Stal Nysa przystępowała do piątkowego spotkania z wielką nadzieją na zwycięstwo. Dotychczas nysianie przegrali wszystkie osiem meczów ligowych (w tym pojedynek rozegrany awansem z Projektem Warszawa). GKS Katowice z kolei po wielkich problemach zdrowotnych powoli wraca do solidnego grania, co pokazał w ubiegłym tygodniu, pokonując zespół z Radomia.
Przez większość pierwszego seta Stal Nysa grała kapitalnie, kompletnie nie wyglądając na zespół, który zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Kibicom mogła zaimponować świetna linia przyjęcia oraz wysoka skuteczność w ataku Nikołaja Penczewa i Wassima Ben Tary. Szczególnie Penczew kończył trudne piłki i zapewniał Stali komfort w postaci kilkupunktowego prowadzenia.
Pod koniec pierwszej partii sytuacja jednak mocno się zmieniała. Najpierw Stal prowadziła 17:12, by później przegrać cztery akcje z rzędu. Gdy trener Daniel Pliński wziął czas, to podziałał ten fakt skutecznie na jego podopiecznych i Stal szybko powiększyła prowadzenie (20:16), wykorzystując nieporozumienia w szeregach GKS-u. Końcówka seta należała jednak do gości, a konkretnie do Jakuba Szymańskiego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: olbrzymie święto na ulicach! Te obrazki robią wrażenie
Przyjmujący GKS-u posłał trzy fenomenalne zagrywki. Zdobył dwa punkty, a w trzecim serwisie gospodarze pogubili się w przyjęciu, a Jakub Jarosz skończył kontrę.
Końcówka pierwszego seta nie podziałała na Stal zbyt dobrze. Początek drugiej partii przyniósł wyraźną przewagę GKS-owi. W szeregach gospodarzy nadal bardzo dobrze działał serwis, ale zawodził atak. Światełko w tunelu pojawiło się dla podopiecznych Daniela Plińskiego, gdy od stanu 6:10 zdobyli trzy punkty z rzędu. Później jednak znów nie było kolorowo.
Zagrywka bowiem działała jeszcze lepiej w zespole gości. Od pewnego momentu na boisku mieliśmy Jakub Jarosz show, bo 34-letni atakujący nie mylił się, a w dodatku zdobył punkt asem serwisowym. Katowiczanie byli bardzo dobrze zorganizowani we współpracy blok-obrona. To skutkowało bezpieczną przewagą i pewnym wygraniem seta 25:21.
Po przegraniu dwóch partii nysianie się nie poddali. Można powiedzieć, że gospodarzom pomagał rozgrywający GKS-u Micah Ma'a, który nisko wystawiał piłki kolegom z drużyny, przez co mieli oni problem z kończeniem ataków.
Stal w pełni kontrolowała wydarzenia na boisku, a do wygranej w secie poprowadził ją Wassim Ben Tara. Gospodarze zwyciężyli 25:20 i zyskali wiarę w zwycięstwo. Największe emocje w tej partii wywołał challenge, gdzie sędziowie trzy razy zmieniali swoją decyzję. Ostatecznie punkt powędrował w stronę GKS-u, co kibice zgromadzeni w hali przyjęli gwizdami.
Czwarty set to już całkowity popis umiejętności siatkarzy z Nysy. GKS był bezradny. Znów Stal zdobyła kilka cennych punktów w bloku. Trener gości, Grzegorz Słaby starał się poprawić sytuację rotacją w składzie. Z boiska zszedł kompletnie bezbarwny Micah Ma'a, którego zastąpił Jakub Nowosielski. To jednak nie pomogło. Nysianie wygrali czwartą partię 25:17.
Katowiczanie przebudzili się w najważniejszym momencie. W tie-breaku zaczął działać blok, a w ekipie gospodarzy zaciął się Wassim Ben Tara. GKS szybko zbudował przewagę (6:0), co sprawiło, że Stal znalazła się w opałach. Podopieczni Daniela Plińskiego nie byli w stanie odwrócić losów pojedynku i przegrali piątą partię 10:15.
Stal Nysa - GKS Katowice 2:3 (22:25, 21:25, 25:20, 25:17, 10:15)
Stal: Komenda, Ben Tara, Penczew, Kwasowski, M'Baye, Stahl, Ruciak (libero) oraz Szwaradzki, Dębski, Zajder, Dembiec (libero)
GKS: Ma'a, Jarosz, Szymański, Rousseaux, Kania, Hain, Mariański (libero) oraz Domagała, Quiroga, Drzazga, Nowosielski, Ogórek (libero)
MVP: Jakub Jarosz
Czytaj także:
Mecz Kaszubski znów strzałem w "10"! Rekord frekwencji w tym sezonie PlusLigi!
Utytułowany trener chce objąć polską kadrę. Zgłosił się do konkursu