Liga Mistrzów. Wojciech Drzyzga: Rosjanie mnie zaskoczyli. ZAKSA - zespół przez duże Z

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Wojciech Drzyzga
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Wojciech Drzyzga

- To jest coś nieprawdopodobnego, jaka jest atmosfera w tym zespole. Jak jest walka, adrenalina, czasem wymknie się jeden gest czy jedno słowo. Ale nie u nich. Drużyna przez duże Z - chwali ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle Wojciech Drzyzga.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: To był najbardziej emocjonujący mecz klubowej siatkówki z udziałem polskiej drużyny, jaki pan widział?

Wojciech Drzyzga, wielokrotny reprezentant Polski w siatkówce, komentator Polsatu Sport: Na pewno weszliśmy na maksymalny poziom emocji. W ogóle dwumecz ZAKSY z Zenitem, a nawet "czteromecz", bo jeszcze dwa spotkania z Civitanovą, obfitował w takie zwroty akcji, w takie historie, które w siatkówce zdarzają się rzadko, ale gdy się zdarzą, to się o nich pamięta. Środowy mecz miał wszystko. Sytuacja się zmieniała, odwracała. Niewykorzystane szanse ZAKSY w końcówkach setów mogły się strasznie zemścić. Rosjanie zaskoczyli tym, że potrafili świetnie grać do samego końca, choć były opinie, że atmosfera w tej ekipie nie jest nawet w połowie taka, jak w polskim zespole, który jest jak siatkarska rodzina.

Spotkanie pokazało trudną cechę siatkówki - z każdego wyniku możesz wygrać i z każdego przegrać, co w tym wypadku miało ogromne znaczenie. Huśtawka nastrojów i wyników dotykała jednych i drugich, ale obie ekipy walczyły do ostatniej piłki, co nie zawsze się zdarza. Wynik wisiał na włosku, w przypadku ZAKSY może trochę na własne życzenie. Nie dałem rady liczyć, ile było piłek meczowych. Tomek Swędrowski naliczył chyba z dziesięć. Jedni i drudzy byli bardzo blisko zwycięstwa. Dlatego nasi gracze tak się cieszyli, a Rosjanie tak przeżywali porażkę.

ZOBACZ WIDEO: Emocjonalna analiza trenera Jacka Pasińskiego. "Cieszyć się czy płakać? Cieszyć się!"

W czasie meczu mówił pan, że dosyć już tych dramatycznych zwrotów akcji. Bo tych było mnóstwo.

Pierwsze dwa sety to jeszcze nie był bardzo wysoki poziom. Dwa zespoły pokazały w nich dwa różne oblicza. Ale potem - komuś, kto nie kibicował żadnej z ekip, ten mecz musiał się podobać. A jak kibicował jednej ze stron, to mógł mieć drobne problemy sercowe. Emocje były duże, bo dużo było zmiennych. Raz jedni, raz drudzy nie wykorzystywali swoich szans. Zobaczyliśmy siatkarskie danie doprawione wszystkimi możliwymi przyprawami. Warto byłoby ten mecz obejrzeć jeszcze raz, bo na gorąco pewne rzeczy umykają. Walka była ostra. Earvin N'Gapeth próbował rozkojarzyć ZAKSĘ. Przede wszystkim doskonale grał, ale miał też te swoje zachowania. Nasi to jednak wytrzymali. Co ciekawe, nie wytrzymał trener Nikola Grbić, oaza spokoju, który świetnie zna sztuczki Francuza. Miał ich już dość i zaczął bronić swoich chłopaków. To pokazuje, że w takich meczach wszystkie chwyty są dozwolone. N'Gapeth próbował wszystkiego i prawie osiągnął cel.

Jego zespół zagrał tak, jak się pan tego spodziewał?

Jeszcze raz powtórzę, że Zenit trochę mnie zaskoczył utrzymaniem doskonałej jakości gry do samego końca. Przed meczem jednego byłem pewien - że ich forma idzie w górę. To co zobaczyłem pokazało mi, że się nie myliłem.

Tym większe słowa uznania należą się ZAKSIE - że potrafili wydrzeć awans nie tylko bardzo silnemu, ale i dobrze dysponowanemu przeciwnikowi.

N'Gapeth, Maksim Michajłow, Aleksander Butko, obaj środkowi - Artiom Wolwicz i Aleksander Wołkow, to są mega wyjadacze. Ale mimo wszystko Zenit jest w trochę słabszym okresie. Był przecież czas, że wygrywali wszystko w klubowej siatkówce. Teraz próbują to odbudować, ale to już się raczej nie uda. W tym sezonie mocno cierpią. I w lidze, i w pucharach. W Lidze Mistrzów i tak moim zdaniem wypadli lepiej, niż zwiastowały to ich wyniki w ostatnim okresie. Ich odpadnięcie z tak dobrym zespołem jak ZAKSA nie jest moim zdaniem żadną niespodzianką.

Do poziomu meczu nie dostosowali się sędziowie. Czech Vlastimil Kovar i Węgier Zsolt Mezoffy popełnili kilka błędów. Stawka ich przerosła?

Ta para nie rokowała od samego początku. Nie wypaczyli wyniku, ale byli zwyczajnie
niegotowi do tego poziomu. Nie brali na siebie odpowiedzialności, nie umieli zapanować nad tym momentem, gdy złośliwości robił N'Gapeth. A potem to trener ZAKSY dostał kartkę. W istotnym momencie nie skorzystali z challenge'u na własne żądanie, a nie na prośbę jednej z drużyn. Panowie tym meczem może złapią doświadczenie, ale takie spotkania nie są dla niedoświadczonych sędziów.

Kto z zespołu z Kędzierzyna-Koźla zrobił na panu największe wrażenie?

W ZAKSIE wyróżnianie pojedynczych graczy po takim meczu byłoby nie na miejscu. To jest coś nieprawdopodobnego, jaka jest atmosfera w tym zespole. Drużyna przez duże Z. Zespół przyjaciół, co widać na boisku. Siatkówka jest sportem, w którym nie można oddać przeciwnikowi, wyładować na nim swoją złość. A nie widziałem w zespole ZAKSY ani jednego wrogiego gestu, wyrazu irytacji, w kierunku kolegi. To naprawdę nie jest łatwe. Jak jest walka, adrenalina, czasem wymknie się jeden gest czy jedno słowo. Ale nie u nich. Znosili wiele trudnych chwil, mieli wiele okazji, żeby krzywo spojrzeć na kolegę. A im się to nie zdarzyło ani razu.

Indywidualnie każdy z nich miał lepsze i gorsze momenty. Wszyscy grali na niezłym poziomie, ale po drodze były trudności. Każdy umiał się jednak odbudować. Nie chcę mówić, że ktoś zagrał słabiej. Niektórzy mieli po prostu mniejszy udział w zdobyczach punktowych. Spotkanie rozegrało się na skrzydłach. To skrzydłowi odegrali decydującą rolę. Ale nikogo nie wyróżnię. Drużyna i jeszcze raz drużyna. Wszyscy spełnili oczekiwania.

Jak dużą rolę w stworzeniu tej atmosfery odegrał trener Grbić? Przed jego przyjściem ZAKSA też miała wyniki, też grała bardzo dobrze, ale nie aż tak.

Najistotniejszą rolę odgrywa tu przede wszystkim stabilny skład. Trenerzy się zmieniali, ale kręgosłup zespołu zostaje niezmieniony. Myślę, że to właśnie ci zawodnicy trzymają szatnię. Grbić na pewno doskonale czyta grę, na pewno umie dotrzeć do zawodników, ale wcześniej swoje zrobił też Ferdinando De Giorgi. Pokazał wysoką kulturę pracy i zachowań, która dla tej ekipy stała się codziennością. A co do dobrej atmosfery - ona nie powstanie, jeśli ludzie w zespole nie będą się prywatnie lubić. Mówi się, że nie trzeba się kochać, żeby dobrze razem grać. Jednak jak się z kimś lubisz, chętnie skoczysz z nim na piwo w wolnym czasie, czy spotkacie się razem z żonami, to na pewno nie zaszkodzi. Myślę, że ten zespół akurat lubi spędzać ze sobą wolny czas. A Grbić do nich dotarł. Na czasach potrafi uspokoić zespół, oderwać ich myśli od złych fragmentów meczów. Jego rękę trochę już widać, ale bez wątpienia Serb trafił na bardzo dobry grot tej kędzierzyńskiej strzały.

Moim zdaniem awans ZAKSY do finału Ligi Mistrzów już teraz jest największym sukcesem polskiego klubu w historii tych rozgrywek. Zgodzi się pan?

Jeśli trzymalibyśmy się tylko suchych wyników, to ZAKSA wyrównała osiągnięcia Skry Bełchatów z 2012 roku i Resovii Rzeszów z roku 2015. Na pewno droga kędzierzynian była ciernista i wymagająca, ale wspaniała. I dlatego ten finał tak dobrze smakuje. Nie mogę jednak odejmować Skrze i Resovii. Resovia w drodze do Final Four ograła Lokomotiw Nowosybirsk, który wtedy był bardzo mocny. Te trzy osiągnięcia stawiam na równi.

W finale mistrzowie Polski zagrają z Trentino. Wydaje się, że to odrobinę niższa półka niż Civitanova czy Zenit.

Jeśli spojrzeć na CV zawodników, to tak. Jednak włoski zespół ma dużo atutów. Co do ZAKSY mam tylko jedną obawę - żeby "dowieźli" tę formę do maja. Poziom, który pokazuje, pozwala nam realnie myśleć o zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Drużyna z Kędzierzyna-Koźla nie będzie w starciu z Trentino ani faworytem, ani outsiderem, ale powinna się świetnie czuć po tym awansie i podejść do finału z dużą pewnością. Jeśli tak się stanie, będzie dobrze.

Czytaj także:
Liga Mistrzów. Niesamowita zmiana sytuacji we włoskim rewanżu. ZAKSA poznała finałowego rywala
Kamil Semeniuk MVP meczu z Zenitem Kazań. "Byłem tak zmęczony, że już nic nie miałem w głowie"

Źródło artykułu: