Słoweńcy po raz kolejny udowodnili, że mają patent na Polaków w mistrzostwach Europy. Mimo słabego początku spotkania i pierwszego seta dla Biało-Czerwonych odwrócili losy meczu. Ostatecznie zwyciężyli 3:1.
Jednak w czwartym secie zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Słoweńcy cieszyli się z wygranej po bloku Klemena Cebulja, jednak challenge wykazał, że ten dotknął siatki. Później była podobna sytuacja po ataku Urnauta, challenge pokazał punkt dla Polski i ekipa z Bałkanów musiała wrócić do meczu. Ostatecznie wszystko zakończyło uderzenie Sterna.
- Oczekiwaliśmy tego. Graliśmy już przecież wcześniej takie mecze. Czwarty set był po prostu wspaniały w naszym wykonaniu. Jestem dumny, że udało nam się pozbierać, trzymaliśmy się razem i zdołaliśmy wygrać - przyznał Jan Kozamernik.
ZOBACZ WIDEO: Wilfredo Leon w świetnym humorze po zwycięstwie z Rosją. "Było trochę siatkarskiej rumby. Kibice dali fantastyczną energię"
- Nie mieliśmy żadnego problemu. Była pełna hala, wszyscy kibicowali przeciwko nam, więc nie było ciężko się zmotywować. Byliśmy w stanie pokazać znakomitą grę i z tego jesteśmy dumni - dodał.
Największe oburzenie jednak wywołała sytuacja tuż przed spotkaniem, gdy przez pomyłkę spiker puścił hymn Serbii, zamiast Słowenii. Na to tamtejsi kibice zareagowali gwizdami. Po spotkaniu ostro o sytuacji wyraził się sam Kozamernik.
- Myślę, że to prowokacja. Tego należało oczekiwać. To nie powinno się zdarzyć. To kompletnie nieakceptowalne! Mają jednak swoją odpowiedź, w końcu przegrali. Myślę, że jutro nie popełnią tego błędu. Trzeba po prostu szanować przeciwnika. To było zagranie poniżej pasa - ocenił środkowy.
Słoweńcy zagrają w finale ze zwycięzcą spotkania Serbia - Włochy.
Czytaj więcej:
Ten siatkarz był cieniem samego siebie. Wejście jednego zawodnika było zbyt późne!
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)