Nowy trener polskich siatkarek zdradza, od czego zacznie pracę z Biało-Czerwonymi

Getty Images / Na zdjęciu: Stefano Lavarini
Getty Images / Na zdjęciu: Stefano Lavarini

- W ostatnim czasie bardzo często słyszę pytanie o budowanie jedności. Dla mnie to dziwne. Kiedy nosisz koszulkę swojej drużyny narodowej, jak możesz nie czuć jedności z zespołem i nie starać się dać z siebie wszystkiego? - mówi nam Stefano Lavarini.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jaki ma pan plan na pierwszy sezon pracy z reprezentacją Polski?[/b]

Stefano Lavarini, nowy selekcjoner siatkarskiej reprezentacji Polski kobiet: Poznać lepiej polską kulturę siatkarską i znaleźć właściwy sposób grania dla polskiej reprezentacji. Projekt jest długofalowy, główny cel to awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu, jednak to, co będzie po drodze, też jest ważne. Już za kilka miesięcy zagramy mistrzostwa świata przed własną publicznością i już tam musimy pokazać, że jesteśmy mocnym zespołem. We Włoszech mówimy, że trzeba "zacząć z dobrej nogi". I to postaramy się zrobić na początku wspólnej drogi polskich siatkarek i mojej.

Polską kulturę trochę już pan poznał. We włoskich klubach współpracował pan z Mileną Sadurek, Katarzyną Skowrońską i Malwiną Smarzek. Czego się pan od nich nauczył o naszej siatkówce?

Opierając się na tych doświadczeniach powiedziałbym, że w polskiej siatkówce ważna jest technika indywidualna. Dostrzegałem to nie tylko pracując z wymienionymi zawodniczkami, ale też wtedy, kiedy pracowałem w młodzieżowej reprezentacji Włoch i naszymi przeciwniczkami były Polki. Łatwo jest zaobserwować, że podstawy wyszkolenia, technika, są naprawdę ważne. Druga sprawa: Z Sadurek, Skowrońską i Smarzek pracowało się łatwo i komfortowo, ze względu na ich profesjonalizm. Dobrze się z nimi rozumiałem.

Jak na dziś dzień ocenia pan potencjał polskiej kobiecej siatkówki?

Dopóki nie przyjadę na zgrupowanie, dopóki nie przyjrzę się kadrze z bliska, nie popracuję z nim, nie chcę o tym za dużo mówić. Myślę jednak, że ten potencjał jest duży. Wiele polskich siatkarek już teraz gra na bardzo wysokim poziomie, a jest też sporo utalentowanych młodych zawodniczek. Potencjał jest jednak rzeczą ze sfery fantazji. On sprawia, że możesz marzyć i wierzyć, że przydarzy ci się dużo dobrego. Tyle, że trzeba go jeszcze wykorzystać, wykonując ciężką i dobrą pracę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo na lotnisku. "Zaniemówiłem"

Starając się o pracę selekcjonera Biało-Czerwonych pewnie analizował pan naszą reprezentację, więc pewnie ma pan świadomość jej braków. I wie pan, że największy z nich to brak choćby jednej przyjmującej na światowym poziomie.

To nie tylko problem polskiej kadry. Jeśli spojrzeć na kobiecą siatkówkę w szerszym ujęciu, nie ma w niej przesadnie dużo siatkarek, które prezentują światową klasę zarówno w przyjęciu, jak i w ataku. Powiem tak: często to rozgrywająca sprawia, że atakujące czy przyjmujące sprawiają wrażenie lepszych, niż naprawdę są. Do tego potrzebne jest jednak przyzwoite przyjęcie. Dlatego jedną z pierwszych rzeczy, jakie będę chciał zrobić, będzie zbalansowanie zespołu w odbiorze. Jeśli to się uda, rozgrywająca będzie w stanie wykreować atakujące. Na tę chwilę jakość przyjęcia nie wygląda mi jednak na mocną stronę naszej drużyny.

Tak jak wielu znanych trenerów piłki nożnej, budowę drużyny zacznie pan od defensywy?

Nie. Dla mnie pierwszy kontakt z piłką, czyli właśnie przyjęcie, nie jest elementem defensywnym, tylko ofensywnym. Od niego rozpoczyna się budowanie akcji. Wysoka jakość odbioru sprawia, że rozgrywająca ma komfortowe warunki do pokazywania swoich umiejętności i kreowania efektywnych akcji w ataku. Co do obrony, ona też jest niesamowicie ważna. W siatkówce zespół może zdobywać punkty tylko w dwóch sytuacjach - przy zagrywce przeciwnika i przy swojej własnej. Te pierwsze zdobywa się w dużej mierze dzięki dobremu przyjęciu, drugie dzięki defensywie, przez którą rozumiem nie tylko obrony, ale też zagrywkę i blok. Te elementy, elementy które stworzą nam szanse do punktowania przy własnym serwisie, będziemy musieli poprawić. Żeby jednak dojść do swojej zagrywki, najpierw trzeba odebrać ją rywalkom. A żeby to zrobić, trzeba zacząć od dobrego odbioru.

Podkreśla pan rolę rozgrywającej. Czy zamierza pan zbudować reprezentację Polski właśnie wokół zawodniczki występującej na tej pozycji? Joannę Wołosz uważa się w końcu za jedną z najlepszych na świecie.

Na pewno. Jest jedną z najlepszych lub nawet najlepszą. Zbudowanie drużyny wokół niej będzie dosyć łatwe, jeśli zadbamy o to, o czym mówiłem wcześniej, czyli o przyjęcie. Ale ona może być też tym elementem zespołu, który okaże się jego "upgrade'em", który sprawi, że cały system będzie funkcjonował dobrze nawet przy trochę gorszym odbiorze.

Najpierw będzie pan musiał przekonać Wołosz do gry w drużynie narodowej. W ostatnim sezonie w niej nie występowała.

Z tego co słyszałem, jest otwarta na możliwość powrotu do reprezentacji. Spodziewam się, że przyjmie powołanie. Jeśli będę musiał ją przekonywać, zrobię co w mojej mocy. Byłaby niezwykle ważną zawodniczką dla naszej drużyny, jednym z jej filarów. Jest jednym z powodów, dla których czuję, że mamy szansę dużo osiągnąć.

Jedna z pańskich byłych zawodniczek powiedziała, że jest pan jednym z niewielu trenerów, którzy rozumieją kobiety. 

Opinia, którą pan przytoczył, to duży komplement. Myślę, że to zrozumienie jest kwestią doświadczenia. Zacząłem pracować z kobietami bardzo wcześnie, jako trener dorastałem w otoczeniu kobiecej siatkówki. Myślę, że nauczyłem się budować takie relacje, które ułatwiają wspólną pracę. Jak to robię? Według mnie ważne jest, by siatkarka czuła zaufanie, by była pewna, że powiem jej prawdę prosto w oczy. Ja staram się pokazywać, że ufam swoim zawodniczkom i wierzę w to, co robimy. I że choć wszyscy mamy swoje personalne ambicje, pracujemy przede wszystkim dla drużyny. To ona zawsze powinna być w centrum uwagi. Do tej pory takie podejście się sprawdzało.

Słyszałem też, że stara się pan mieć dobre relacje ze wszystkimi. A nie wydaje mi się, by mówienie prawdy prosto w oczy takim relacjom sprzyjało.

Powiedziałem, że prawdę mówię zawsze. Nie dodałem, że czasami są rzeczy, które lepiej pominąć. Być może znalazłem sposób, by mówić zawodniczkom prawdę w sposób, który ich nie rani. A przynajmniej nie rani ich zbyt mocno.

W kadrze Polski jednym z pańskich zadań będzie zbudowanie w zespole jedności. Wydaje się niemal pewne, że to będzie trudniejsze zadanie, niż w reprezentacji Korei Południowej.

Absolutnie się z panem zgadzam. Nie znam Polaków i polskiej kultury, ale zakładam, że zbudowanie w naszej drużynie narodowej jedności, wytyczenie kierunku, w którym wszyscy będą podążać, będzie zadaniem o zbliżonym stopniu trudności do tego, co przechodziłem z włoskimi zespołami klubowymi. Korea była zupełnie inna. Tam to zadanie było łatwe, jedność w zespole była od samego początku mojej pracy. Dziewczyny chciały jak najlepiej dla Korei i wszystkie ciężko pracowały, żeby przynieść dumę swojemu krajowi. Były bardzo zdyscyplinowane i były też ze sobą bardzo blisko. Tłumacz powiedział mi, że zwracając się do siebie zawsze dodają do siebie słowo, które oznacza siostrę. Starszą siostrę lub młodszą siostrę. Kiedy mówią o koleżankach z zespołu, mówią o swoich siostrach. To pomaga zrozumieć, jak silne są relacje między nimi. Kiedy widzisz reprezentację Korei w jakiejkolwiek dyscyplinie zespołowej, z łatwością możesz dostrzec tę jedność, która jest między zawodnikami lub zawodniczkami. Dla mnie to świetny punkt odniesienia, choć jestem pewien, że z Polkami będzie zupełnie inaczej. Nie wiem, jak u was jest z jednością, ale pewnie trochę podobnie jak z nami Włochami. Mawiamy, że jednoczy nas chyba tylko mecz piłkarskiej reprezentacji o tytuł mistrzowski.

Nas w ostatnich latach jednoczyła siatkówka, najważniejsze mecze naszej reprezentacji.

Widać to było, kiedy oglądało się te spotkania, które rozgrywane były w Polsce. Publiczność, atmosfera, energia wokół zespołu. To było szaleństwo.

Powiedział pan o tym, co było łatwe w pańskiej pracy z reprezentacją Korei Południowej. A co było trudne?

Zrozumienie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o moje reakcje. Mój sposób wyrażania się jest bardzo bezpośredni. Dla koreańskich zawodniczek był super bezpośredni. Na początku wszystko, co mówiłem, w każdej sytuacji, było dla nich trudne. Musiałem się trochę dostosować i sprawić, żeby zrozumiały, co mam na myśli kiedy trochę narzekam albo mówię coś niemiłego. Druga sprawa to taktyka. Ich dyscyplina i pracowitość stały na bardzo wysokim poziomie. Jeśli powiedziałbym, że pracujemy przez 30 godzin, to tak byśmy pracowali. Jeśli kazałbym im wbiec w ścianę, to by w nią wbiegły. Jednak wytłumaczenie im taktyki było już trudniejsze. Dlatego, że my Europejczycy myślimy inaczej, inaczej przetwarzamy informacje. Ich proces dochodzenia do jakiegoś rozwiązania wygląda odmiennie od naszego. Muszę jednak przyznać, że zespół szybko się zaadaptował i w drugim sezonie było już nam zdecydowanie łatwiej.

Z Koreankami pierwszą naprawdę ważną imprezę, igrzyska olimpijskie w Tokio, miał pan dopiero w trzecim roku pracy. Z Polkami już w pierwszym roku weźmie pan udział w mistrzostwach świata w Polsce, które będą się wiązały z ogromną presją. Pewnie byłoby panu łatwiej wdrażać swoją wizję, gdyby początek pańskiej pracy był spokojniejszy.

Ja wolę od samego początku zmagać się z istotnym problemem, niż przez pierwsze miesiące pracy czuć się jakbym był na wakacjach. Wolę, jak od pierwszego dnia jest trudno i muszę sobie z tym poradzić.

Może tak duże wyzwanie, jakim są mistrzostwa świata w Polsce, pomoże panu zjednoczyć zespół?

Może tak. Z przyjemnością się o tym przekonam. Pytanie, które pan stawia, jest jednym z tych, które słyszę w ostatnim czasie najczęściej. Brzmi to tak, jakby polski zespół był podzielony, jakby zupełnie nie było w nim jedności. Dla mnie to naprawdę dziwne. Kiedy nosisz koszulkę swojej drużyny narodowej, jak możesz nie czuć jedności z zespołem i nie starać się dać z siebie wszystkiego? Jak możesz nie być przepełniony dumą z powodu reprezentowania swojego kraju? Rozumiem, że problemy o których wspominacie mogą występować w klubach, ale w drużynie narodowej? W mojej hierarchii wartości reprezentowanie kraju ma najwyższe miejsce. Sama duma z gry w kadrze wystarczy, żeby chciało mi się pracować z innymi w imię osiągnięcia dla kraju jak najlepszego wyniku.

Czy prowadzenie reprezentacji Polski będzie największym wyzwaniem w pana dotychczasowej karierze? Wyzwań się pan raczej nie boi. Pojechał pan pracować do Korei, był pan jednym z niewielu zagranicznych szkoleniowców w kobiecej lidze Brazylii.

Nie jednym z niewielu, pierwszym trenerem z Europy. Wyzwań się nie boję, one mnie napędzają, tak samo jak możliwość poznania nowego miejsca, nowej kultury. Bardzo to lubię. Przyznaję, że gdy pierwszy raz jechałem do Brazylii, trochę się bałem. Jednak po kilku tygodniach czułem się tam praktycznie jak u siebie. Z kolei jadąc do Korei miałem przekonanie, że mam sposób na każdy kraj i każdą kulturę. Tylko że tam nie czułem się jak w innym kraju, a jak na innej planecie. Mimo tego chęć poznawania nowych miejsc we mnie pozostała. Jest zdecydowanie większa niż obawa przed tym co nieznane i trudne.

Kiedy zacznie pan pracę w Polsce?

Ta praca tak naprawdę już się zaczęła. Do startu sezonu reprezentacyjnego będę zbierał informacje, oglądał spotkania, uczył się polskiej siatkówki. Kilka dni po ostatnim meczu sezonu klubowego przyjadę do Polski i zacznę pracę na miejscu.

Czytaj także:
To będzie pierwsze zadanie Nikoli Grbicia w roli selekcjonera reprezentacji Polski
Konferencja prasowa z udziałem trenera Stefano Lavariniego (galeria)

Źródło artykułu: