Poprowadził Polskę do mistrzostwa świata. W Tokio może odegrać kluczową rolę

Newspix / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Bartosz Kurek
Newspix / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Bartosz Kurek

Nie załapał się na mistrzostwa świata w 2014. Cztery lata później był w wybornej formie i zdobył upragnione złoto. Bartosz Kurek znowu może być liderem Polaków. Tym razem na igrzyskach. Kadra zaczyna przygotowania. W czwartek mecz z Belgami (20.30).

Bartosz Kurek ma za sobą świetny sezon w lidze japońskiej. W 33 meczach w barwach Wolfdogs Nagoya zdobył prawie 1000 punktów i stanowił filar drużyny, która wywalczyła brąz. Czy atakujący poprowadzi kadrę do złota igrzysk w Tokio, tak jak to zrobił na mistrzostwach świata przed trzema laty?

Odrzucony na ostatniej prostej

Zadebiutował w kadrze jeszcze jako nastolatek. Bartosz Kurek przez wiele lat stanowił o sile polskiej reprezentacji. Zdobył z nią mistrzostwo Europy w 2009 roku oraz Ligę Światową. Później przyszła porażka w ćwierćfinale na igrzyskach w Londynie. Jednak najtrudniejsze momenty w reprezentacyjnej karierze Kurka miały dopiero nadejść.

W 2013 roku odbyły się mistrzostwa Europy, których Polska była współgospodarzem. Mówiono o medalu, ale Biało-Czerwoni nie dotarli nawet do ćwierćfinału, przegrali z Bułgarią 2:3. Sezon później w naszym kraju odbył się siatkarski mundial. Już pod wodzą nowego trenera, bowiem Andreę Anastasiego zastąpił Stephane Antiga.

ZOBACZ WIDEO: ZAKSA ma mały niedosyt mimo wygrania Ligi Mistrzów. "Osiągnęlibyśmy wszystko w tym sezonie"

Kurek do końca walczył o miejsce w składzie jako przyjmujący. Jednak ostatecznie został odrzucony przez francuskiego trenera na ostatniej prostej, na kilkanaście dni przed rozpoczęciem turnieju. Zawodnik musiał oglądać w telewizji, jak jego koledzy zdobyli przed własną publiczną tytuł najlepszej drużyny globu.

Później jednak znalazł wspólny język z Antigą. Stał się jednym z najważniejszych zawodników kadry, ale ta nie osiągała już wielkich sukcesów. W 2016 roku Biało-Czerwoni pojechali na igrzyska w Rio, choć niewiele brakowało, a wcale by się tam nie znaleźli. Nie zrobili jednak wielkiej furory, a w ćwierćfinale odpadli z USA.

Cud w Turynie

Po nieudanej przygodzie z kadrą Ferdinando De Giorgiego szkoleniowcem został Vital Heynen. Pod wodzą Belga Polacy mieli powalczyć o obronę tytułu mistrza świata, jednak mając w pamięci fatalne występy w 2017 roku mało kto wierzył, że Biało-Czerwoni będą w stanie powtórzyć sukces sprzed czterech lat.

Nasi reprezentanci wyprowadzili jednak z błędu największych sceptyków. Polacy po pokonaniu Serbii awansowali do najlepszej szóstki turnieju. Decydująca faza odbywała się w Turynie. Po zwycięstwie nad Brazylią w finale obrona tytułu przez podopiecznych Vitala Heynena stała się faktem. Kurek był niekwestionowanym liderem naszej kadry i w trzysetowym meczu przeciwko Canarinhos zdobył aż 24 punkty.

Atakujący był wiodącą postacią drużyny przez cały turniej. W 11 meczach wywalczył aż 171 punktów, a w kluczowych momentach nie drżała mu ręka. Jego znakomita forma została doceniona, wyróżniono go statuetką dla najlepszego zawodnika turnieju. Kurek był zdecydowanie innym siatkarzem niż przed poprzednimi mistrzostwami świata, na które ostatecznie nie pojechał.

- Oczywiście, gdy zdałem sobie sprawę, że nie będzie mnie w kadrze na mistrzostwa świata w 2014 roku, miałem różne przemyślenia i uczucia. Bez doświadczeń sprzed czterech lat nie byłbym jednak tu, gdzie jestem teraz. Nie byłbym takim człowiekiem, jakim jestem dzisiaj - przyznał Kurek w rozmowie z WP SportoweFakty po wywalczeniu tytułu.

Cały zespół łatwo znalazł wspólny język z Vitalem Heynenem. - Powiedział też ważną rzecz: nadrzędnym celem w reprezentacji miało być to, żebyśmy za rok z niecierpliwością czekali na przyjazd na zgrupowanie. I rzeczywiście, w momencie, gdy rozstawaliśmy się przy autobusie w Warszawie, każdy z nas to powiedział. "Kur**, ale szkoda, że to się już kończy" - stwierdził atakujący.

Szczeciński statek poszedł na dno

Sezon 2018/19 był jednym z najbardziej pechowych dla gwiazdy naszej kadry. Kurek podpisał kontrakt ze Stocznią. Do Szczecina ściągnięto największe światowe gwiazdy z MVP MŚ na czele. Mówiono nawet, że klub ma w ciągu kilku lat wygrać Ligę Mistrzów. Zespół jednak okazał się niewypłacalny i przetrwał tylko kilka miesięcy.

Szczeciński statek poszedł na dno już w listopadzie, ale MVP mistrzostw świata nie musiał długo czekać na nowe propozycje. Trafił ostatecznie do ONICO Warszawa. Nie dokończył jednak sezonu, bowiem atakującemu przydarzyła się poważna kontuzja kręgosłupa. Musiał poddać się operacji i zaczął się wyścig z czasem. Chciano doprowadzić zawodnika do formy na kwalifikacje do igrzysk.

Ostatecznie to się nie udało. Podopieczni Vitala Heynena zdołali jednak sobie poradzić bez lidera z mundialu i awansowali do Tokio bez najmniejszych problemów. Kurek nie pojechał jeszcze na rozgrywane miesiąc później mistrzostwa Europy, lecz znalazł się w składzie na Puchar Świata, na którym Biało-Czerwoni zdobyli srebrny medal.

Śladami kapitana

Sezon 2019/2020 Kurek spędził w Vero Volley Monza, jednak nie osiągnął z klubem większych sukcesów. Zdecydował się pójść śladami kapitana reprezentacji Michała Kubiaka, który już od 2016 roku występował w Panasonic Panthers. Atakujący reprezentacji trafił do ligi japońskiej, do Wolfdogs Nagoya.

Niektórzy twierdzą, że Japonia to nie najlepszy kierunek. W każdym zespole może występować zaledwie jeden obcokrajowiec, a poziom ligi nie powala. Często zagraniczni zawodnicy są bardzo obciążeni w ataku. Jednak jak pokazuje przykład Michała Kubiaka, nie musi to wcale oznaczać obniżki poziomu gry w kadrze.

Zwłaszcza, że Kurek prezentował się w tym sezonie bardzo dobrze. W 33 meczach zdobył aż 948 punktów, osiągając aż 58,7 proc. skuteczności w ofensywie. Polak uzyskał średnią 7,9 punktu na set. Zdobył brązowy medal ligi.

Po sezonie w lidze japońskiej Bartosz Kurek z pewnością będzie gotowy na duże obciążenia w kadrze. Jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników, bowiem w reprezentacji zadebiutował 14 lat temu. Na igrzyskach w Tokio to może zaprocentować.

Czytaj więcej:
Zmarł wybitny polski trener. Małgorzata Glinka-Mogentale: Zaszczepił we mnie miłość do siatkówki
Izrael pod ostrzałem palestyńskich rakiet. Sebastian Pęcherz: Życie jest sparaliżowane

Komentarze (3)
avatar
obiektywny
13.05.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Może (odegrać kluczową rolę) ale nie musi! 
avatar
Maraczek
13.05.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Co to za liga japońska odbiegająca w znacznym stopniu od lig europejskich. To nie lata sześćdziesiąte kiedy siatkówka japońska stała na wysokim poziomie. Gra w takiej lidze to uwstecznianie się Czytaj całość
sajok
13.05.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Po tym jak nie pojechał na mistrzostwa w 2014r. i "musiał" oglądać jak koledzy zdobywają złoto bez niego a cztery lata później sam sobie to złoto wytargał jestm pełen podziwu i szacunku dla nie Czytaj całość