Vital Heynen komentuje zwolnienie z Perugii. Wiemy, jak trener kadry Polski pożegnał się z zawodnikami

- Nie mam żalu do prezesa Sirciego. Zrobił to, co uznał za najlepsze dla klubu - mówi zwolniony w czwartek z włoskiej Perugii Vital Heynen. - Dużo się tam nauczyłem. Nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej w klubie - dodaje selekcjoner kadry Polski.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Vital Heynen Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Vital Heynen

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jak skomentuje pan zwolnienie z klubu w czasie trwania finałów Serie A? Jest pan zaskoczony decyzją prezesa Gino Sirciego?

Vital Heynen, selekcjoner siatkarskiej reprezentacji Polski: Nie jestem. Szczerze mówiąc, po przegranej w pierwszym meczu finału liczyłem się z możliwością zwolnienia. Już przed miesiącem mieliśmy niezbyt przyjemną rozmowę, poruszyliśmy wtedy wiele spraw. Jedną z nich był przyszły sezon. Następnego dnia poinformowałem władze klubu, że na pewno nie zostanę na kolejny rok. Wiem, że od tego momentu Perugia szukała nowego trenera. Prezes Sirci chciał kogoś, kto zostanie na dłużej i nie dziwię mu się.

Zmiana trenera między pierwszym a drugim meczem finału ligi nie świadczy dobrze o profesjonalizmie osób, które podjęły taką decyzję.

Nie mnie to oceniać. Jeśli Perugia zdobędzie mistrzostwo, to znaczy, że decyzja była dobra. Prezes Sirci zrobił to, co uznał za najlepsze dla klubu.

W jaki sposób poinformowano pana o zwolnieniu?

Gino podszedł do mnie po czwartkowym treningu i powiedział mi, że chce zakończyć współpracę. Nie mam do niego żalu. Wiem jak myśli, wiem czego chce.

ZOBACZ WIDEO: Ewa Trzebińska o igrzyskach w Tokio. "Ten turniej będzie bardzo wyrównany"

Jak wyglądało pana pożegnanie z drużyną?

Już trzy tygodnie temu, kiedy wiedziałem, że odchodzę, wygłosiłem przed drużyną swoją pożegnalną mowę. Wyjaśniłem im sytuację, powiedziałem, że jestem dumny z naszych wyników. Że mimo wielu problemów, osiągnęliśmy dużo. Graliśmy bez atakującego, w pewnym momencie trzynastu siatkarzy chorowało na koronawirusa. Mimo to fazę zasadniczą Serie A zakończyliśmy na pierwszym miejscu, teraz jesteśmy w finale. Zdobyliśmy superpuchar Włoch, doszliśmy do półfinału Ligi Mistrzów. Jasne, zawsze może być lepiej, ale uważam, że to całkiem dobre wyniki. Powiedziałem też, że zasługujemy na mistrzostwo, ale nie zawsze dostajesz to, na co zasługujesz.

Dziś rano dodałem, że moim zdaniem jesteśmy bardzo blisko Civitanovy i przy niewielkiej poprawie jakości naszej gry możemy zdobyć tytuł i wierzę, że to się uda. Pożegnałem się też z każdym zawodnikiem indywidualnie, każdemu spojrzałem w oczy i przybiłem piątkę.

Gdyby jeszcze raz zaczynał pan pracę w Perugii, zrobiłby pan coś inaczej?

Jest jeszcze dla mnie trochę za wcześnie, żebym mógł ocenić, ale nie byłyby to duże rzeczy. Podobała mi się ta praca. Dużo się nauczyłem. Nowe środowisko, nowe sytuacje, nowy język do opanowania. Nie żałuję ani jednej sekundy spędzonej w klubie.

Od początku pańskiej pracy murem stał za panem Wilfredo Leon. To on był zawodnikiem, w którym miał pan największe oparcie?

Jednym z powodów, dla których przyszedłem do Perugii, był fakt, że gra tam Wilfredo. Po tych dwóch latach mogę powiedzieć, że nasza relacja stała się dużo silniejsza, znamy się teraz zdecydowanie lepiej. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jaką osobą jest Wilfredo Leon. Nie siatkarzem, osobą.

Wasza relacja stała się bardziej osobista, niż zawodowa?

Nie to miałem na myśli. Nie piliśmy razem kawy w centrum miasta, nie jedliśmy wspólnych lunchy. W klubie lepiej się poznaliśmy jako ludzie i lepiej się zrozumieliśmy. Doskonale się nam razem pracowało.

Jakie ma pan plany na kolejne dni?

W sobotę jadę do Belgii. Odwiedzę swojego brata, którego nie widziałem od ponad roku. A w przyszłym tygodniu przyjadę do Polski i zacznę przygotowania do sezonu reprezentacyjnego.

Do rozpoczęcia igrzysk olimpijskich w Tokio zostało mniej niż 100 dni. Czuje pan, że to mało czasu?

Nie, 98 to wciąż dużo. Choć z drugiej strony faktycznie mało, jeśli weźmiemy pod uwagę, ile już czekamy. Zakwalifikowaliśmy się na igrzyska w sierpniu 2019 roku, a pierwszy mecz w turnieju olimpijskim zagramy w lipcu 2021. 700 dni czekania. Cieszę się, że za trzy miesiące to oczekiwanie wreszcie się skończy.

Swego czasu na drzwiach sali treningowej reprezentacji Polski wisiała kartka z liczbą dni pozostałych do igrzysk.

To było jeszcze w 2019! Jeszcze zanim imprezę przełożono. Teraz jak o tym myślę, dociera do mnie, jak dużo czasu minęło od kiedy wieszaliśmy tę kartkę.

Przygotowania do igrzysk, które zaczną się w maju, pewnie macie już dokładnie zaplanowane.

Nie mamy. Wciąż nie wiemy wielu rzeczy, które wpłyną na nasze decyzje. Czekamy na informacje dotyczące siatkarskiej Ligi Narodów, które są dla nas kluczowe. Przez ponad miesiąc mamy być w "bańce", a nie wiemy na przykład tego, w którym hotelu zatrzymają się wszystkie ekipy.

To, jak dobrze będziemy w stanie trenować w czasie Ligi Narodów, wpłynie na nasze decyzje dotyczące wcześniejszej i późniejszej fazy przygotowań. Czy będzie tam odpowiednio wyposażona siłownia, czy będzie boisko treningowe dostępne dla nas w dogodnych godzinach. Jeśli te rzeczy będą, świetnie. Ale jeśli w Rimini nie zapewni się nam odpowiedniej jakości treningów, będziemy musieli zadbać o nią przed VNL i po niej.

A co już wiecie na pewno?

Że w VNL będziemy w "bańce" przez 34 dni. Na tę chwilę zanosi się na to, że z hotelu będziemy wychodzić tylko na treningi i mecze. Już to będzie dla mnie trudne, bo nie cierpię siedzieć w hotelu. Uwielbiam spacerować, pokonywać pieszo po 20 kilometrów dziennie. Nie wiemy natomiast, jak będziemy w tej "bańce" funkcjonować.

O treningach już mówiłem, czekamy też na inne informacje. Czy dostaniemy te pokoje, które chcemy, czy będziemy mieli dostęp do sal konferencyjnych. Zastanawiam się też, jak organizatorzy poradzą sobie ze skoszarowaniem wszystkich ekip w jednym hotelu, czy będą w stanie zapewnić im dobre warunki treningu i odpoczynku. To naprawdę duże wyzwanie, więc mam obawy, czy podołają.

Liga Narodów to najważniejsza część naszych przygotowań do igrzysk, więc wiedza co będzie, a czego nie, jest dla nas niezwykle ważna. Jak możemy zatem poukładać sobie inne fragmenty układanki nie wiedząc, co z tym najistotniejszym? I to mój największy problem - że na tę chwilę jest mnóstwo niewiadomych. Ale ja nawet lubię takie sytuacje, kiedy trzeba się dostosowywać, układać swoje plany z dnia na dzień.

Myśli pan już o tym, jak zadbać o formę psychiczną swoich graczy w czasie pobytu w "bańce"?

Tak, rozmawiamy o tym, mamy pomysły, ale na tę chwilę nie wiemy, co będziemy mogli robić, a czego nie. Nie wiemy na przykład, czy dostawy jedzenia spoza hotelu będą dozwolone. A fajnie byłoby czasem zjeść coś innego, niż to, co zapewnia hotel. Czekamy na dużo praktycznych informacji. Na razie wiem niewiele.

Żebyście mieli większy komfort przygotowań, na pańską prośbę rozgrywki PlusLigi skończą się szybciej.

Nie, nie. Skończą się później, niż tego chciałem. Prosiłem, żeby koniec ligi był 15 kwietnia. Później uzgodniliśmy, że to będzie 18 kwietnia, a koniec końców walka o medale może potrwać do 21 kwietnia.

Tak czy inaczej, walka o mistrzostwo i o brązowy medal toczy się w tym roku do dwóch wygranych. Nie wszystkim się to podoba.

To decyzja władz ligi, nie moja.

Co zyska reprezentacja na tych kilku dodatkowych dniach, zdobytych za sprawą przyspieszenia play-offów PlusLigi?

Będę mógł dać każdemu z kadrowiczów przynajmniej tydzień wolnego. Moim zdaniem zawodnicy muszą dostać minimum tydzień urlopu, żeby przestawić się w głowach z trybu klubowego na reprezentacyjny. Po urlopach będą wchodzić z jednej "bańki" do drugiej. Zamknięcie w jednym hotelu przez 30 dni, bez możliwości zobaczenia się z rodziną, nie jest niczym fajnym. Zanim to nastąpi, chcę, żeby każdy spędził z bliskimi chociaż te siedem dni i nie myślał o siatkówce.

Śledzi pan finałową fazę mistrzostw Polski?

Oczywiście.

Wygrana Jastrzębskiego Węgla w pierwszym spotkaniu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle to dla pana niespodzianka?

Rola faworyta nie jest łatwa. Widzieliśmy to po ZAKSIE już w półfinale ze Skrą. Teraz zobaczyliśmy to znowu. A że gra toczy się do dwóch zwycięstw, nie do trzech, kolejny mecz to dla ZAKSY walka o być albo nie być. Szkoda, że drużyna, która tak zdominowała fazę zasadniczą, skończyła ją z dużą przewagą, teraz tak szybko staje pod ścianą.

Bardzo podoba mi się system ligi japońskiej, w którym nie ma takich sytuacji. Pierwszy zespół fazy zasadniczej jest tam odpowiednio nagradzany za swoją postawę. Po pierwsze, automatycznie awansuje do finału. W finale gra się tylko jedno spotkanie, ale jeśli zespół, który awansował do niego z pierwszego miejsca przegra, jest jeszcze złoty set. Żeby zdobyć mistrzostwo, druga drużyna musi pokonać najlepszą ekipę fazy grupowej zarówno w zwykłym meczu, jak i w tym złotym secie.

A w Pluslidze ZAKSA i Jastrzębski zaczynają od wyniku 0:0. ZAKSA ma przewagę własnego boiska, ale w tych czasach, które mamy, ta przewaga nie ma znaczenia.

Zespół z Kędzierzyna-Koźla poza tym, że w PlusLidze przez cały sezon grał świetnie i bardzo rzadko przegrywał, awansował także do finału Ligi Mistrzów. Zaimponował panu?

Pewnie. Na jednej z konferencji prasowych we Włoszech dostałem pytanie o finał ZAKSY z Trentino. Powiedziałem, że chciałbym zwycięstwa polskiej drużyny, bo to moja drużyna. No dobrze, nie moja, tylko Nikoli Grbicia, ale jest w niej czterech kadrowiczów. Czterech gości, którzy mogą być bardzo ważni dla reprezentacji. Jeśli wygrają Ligę Mistrzów, dobrze to wpłynie na ich morale. Na pewno będę im kibicował. To jakie kolory powinienem założyć na finał? Niebieski i czerwony, tak? No to je założę.

A kto pana zdaniem ma większe szanse na zwycięstwo? ZAKSA czy Trentino?

To, co dzieje się teraz, może mieć wpływ na ZAKSĘ. Przez cały sezon nic nie zachwiało ich pewności siebie, a trzy ostatnie mecze pokazują, że na tym monolicie pojawiają się pierwsze pęknięcia. Jeśli wygraliby finał PlusLigi 2:0, powiedziałbym, że wygrają także w Weronie. A teraz? Zobaczymy, jak skończy się ich walka o złoto z Jastrzębskim Węglem.

Niezależnie od końcowych rozstrzygnięć już teraz za objawienie sezonu trzeba uznać Kamila Semeniuka. Przyjmujący ZAKSY głośno puka do drzwi reprezentacji. Ma szansę na miejsce w dwunastce na Tokio?

Kamil był na mojej liście już w ubiegłym roku, teraz znowu na niej jest. W mojej opinii nie ma wielkiej zmiany w jego grze. Wtedy grał dobrze i teraz też, nawet bardzo dobrze. Ale wielu innych też.

Wybranie tylko czterech przyjmujących spośród tak wielu świetnych polskich siatkarzy będzie dla pana największym problemem w selekcji na igrzyska?

Nie. Jaki to problem, jeśli ma się za dużo dobrych graczy? To nie problem, to luksus. Problem jest wtedy, kiedy brakuje ci siatkarzy na odpowiednim poziomie, gotowych do walki na igrzyskach.

Spytam jeszcze o innego gracza ZAKSY Łukasza Kaczmarka. Ma świetny sezon, zdecydowanie lepszy niż jego konkurenci - Maciej Muzaj, Dawid Konarski. To on ma w tej chwili największe szanse, by pojechać do Tokio jako zmiennik Bartosza Kurka?

Na tę chwilę trudno powiedzieć. Nie miałem możliwości zobaczenia go na żywo, ale z tego co widziałem, gra bardzo dobrze. Po dwóch bardzo trudny latach faktycznie ma świetny sezon. Widzieliśmy jego potencjał już dwa, trzy lata temu, ale potem pojawiły się problemy zdrowotne. A teraz widząc jego grę pomyślałem sobie "Wow, nareszcie". Łukasz dostanie uczciwą szansę, żeby pograć w Lidze Narodów i wywalczyć sobie miejsce w dwunastce na igrzyska.

Do Japonii polecicie ze sporym wyprzedzeniem. Kiedy dokładnie?

12 lipca, zaraz po Memoriale Wagnera. Najpierw będziemy trenować w Takasaki, a do wioski olimpijskiej wprowadzimy się dwa dni przed pierwszym meczem fazy grupowej.

W środę premier Mateusz Morawiecki poinformował, że wszyscy członkowie kadry olimpijskiej przed wylotem do Tokio zostaną zaszczepieni. Cieszy się pan?

Oczywiście. Już w styczniu pytałem, czy będzie taka możliwość. Dobrze, że przyjmiemy szczepionkę. To będzie dla nas szczególnie ważne od strony mentalnej. Zawodnicy nie będą się martwić, że zachorują. Jak ktoś będzie miał 37 stopni, nie będzie się zastanawiał, czy ma koronawirusa.

Czytaj także:
"Perugia to jak saloon na Dzikim Zachodzie". Twitter o zwolnieniu Vitala Heynena
"Szok". Włosi odsłaniają kulisy zwolnienia Vitala Heynena

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×