Marcin Możdżonek: Polityka? Skłamałbym mówiąc, że o tym nie myślałem

- Jeżeli kiedykolwiek zobaczycie mnie w polityce, to tylko z konkretnym planem działania. Chciałbym zrobić coś dobrego. Najpierw chcę jednak ułożyć sobie swoje życie po życiu - mówi Marcin Możdżonek, siatkarski mistrz świata i Europy.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Marcin Możdżonek WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Marcin Możdżonek
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Rok temu zakończyłeś karierę, od tego czasu jesteś przede wszystkim biznesmenem z branży budowlanej. Jak odnajdujesz się w życiu po sporcie? Marcin Możdżonek, były reprezentant Polski w siatkówce, mistrz Europy z 2009 roku, mistrz świata z 2014 roku. Dwukrotny olimpijczyk: Przede wszystkim to jestem chyba tatą na pełny etat. Postanowiłem poświęcić trochę czasu synom, ponieważ jako siatkarz miałem go niewiele dla rodziny. A moja działalność w biznesie? Z czegoś trzeba żyć, sportowcom opłata reprograficzna nie przysługuje. Mam firmę handlującą farbami i żywicami. Rozmawiam z klientami, szukam nowych, obsługuję stronę internetową i media społecznościowe tego przedsięwzięcia.

Podoba ci się to zajęcie?

Adrenaliny jest zdecydowanie mniej, aczkolwiek też jest bardzo ciekawie. Zamknąłem pewien etap swojego życia, bardzo dynamiczny i kolorowy. Teraz przyszedł czas na więcej spokoju.

ZOBACZ WIDEO: Czym jest "bańka" podczas Ligi Narodów? Wyjaśnia kierownik reprezentacji

Marcin Gorat i Małgorzata Glinka-Mogentale mówili, że jako sportowcy mieli życie rozpisane na minuty. A kiedy przestali być sportowcami, przez pewien czas nie wiedzieli, co ze sobą robić.

Miałem podobnie. Będąc zawodowcem, człowiek ma wszystko zaplanowane na rok do przodu, z większym lub mniejszym przybliżeniem wie, o której zje śniadanie, o której pójdzie na trening, kiedy będzie drzemka, obiad, wyjazd na zgrupowanie, na mecz i tak dalej. Nagle to znika i myślisz, co ja mam teraz robić. Trzeba wziąć kalendarz i wszystko rozpisać samemu. Nauka planowania zajęła mi kilka miesięcy.

Poza adrenaliną brakuje ci dużych emocji, które daje zawodowy sport?

Trochę brakuje. Tak samo jak rywalizacji, meczowej otoczki. Jak oglądam mecze w telewizji, trochę mnie nosi. Na przykład patrząc na finał Ligi Mistrzów, w którym ZAKSA wygrała z Trentino, zazdrościłem chłopakom, chciałbym tam grać. Jednak zaraz potem przypomniałem sobie o wyjazdach, przygotowaniach, podróżach, ciągłej nieobecności w domu. I wtedy stwierdziłem, że podjąłem dobrą decyzję. Nie wyobrażam sobie, że miałbym teraz jechać do Rimini i zamknąć się na miesiąc w "bańce".

Powiedziałeś kiedyś, że sportowiec powinien myśleć o tym, co będzie robił po karierze, zanim ją rozpocznie. Jak długo przygotowywałeś się do tego, co robisz teraz?

Kiedy zaczynałem przygodę ze sportem, oswajałem się z myślą, że koniec przyjdzie bardzo szybko. Przez kontuzje przyszedł nadspodziewanie szybko. Przez ostatnie lata grania miałem w głowie, że trzeba sobie szykować miękkie lądowanie, bo jeśli sam się nie przygotuję, nikt tego za mnie nie zrobi. Skończyłem studia, dużo czytałem, uczyłem się, starałem się łapać jak najwięcej wiedzy z zakresu biznesu. Jednak potem całą tę wiedzę i tak zweryfikowało życie.

Wszedłeś w ten zawód i okazało się, że wszystkiego musisz się uczyć od nowa?

Zgadza się. Mieliśmy zupełnie inne wyobrażenie o naszej działalności. Oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością.

Co najbardziej cię zaskoczyło? Pandemia?

Paradoksalnie pandemia w pewnych momentach była dla nas dobra. Ludzie pozamykali się w domach i był czas na remonty. Ten plus nie przykrył jednak kilka minusów, których było więcej. Najbardziej zaskoczyło mnie, że w świecie regulowanym prawidłami twardego biznesu nie ma miejsca na sentymenty. Możemy sobie usiąść, porozmawiać o siatkówce, wypić kawę, ale kiedy przychodzi co do czego, nie liczą się sympatie. No i druga sprawa - najważniejszy jest Excel. Jak chcesz robić biznes, w Excelu wszystko musi się zgadzać. Piękne oczy nie pomogą.

Co z tego, czego nauczyłeś się jako sportowiec, przydaje ci się w działalności biznesowej?

Wiele rzeczy. Sport uczy pokory, wytrwałości, uczy, że ciężka praca w końcu przyniesie efekt i nie wolno się poddawać. I że z porażek należy wyciągać wnioski i pobierać nauki.

Zanim zająłeś się biznesem, myślałeś, żeby po karierze sportowej zacząć karierę prawniczą. Mówiłeś, że prawo cię fascynuje, że potrafiłbyś się odnaleźć na sali sądowej.

Niestety, miałem okazję kilka razy być na takiej sali. Pasowałoby mi to. Trudno mi powiedzieć, co mnie w prawie fascynowało, ale ciągnęło mnie do niego od najmłodszych lat. Kiedyś myślałem, że najlepiej sprawdziłbym się w roli adwokata. A teraz sądzę, że chyba jednak jako prokurator. Niestety, ukończenie studiów prawniczych jest bardzo trudne, kiedy jednocześnie zawodowo gra się w siatkówkę. Nie dałem rady. Rekompensuję to sobie poruszając różne prawnicze wątki na Twitterze. Zresztą, emocji to medium również mi dostarcza. Wystarczy wdać się w dyskusję o tematyce polityczno-prawnej i zastrzyk adrenaliny gwarantowany.

Na Twitterze regularnie komentujesz rzeczywistość, ale w nieoczywisty sposób. Twoje wpisy bardziej pasują do bywalca programu "7 dni świat", niż do byłego sportowca.

Polityką interesuję się praktycznie od zawsze, chyba nawet bardziej, niż prawem. Konto na Twitterze założyłem już dawno temu, ale zdecydowałem, że jako czynny sportowiec nie powinienem zabierać głosu w sprawach innych niż sportowe, bo straciłbym wiarygodność. A teraz, kiedy już nie gram, uznałem, że mogę się wypowiadać w sprawach, które mnie interesują, czy po prostu trochę pośmieszkować. Bardzo lubię geopolitykę. Mamy w tej dziedzinie kilku asów, na przykład doktora Jacka Bartosiaka czy doktora Leszka Sykulskiego. Oni potrafią dostarczyć ogrom wiedzy, im więcej się ich słucha, tym bardziej człowiek jest przerażony, jacy jesteśmy słabi, mali i nieznaczący na arenie międzynarodowej.

Od czasu do czasu próbujesz zwracać uwagę na to, jak Rosjanie pogrywają z Unią Europejską. Bez sentymentów, kierując się tylko i wyłącznie swoim interesem.

W tych sprawach nie ma sentymentów, czego część naszej klasy politycznej nie rozumie. Liczą się tylko i wyłącznie interesy. Reszta to PR, który ewentualnie może być narzędziem nie celem samym w sobie.

Co najbardziej cię interesuje w polityce międzynarodowej?

Gra na wielu poziomach. Jest ten poziom oficjalny, PR, gdy pokazujemy, że jest cudownie, klepiemy się po plecach, przyjeżdża do nas Donald Trump, wygłasza piękną mowę i wszyscy są zachwyceni, a to tak naprawdę nic nie znaczy, bo polityka rozgrywa się jeszcze na trzech, czterech innych poziomach. Administracji, służb specjalnych. To wszystko jest tak skomplikowane, że głowa boli.

Nie boisz się pisać też o sprawach społecznych, które akurat są na czasie. Niedawno zakpiłeś z opłaty reprograficznej.

Mój wpis na ten temat był gorzką ironią. Dla mnie sprawa jest żenująca. Jako zawodowy sportowiec po zakończeniu kariery nie dostaję nic. Nie mam emerytury sportowej ani żadnego innego zabezpieczenia. Jeszcze grając, o czym rozmawialiśmy, wiem o tym, że muszę ułożyć sobie życie po życiu. Czemu artyści nie mogą tego robić? Nasze zawody są stosunkowo podobne, z jedną bardzo zasadniczą różnicą. Ja mogę grać maksymalnie do 40. roku życia. A dobry muzyk, pisarz, pieśniarz może tworzyć i występować dopóki mu zdrowie pozwoli, czasami do końca swoich dni. Nie słyszałem jednak, żeby jakiś sportowiec domagał się wynagrodzenia dla siebie od każdego sprzedanego urządzenia, na którym można oglądać mecz z jego udziałem.

Wychodzi z ciebie gospodarczy liberał. Sam byś tak siebie określił?

Myślę, że tak. Im więcej wolności w gospodarce, tym lepiej i łatwiej. I tym więcej pieniędzy zostaje u ludzi. Wszystkich rozumów nie zjadłem, ale mam już pewne doświadczenie w tej materii.

Z kolei w sprawach światopoglądowych jesteś raczej konserwatystą.

Zawsze nim byłem. Dobrze się czuję z takimi poglądami. Ludziom "konserwa" kojarzy się ze średniowieczem, zabobonami, niechęcią do zmian. To nieprawda. Konserwatyści jak najbardziej przyjmują zmiany, tylko podchodzą do nich ostrożnie, bardziej je analizują. Jestem konserwatystą w angielskim wydaniu, u nas w Polsce to wszystko jest pomieszane. Ktoś powiedział, że w zasadzie mamy tylko dwa nurty polityczne. Lewicę pobożną i mniej pobożną. Coś w tym jest.

Wracając do Twittera, co cię w nim najbardziej drażni?

Dziwi mnie blokowanie. Zwłaszcza gdy robią to dziennikarze. Ogarnia mnie pusty śmiech, kiedy na platformie, która ma służyć wymianie myśli, dziennikarz banuje kogoś, z czyim zdaniem się nie zgadza. Dla mnie to kuriozum. Rozumiem, że w internecie są trolle, którzy wypisują głupoty, albo są wulgarni. Ja nie zwracam na nich uwagi. Chcesz, to wyżyj się pod moim wpisem. Nie zamierzam się przejmować tymi bzdurami.

Dużo banów dostałeś do tej pory?

Dwa.

Powiesz u kogo?

O jednym tak. U europosła Roberta Biedronia. Za niewinność oczywiście.

Myślisz, że odnalazłbyś się w polityce?

Może i tak. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie przeszło mi to przez głowę. Na razie wstrzymuję się z deklaracjami. Najpierw chcę ułożyć sobie to życie po życiu siatkarza. Jeżeli rozwinę firmę, fundację, będę niezależny, mogę o tym pomyśleć. Nie chcę być jednym z tych, którzy biorą się za politykę, żeby zaistnieć. Chciałbym zrobić coś dobrego. Pieniądze, które zarabiają posłowie, są zdecydowanie za małe, żeby rządziła nami wykwalifikowana kadra. Wiem, ile kosztuje dobry menedżer czy przedstawiciel handlowy. Dużo więcej niż poseł. Dla mnie to niezrozumiała sytuacja. Czy kogoś lubię czy nie, prezydent, premier, ministrowie, nawet szeregowi posłowie, choć powinno się zmniejszyć ich liczbę, muszą bardzo dobrze zarabiać, żeby w pełni poświęcić się swojej pracy.

Nie zamierzasz być człowiekiem, który został politykiem dlatego, że nie wiedział, co ma ze sobą zrobić?

Jeżeli kiedykolwiek zobaczycie mnie w polityce, to tylko z konkretnym planem działania. A czy to jest realne, czy żyję w świecie mrzonek, życie pokaże.

Póki co poza pracą biznesmena prowadzić też fundacją, która zajmuje się siatkówką i ekologią.

W fundacji działam sam. Jako fundator, prezes i jedyny pracownik. W tym roku zrobię dwie albo nawet trzy imprezy sportowe. Myślę też nad jedną dużą akcją związaną z ekologią, ale pewnie ruszę z nią dopiero wiosną przyszłego roku.

Ekologia jest dla ciebie ważna?

Oczywiście. Marzy mi się poszerzenie wiedzy społeczeństwa w tym zakresie. O naszej pięknej, polskiej przyrodzie wiemy bardzo niewiele. Nie zdajemy sobie sprawy, ile gatunków roślin i zwierząt jest wokół nas. Dla nas sarna ciągle jest żoną jelenia.

W ramach swoich działań proekologicznych regularnie wywozisz śmieci z lasu.

Staram się nie oceniać, dlaczego ludzie wyrzucają śmieci do lasu. Czasami złośliwie, czasami z niewiedzy, albo wydaje im się, że nie mają innego wyjścia. Ja robię coś, co może zrobić każdy. Skrzyknąć się w kilka osób, dogadać się z odbiorcą śmieci, zebrać je, zawieźć i tyle.

Skoro jesteśmy przy ekologii, może wyjaśnisz, dlaczego tak ostro skrytykowałeś Partię Zielonych, kiedy ta stanowczo opowiedziała się przeciwko energii atomowej?

Ponieważ to kompletny kretynizm i nieznajomość tematu. Mam w branży energetycznej wielu znajomych i z przerażeniem słucham, co mówią. Nasza infrastruktura jest przestarzała i niewystarczająca, że musimy robić ogromne inwestycje, że ceny energii mocno pójdą w górę. Żeby porządnie się zabezpieczyć, uniezależnić od innych źródeł, od węgla i rosyjskiego gazu, muszą powstać elektrownie atomowe. Dwie to minimum. Czy tego chcemy, czy nie, musimy je mieć. W innym wypadku czekają nas bardzo trudne chwile. Odnawialne źródła energii są super, ale pamiętajmy, że one nie zapewnią nam w trudnych momentach tego, czego potrzebujemy. Wpis Zielonych, który skrytykowałem, był czystą demagogią nie popartą żadnymi faktami ani naukowymi badaniami.

Byłeś na igrzyskach dwa raz, choć powinieneś jechać na nie trzy razy. Jakie są twoje olimpijskie wspomnienia?

Słodko-gorzkie. Do Pekinu poleciałem jako młody chłopak. Widziałem ogrom przedsięwzięcia, rozmach. Wszystko nowoczesne, kolorowe. Robiło to na mnie wielkie wrażenie. Jednak potem przegraliśmy ćwierćfinał o jedną piłkę i cały czar prysł. Od tej porażki wszystko widziałem w czarno-białych barwach.

Tamten mecz z Włochami, przegramy 2:3, to chyba trauma dla całego waszego pokolenia.

Długo czas śnił mi się po nocach. Ulegliśmy Włochom z Mauro Gavotto na ataku. Andrea Anastasi wspiął się na wyżyny swojego trenerskiego kunsztu, żeby ich poukładać na spotkanie z nami.

Olimpijskie ćwierćfinały od lat są zmorą naszej reprezentacji. Myślisz, że w tym roku kadra Vitala Heynena wreszcie się z nią rozprawi?

Uważam, że mamy teraz dojrzałą, pewną siebie drużynę, która wie czego chce i zna swoją siłę. Chłopaki są wśród faworytów do złotego medalu, życzę im tego złota z całego serca, bo na nie zasłużyli. Mamy w składzie wielu doświadczonych graczy, którzy byli już na igrzyskach, swoje na nich przegrali i wiedzą, co trzeba zrobić, żeby wygrać ten turniej. Wierzę, że pojadą i zrobią swoje. W czwórce będą na pewno.

Mamy teraz najmocniejszą reprezentację w historii?

Myślę, że tak.

Co musiałoby się stać, żebyśmy znowu odpadli w ćwierćfinale?

Wiele rzeczy. Jednak nie chcę nawet się nad tym zastanawiać. Wolę myśleć o tym, z kim zagramy w półfinale. Tym razem do niego awansujemy.

Czytaj także:
Liga Narodów. Znakomity mecz Polaków z Rosjanami. Kto najsilniejszym punktem drużyny? [ZOBACZ OCENY]
Liga Narodów. Znakomity weekend Polaków dał im wyborne miejsce w rozgrywkach. Czy awansują do półfinału? [ZOBACZ TABELĘ]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×