Trener ZAKSY przed finałem Ligi Mistrzów. "Takie plotki nam nie pomagają"

Przed nami jeszcze jeden ekstremalnie ważny mecz - mówi WP Sportowe Fakty trener Nikola Grbić. Jego ZAKSA zmierzy się w sobotę w finale Ligi Mistrzów z włoskim Itas Trentino.

Arkadiusz Dudziak
Arkadiusz Dudziak
Nikola Grbić WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Nikola Grbić
Już w sobotę zawodnicy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle mają szansę zapisać się w historii polskiej siatkówki. Podopieczni Nikoli Grbicia zagrają 1 maja o 20:30 w finale Ligi Mistrzów w Weronie, a ich przeciwnikiem będzie włoski Itas Trentino. Kędzierzynianie wcale nie stoją na straconej pozycji, bowiem wcześniej wyeliminowali dwie wielkie marki: Cucine Lube Civitanova oraz Zenit Kazań.

Gracze ZAKSY wygrali w cuglach fazę zasadniczą polskiej PlusLigi, ale w kwietniowym finale dość nieoczekiwanie przegrali z Jastrzębskim Węglem. W rozmowie z WP SportoweFakty trener ekipy Nikola Grbić mówi o trudach porażki, presji w finale Ligi Mistrzów, powrocie Pawła Zatorskiego po kontuzji oraz komentuje plotki o możliwym odejściu do Sir Sicoma Monini Perugia.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: To bardzo dziwna sytuacja, bo wasi rywale mają 24 dni przerwy przed finałem Ligi Mistrzów, a wy niecałe dwa tygodnie. Myśli pan, że to będzie miało wpływ na poziom gry?

Nikola Grbić, trener Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: Myślę, że ponad 20 dni przerwy od ostatniego spotkania ligowego w przypadku Trento z pewnością im nie pomoże, bo traci się rytm meczowy. Jednak wraz z pierwszym gwizdkiem wszyscy zawodnicy już o tym zapomną, więc sądzę, że ta przerwa nie będzie miała wielkiego wpływu na ich czy też nasz występ.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Strzela jak "nowy Messi"
A jak wykorzystaliście te ostatnie dwa tygodnie?

Pracowaliśmy nad naszą grą, nad powrotem do rzeczy, które wykonywaliśmy dobrze przed końcówką sezonu. Przygotowaliśmy się także pod kątem czytania gry Trento. Nie ma zbyt wiele czasu na gwałtowne zmiany. Robimy wszystko, żeby być jak najlepiej przygotowani na finał. Czy zaprezentujemy to, co wcześniej podczas sezonu i czy to wystarczy na pokonanie Trento? To pokaże boisko, ale będziemy gotowi na to starcie.

W Polsce tylko Płomień Milowice dostąpił zaszczytu bycia najlepszym klubem Europy, a działo się to w 1978 roku. Odczuwacie większą presję z tego powodu, że stajecie przed historyczną szansą?

Rozmyślanie na ten temat może tylko nałożyć na nas dodatkową presję. My musimy się skoncentrować na tym, co musimy zrobić na boisku i postarać się zaprezentować jak najlepiej. To, ile lat upłynęło od ostatniego triumfu, ci nie pomaga, tak jak sytuacja, kiedy nam liczono zwycięstwa z rzędu. To tylko wywołuje niepotrzebne ciśnienie. Mieliśmy bardzo dobry sezon, zasłużyliśmy na awans do tego finału i mam nadzieję, że zaprezentujemy pełnię swoich możliwości. Chcę też, żebyśmy się cieszyli udziałem w takim widowisku. To się nie dzieje często w karierze poszczególnych graczy czy trenerów, że walczy się w finale Ligi Mistrzów.

Część ekspertów wskazuje na to, że zagrywka Trentino może być ich najsilniejszą bronią w finale. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?

Również Lube i Zenit bardzo dobrze zagrywali, a udało nam się ich wyeliminować. Mają znakomitych zagrywających w całej drużynie, jednak my też mamy bardzo dobrych przyjmujących oraz potrafimy serwować. Sądzę, że obie drużyny zaprezentują bardzo dobrą siatkówkę, więc myślę, że to będzie znakomite widowisko.

Wasza porażka w finale PlusLigi z Jastrzębskim Węglem była wielką niespodzianką. Jakie panują nastroje w drużynie po tej przegranej?

Przez pierwszych kilka dni było bardzo źle. Zawodnicy dostali trzy dni wolnego. Byliśmy bardzo rozczarowani przebiegiem finału. Ale udało nam się przez to przejść. Może nie do końca pogodzić się z tym, ale zrozumieliśmy, że przed nami jeszcze jeden ekstremalnie ważny mecz. Rozmyślanie o tym, co się wydarzyło przed 10 dniami, nie pomogłoby nam w tym, żebyśmy byli maksymalnie przygotowani i skoncentrowani na 1 maja.

W finale nie pokazaliście takiego poziomu gry jak podczas całego sezonu. Co zadecydowało o porażce?

Pierwszą sprawą było to, że graliśmy bez Zatorskiego praktycznie cztery najważniejsze mecze w sezonie. To zawodnik, który w tych rozgrywkach był dla nas bardzo ważny w obronie, był jednym z liderów boiskowych, który dawał pozytywną energię. To bardzo ważna postać dla drużyny, także pod kątem morale i stabilności. Zmieniliśmy też z tego powodu sposób naszej gry, bo Zatorski to jeden z najlepszych libero na świecie.

Z drugiej strony też straciliśmy dużo energii na ten trzeci mecz w Bełchatowie ze Skrą. Wiedzieliśmy, że to starcie o być albo nie być. Przed tym spotkaniem nie spałem trzy dni, bo nie mogłem uwierzyć, że przez dwa mecze możemy stracić szanse na trofeum, które dla nas było tak ważne. Nie mieliśmy więc zbyt wiele czasu na odpoczynek. Wpływ na naszą przegraną miało też to, że graliśmy do dwóch wygranych w finale. Kiedy się przegra pierwsze starcie, to cię ten fakt podminowuje. To również wywierało coraz większą presję.

To spowodowało, że nie zaprezentowaliśmy tego, co wcześniej w trakcie sezonu. W pierwszym starciu półfinałowym ze Skrą, kiedy Zatorski grał normalnie, mecz zakończył się w niewiele ponad godzinę. Gdyby mógł grać później, to wygralibyśmy i drugie spotkanie ze Skrą, dzięki czemu mielibyśmy tydzień na przygotowanie na finał. Wyszlibyśmy pewni siebie, stabilni i świetnie przygotowani. Wydaje się, że to małe rzeczy, ale one nagromadziły się i teraz widzisz, że nie byliśmy w stanie prezentować się tak dobrze. Jastrzębski Węgiel wygrał finał w dwóch meczach prezentując znakomitą siatkówkę.

W finale Ligi Mistrzów Paweł Zatorski będzie w pełni gotowy do gry?

Będzie. Powoli wraca na swój poziom, ale już jest w o wiele lepszej formie niż wtedy, kiedy graliśmy w finale PlusLigi, co było zrozumiałe, bo po 12 dniach przerwy od treningów trudno było oczekiwać, że utrzyma formę. Teraz już wrócił całkowicie i mam nadzieję, że te kilka treningów przed meczem z Trentino pozwolą mu powrócić na poziom, który prezentował wcześniej.

W "Przeglądzie Sportowym" prezes Sebastian Świderski stwierdził, że plotki o pańskim odejściu do Perugii mogły wpłynąć na postawę drużyny w finale z Jastrzębskim Węglem. Czy tak było w istocie?

Plotki zawsze były i zawsze będą. Kiedy się te artykuły pojawiły, powiedziałem graczom, żeby nie zwracali uwagi na to, kto i gdzie się znajdzie w następnym sezonie i że to tylko dziennikarskie spekulacje, a ja z nikim nie rozmawiam. Powiedziałem, że chcę, żebyśmy zdobyli mistrzostwo oraz Ligę Mistrzów. To, co ludzie piszą w artykułach, nie pomoże nam prezentować się lepiej.

Tak się dzieje w siatkarskim świecie. Kiedy Bruno powiedział, że nie zostanie w Lube, to w tamtym momencie zaczęła się licytacja, kto go zastąpi. Rozmawia się wtedy o tym, którzy zawodnicy mają kontrakt, a którzy są wolni. Zaczyna się mówić o różnych nazwiskach, któryś z nich podpisze kontrakt, bo liczba kandydatów też jest ograniczona, i wtedy ci dziennikarze, którzy zgadli prawidłowo, powiedzą, że przecież od razu tak pisali.

Takie plotki nam nie pomagają. Jedyna rzecz, która nas interesuje, to żebyśmy byli najlepsi w Weronie. Chcemy zdobyć to trofeum, którego brakuje ZAKSIE, całej polskiej siatkówce i każdemu z nas indywidualnie. Jesteśmy skupieni na finale Ligi Mistrzów.

Czytaj więcej:
Prymusi, średniacy i outsiderzy. Oceny drużyn PlusLigi 2020/2021
Developres SkyRes Rzeszów ogłosił sztab na przyszły sezon. Jest jedna zmiana

Kto wygra tegoroczną Ligę Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×