[b]
Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Nie mogła pani wybrać lepszego momentu na debiut w nowym klubie niż własne urodziny. Do życzeń wszystkiego najlepszego mógłbym dodać też otrzymanie statuetki MVP, ale ten prezent sprawiła sobie pani akurat podczas meczu z rzeszowiankami sama.[/b]
Olga Strantzali, przyjmująca Grupy Azoty Chemika Police: Rzeczywiście miałam wtedy urodziny, więc można powiedzieć, że wciąż jest to o czasie. Bardzo dziękuję!
Zmiana barw klubowych na obecnym etapie sezonu wydaje się ryzykownym posunięciem, bo będzie pani musiała w ekspresowym tempie przejść proces aklimatyzacji w zespole. Z drugiej strony, występując w przeszłości w klubach z Legionowa i Piły, zna pani tę ligę od podszewki...
Było dużo niewiadomych, bo przyleciałam tu prosto z Włoch, przyzwyczajona już do innego stylu gry, innej drużyny. Jednak nie miałam aż tak dużych kłopotów, by dopasować się do nowych warunków, bo dziewczyny przyjęły mnie z entuzjazmem. Pomogło również to, że przed podróżą miałam okazję rozmawiać z trenerem Ferhatem Akbasem. Byłam więc gotowa na to, by bardzo szybko stać się częścią tej ekipy.
Jak dużo czasu pozostawiono pani na decyzję?
Można powiedzieć, że był to taki ostatni moment, transfer "last minute". Paradoksalnie mam takie poczucie, że wszystko idealnie zgrało się w czasie. Dokładnie w tym samym momencie, kiedy w Policach zaczęto szukać wzmocnienia, ja podjęłam decyzję o opuszczeniu Bosca San Bernardo Cuneo. Tak naprawdę od pierwszego telefonu, do mojego pojawienia się w Polsce minęło tylko 5 dni. Cieszę się, że trafiłam do klubu z taką renomą jak Grupa Azoty Chemik Police. Dodatkowo po raz pierwszy w karierze będę miała okazję zagrać w rozgrywkach Ligi Mistrzyń.
ZOBACZ WIDEO: Historia Andrzeja Stękały wzorem dla młodych skoczków. "Wyciągnąłem wnioski z trudnego okresu"
Przed czterema laty, po opuszczeniu USA, rozpoczęła pani swoją karierę na Starym Kontynencie. Wtedy również był to początek roku, więc można przyrównać tę sytuację do obecnej. Czy jednak w tamtym czasie presja ciążąca na pani nie była znacznie mniejsza?
To prawda. Kiedy skończyłam studia, w Europie nikt o mnie nie wiedział. Podobieństwem jest może stopień wyzwania, które mnie czekało, bo Beziers Volley było moim pierwszym profesjonalny klubem. Minęły cztery lata, nabrałam doświadczenia. Powinno więc być mi łatwiej, ale też dołączyłam do zespołu, który zgrywa się ze sobą już od pięciu miesięcy.
Wspominała pani, że grając w Cuneo nie wszystko potoczyło się tak, jakby to sobie pani założyła. Uchyli pani rąbka tajemnicy i wyjawi, co poszło nie tak?
Ostatnie tygodnie nie ułożyły się po mojej myśli. Zdecydowałam się odejść z Serie A, bo uczciwie przyznam, że prawie w połowie zeszłorocznych meczów nie pojawiłam się na boisku. Nie chciałam, aby był to dla mnie sezon "stracony" i nie czułam się komfortowo z faktem, że obserwuję poczynania koleżanek z kwadratu. Dlatego też, kiedy pojawiła się taka szansa, bez wahania zdecydowałam się przyjąć ofertę mistrzyń Polski.
Gra w Serie A to dla wielu zawodniczek spełnienia marzeń. W przyszłości chciałaby pani jeszcze raz spróbować swoich sił w najsilniejszej lidze świata, czy raczej wolałaby pani nie wchodzić drugi raz do tej samej rzeki?
Nie zamknęłam za sobą żadnych drzwi. To nie jest tak, że czegoś żałuję. Nie jestem wyjątkiem. Również marzyłam o tym, by grać w Serie A. I jestem szczęśliwa, że to się spełniło! Poziom ligi włoskiej jest niesamowity i myślę, że sam fakt że miałam okazję grać z i przeciwko najlepszym zawodniczkom na świecie zaprocentuje. Nie mówię więc addio tylko arrivederci.
Komentatorzy podczas ostatniego meczu w Policach wspominali, że może pani być brakującym ogniwem w ekipie mistrzyń Polski.
Myślę, że dość dobrze pasuję do tego zespołu. Po pierwsze - mają rozgrywającą, która posyła szybkie piłki na skrzydła, a właśnie takie bardzo mi odpowiadają. Mam też obok siebie doświadczone zawodniczki, które mogą w razie czego pomóc mi w przyjęciu zagrywki.
Utarło się takie przekonanie, że w pani grze największym mankamentem jest przyjęcie zagrywki. Znajduje to odzwierciedlenie w rzeczywistości, czy może obecnie jest to jedynie pułapka, na którą mogą dać się "złapać" rywalki?
Pracowałam nad jakością swojego przyjęcia i uważam, że faktycznie zrobiłam w tym elemencie jakiś postęp. Jedno się jednak nie zmienia - jestem zawodniczką ofensywną i chciałabym być tą drugą "atakującą".
Zmieniając nieco temat i na moment zapominając o sporcie... Jak Greczynka znosi polską zimę?
Hmm... to jest jedyna wada tego kraju - śmieje się Strantzali. Jestem tak przyzwyczajona do ciepła, że to co aktualnie mamy za oknem to już dla mnie trochę zbyt ekstremalna pogoda. Mam za sobą dwa sezony gry w Polsce, więc byłam na to przygotowana. Również we Włoszech mieszkałam w miasteczku na północy Italii, koło Cuneo, które było położone w górach. Poza tym... do wiosny już niedaleko i tego się trzymajmy.
W mediach społecznościowych Grupa Azoty Chemik Police anonsowała pani transfer nawiązując do greckiej kuchni. W Polsce funkcjonuje pojęcie "ryby po grecku", czyli ryby na zimno podawanej z warzywami. Miała pani okazję kiedyś jeść coś podobnego?
Tak, widziałam ten wpis, ale nie, nigdy nie próbowałam ryby po grecku. Ten opis nie brzmi zachęcająco, raczej jak coś okropnego. Być może jednak kiedyś się skuszę.
Kiedy myśli pani o swojej ulubionej greckiej potrawie, którą można polecić w ciemno, to byłoby to?
Jestem trochę typem mięsożercy, co może w dzisiejszym świecie nie jest popularne. Lubię gyros, suwlaki. To chyba takie moje ulubione regionalne jedzenie.
Zobacz również:
PlusLiga. Robert Prygiel nie jest już trenerem Cerradu Enei Czarnych Radom
Tauron Liga. Developres SkyRes Rzeszów wciąż nie może dojść do siebie po kwarantannie. "Jesteśmy dwa tygodnie do tyłu"