W niedzielę Biber opublikował na Instagramie post, w którym sprzeciwił się nazywaniu przez CEV i FIVB rosyjskiej agresji na Ukrainę "konfliktem". - Zabijani są nasi rodacy, także ukraińskie kobiety i dzieci, a CEV i FIVB nie robią dosłownie nic. Ja domagam się zawieszenia rosyjskiej federacji i wykluczenia rosyjskich klubów z międzynarodowych rozgrywek i przeniesienia mistrzostw świata do innego kraju [we wtorek oficjalnie zabrano Rosjanom mistrzostwa - przyp.red.] - mówił.
Gdy skontaktowaliśmy się z 26-letnim atakującym, ten rozwinął swoje stanowisko. Powiedział, że pozwolenie rosyjskim siatkarzom na grę, nawet na neutralnym terenie, w czasie gdy on i jego koledzy z Barkomu-Każany Lwów nasłuchują alarmów bombowych, a jego rodacy giną, byłoby dla niego policzkiem, a dla CEV i FIVB "całkowitą hańbą".
Siatkarz zapewnił nas, że czuje się bezpieczny, a we Lwowie, w którym przebywa on i cała drużyna Barkomu-Każany, jest stosunkowo spokojnie. - Miasto nie jest ostrzeliwane, nie ma u nas rosyjskiego wojska. Trzy, cztery razy dziennie są alarmy bombowe, ale bomby nie spadają. Na ulicach widać wielu policjantów, którzy sprawdzają dokumenty. Do bankomatów i sklepów są bardzo długie kolejki - opisuje sytuację w swoim rodzinnym mieście.
ZOBACZ WIDEO: Jego zjazd robi ogromne wrażenie. Zareagował znany aktor
Jeśli sytuacja się zmieni, Biber jest gotów wziąć broń do ręki i walczyć z agresorem. - Mieszkam we Lwowie całe życie i nigdzie się nie wybieram. Jeśli Rosjanie nas zaatakują, pójdę po karabin i będę walczyć. Każdy chętny lwowianin może iść na komisariat policji, pokazać paszport i otrzymać broń - tłumaczy. - Na razie zgłosiłem się na ochotnika, żeby pomagać ludziom robić zakupy, dostarczać im żywność i wodę, załatwiać inne codzienne sprawy.
Mieszkańcy Lwowa póki co są bezpieczni, ale mimo to się boją. Nie wiedzą, czy jutro na ich domy nie spadną bomby, a na ulice nie wjadą rosyjskie czołgi. - Gdyby tydzień temu ktoś mi powiedział, że Rosjanie zbombardują Kijów, odparłbym: "Jakie bombardowanie? Jaka wojna? Przecież żyjemy w XXI wieku". A teraz? Bomby spadają na naszą stolicę i wiele innych ukraińskich miast.
W tej tragicznej sytuacji Biber jest wdzięczny za wsparcie Polaków, w tym naszego siatkarskiego środowiska. - Bardzo się cieszę, że tacy zawodnicy jak Artur Szalpuk czy Andrzej Wrona informują w swoich social mediach o naszej sytuacji, organizują pomoc. A na CEV i FIVB jestem zły, bo jak na razie zamykają oczy i udają, że nie ma żadnej wojny.
Ukraiński siatkarz chciałby, żeby wielkie gwiazdy siatkówki, jak Wilfredo Leon, Bartosz Kurek czy Earvin N'Gapeth, otwarcie i zdecydowanie sprzeciwiały się wojnie. - Każdy musi walczyć w swoich strukturach, żeby ją zakończyć. Tak jak ukraińska armia musi bronić Kijowa i innych miast, tak popularne osoby muszą mówić o tym, co się dzieje. Wszyscy możecie nam pomóc właśnie w ten sposób. Głosząc prawdę.
- I chcę powiedzieć jeszcze o jednym - mówi Biber. I wspomina o tych, którzy szerzą kłamstwa. A wśród nich niestety są także ludzie siatkówki.
- Ilja Własowa, zawodnik Dynama Moskwa, jeden z najlepszych środkowych bloku na świecie, wspiera Putina i rosyjski rząd! - oburza się gracz Barkomu-Każany i dodaje: - Na Insta story podał dalej wpis proputinowskiej blogerki Julii Terentiewej, która napisała, że nie ma żadnej wojny. Kiedy to zobaczyliśmy, kolega z drużyny napisał do niego. Zapytał czy wie, co się dzieje. Własow odpowiedział, że to my sami zrzucamy na siebie bomby, a Rosja postępuje słusznie.
Czytaj także:
Ukraiński siatkarz nazwał po imieniu działania Polski
Rosyjskie media: straty liczone w miliardach