Zdecydowanym faworytem środowego meczu była Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Pewnie wygrała pierwsze spotkanie z PGE Skrą Bełchatów, a nie tak dawno cieszyła się z odprawienia z kwitkiem Zenita Kazań w półfinale Ligi Mistrzów.
Wydawało się, że bełchatowianie nie znajdą argumentów, by przedłużyć swoje szanse na finał Plusligi. - Do tej pory z ZAKSĄ ciężko było nam wygrać. Cieszymy się, że w końcu ich pokonaliśmy. To było nasze szóste spotkanie w tym sezonie (cztery w PlusLidze i dwa w Lidze Mistrzów - przyp. red.) i wreszcie się udało! Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo zagraliśmy bardzo dobry mecz i jedziemy do Kędzierzyna walczyć o finał - mówił w rozmowie z klubowymi mediami Mateusz Bieniek.
PGE Skra w niedzielnym spotkaniu, do którego dojdzie w Kędzierzynie-Koźlu, i tak nie będzie faworytem. Ma jednak jeden atut. - Zawsze po zwycięstwie lepiej się gra na następny mecz, więc jesteśmy dobrej myśli - podkreślił środkowy.
- O niebo lepiej zagraliśmy u siebie niż w Kędzierzynie-Koźlu. Tamten mecz totalnie nam nie wyszedł. Fajnie, ze wyrzuciliśmy go z głowy i nie pamiętaliśmy o tym, co tam się działo. Po prostu pokazaliśmy swoją siatkówkę - zakończył.
Czytaj też:
PlusLiga. Niespodzianka w Bełchatowie. Grupa Azoty ZAKSA rozbita przez PGE Skrę!
PlusLiga. Znakomici zmiennicy dali finał Jastrzębskiemu Węglowi. Lider VERVY zawiódł
ZOBACZ WIDEO: NBA. Gortat mógł grać w Los Angeles Lakers i Golden State Warriors. "To był błąd popełniony przeze mnie"