karierze zajmując czwarte miejsce w turnieju Pucharu Świata.
W sobotnim meczu biało-czerwoni zmierzą się ze znaną sobie argentyńską drużyną Mariano Baracetti/Jose Salema, którą już raz pokonali (21:14, 21:18) - właśnie w Manamie w październiku. Jeśli teraz powtórzyliby ten wynik, mieliby zagwarantowane przynajmniej 5. miejsce (w przypadku porażki zostaną sklasyfikowani na 9. lokacie). O sukces będzie jednak trudno, bo rywale grali w sumie w 288 turniejach. W sumie mają 74 lata, czyli... 30 więcej niż znacznie mniej doświadczeni Polacy.
- Najważniejsze są punkty w klasyfikacji Pucharu Świata. Tych, które tu zdobyliśmy już teraz powinno wystarczyć, by następne turnieje zaczynać nie od eliminacji, a od razu od turnieju głównego - mówili jednogłośnie Polacy.
W sobotę Polacy wyjdą na główne boisko o godz. 10.30. Wydarzeniem dnia będą jednak półfinały i finał kobiet. W najlepszej czwórce znalazły się aż trzy zespoły z Brazylii i, sensacyjnie, świetnie grające kwalifikantki z Australii.