Ukraiński siatkarz nazwał po imieniu działania Polski

WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Jurij Gladyr
WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Jurij Gladyr

- Bardzo jestem wdzięczny wszystkim krajom, a w pierwszej kolejności Polsce, bo to Polska popchnęła to wszystko, żeby pozostałe kraje dołączały się do protestu - powiedział dla WP SportoweFakty Jurij Gladyr, który ma rodzinę i przyjaciół w Ukrainie.

Ukrainiec Jurij Gladyr, posiadający także polski paszport, broni barw Jastrzębskiego Węgla. Zawodnik w Ukrainie ma matkę, a także przyjaciół. Zamierza pomagać też uchodźcom razem z kolegami z Asseco Resovii Rzeszów. Dla WP SportoweFakty opowiada o reakcji Polaków na kryzys, bohaterskości zwykłych żołnierzy i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego oraz o tym, co powinno zrobić siatkarskie środowisko.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jaka była pańska reakcja na inwazję na Ukrainę?

Jurij Gladyr, środkowy Jastrzębskiego Węgla: Byłem zdruzgotany, myślę jak wszyscy. Od paru dni jestem w kontakcie ze swoimi znajomymi, kumplami. Ludzie, którzy są tam na miejscu, napawają mnie niesamowitym optymizmem. Jestem dumny bezgranicznie, że jestem Ukraińcem, z tego, jaki hart ducha panuje w mojej ojczyźnie. Wierzę głęboko w to, że innego rozwiązania niż zwycięstwo po naszej stronie i obrona swojego terytorium, nie będzie. To już jest klęska Putina i to wszyscy wiedzą.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: syn gwiazdy NBA skradł show!

Ma pan rodzinę na wchodzie Ukrainy, czy jest ona bezpieczna?

Moja mama jest na miejscu w Połtawie. Na całe szczęście tam nie była przeprowadzona inwazja. To 150 kilometrów od Charkowa. Ataki naszego nieprzyjaciela ze strony Charkowa zostały przez nas odparte, dzięki dzielnym żołnierzom Połtawa jest bezpieczna. Rosjanie nie byli w stanie przedostać się dalej, w stronę Kijowa, a Połtawa leży na drodze między Kijowem i Charkowem.

Powiedziałem mojej mamie, żeby obecnie została, bo podróże są niebezpieczne. Władza uprzedzała ludzi, że to groźne, bo dotarcie do granicy z Polską wiadomo, czym może skutkować. Wszystkie drogi do Polski prowadzą przez Kijów, gdzie toczą się zacięte walki. W miejscowości, przez którą biegnie druga droga, również odbywa się bój, więc lepiej pozostać w domach.

Jest pan zaskoczony reakcją społeczności zachodniej, która coraz bardziej opowiada się po stronie Ukrainy?

Nie jestem zaskoczony. Bardzo jestem wdzięczny wszystkim krajom, a w pierwszej kolejności Polsce, bo to Polska popchnęła to wszystko, żeby pozostałe kraje dołączały się do protestu. Na samym początku nie było to takie klarowne, niektóre państwa reagowały skandalicznie. Nie chciały być w to wplątane. Później przewaga była już na tyle znacząca, że musieli się dołączyć. To tylko pokazuje, że pokój na całym świecie musi być. Dajmy ludziom żyć w spokoju.

Nie rozumiem takich rzeczy, jak napaść na mój kraj. To zabieranie tysiącom, setkom tysięcy ludzi życia przez chorą ambicję jednego człowieka. Sprawiedliwość bierze górę i jesteśmy pewni, że innego końca niż nasze zwycięstwo nie będzie.

Szaleniec stoi na czele Rosji, ale wasz przywódca, prezydent Wołodymyr Zełenski rewelacyjnie wypada, czym zyskał sobie przychylność wielu ludzi w naszym kraju i na Zachodzie.

Nie jestem tym zaskoczony, bo ten prezydent został wybrany w demokratycznych wyborach.

Dostał ponad 70 proc. poparcia w drugiej turze.

Tak, ludzie sami go wybrali. Nie były to żadne sfabrykowane wybory. To chłopak z narodu i teraz pokazuje wielkie jaja. Nie mógł się inaczej zachować, bo wtedy by został zjedzony przez własną społeczność i zhańbił się. Jest cały czas na miejscu, mimo że jest celem numer jeden do zlikwidowania. Co 2-3 godziny występuje, że jest w kraju. Informacje przekazuje właśnie on.

Skłonił w ten sposób pozostałe państwa, żeby nam pomogli w sprawie broni. My jej potrzebujemy. Na to społeczność Unii Europejskiej zareagowała fantastyczne i mamy ogromne wsparcie. Na moment rozmowy Charków nie jest odbity. Mam przyjaciół właśnie tam, w Sumach i Kijowie. To ludzie, którzy wiedzą, co się dzieje na miejscu, dlatego nie potrzebuję szukać w intrenecie. Dzwonię i mam informacje z pierwszej ręki.

W internecie łatwo jest się natknąć na dezinformację rosyjską…

To jest po prostu śmieszne, jak można oszukiwać swój naród, swoich ludzi, gdzie się wysyła swoich żołnierzy, by podbijać obcy kraj. Na Ukrainę wkraczają dzieci. To chłopaki, które mają 18, 19, 20 lat i nie wiedzą, co tam robią. Zostają rozszarpywani przez nasze wojsko albo przez zwykłych ludzi, bo każdy chce mieć w ręku broń, by bronić terytorium. Gdy oni zostają złapani, to mówią, że im wmówiono co innego, że nie jechali na wojnę. Nikt już w te zakłamane rzeczy nawet na miejscu nie wierzy.

A co środowisko sportowe, siatkarskie, co powinno zrobić w takiej sytuacji?

Wszyscy powinni zrobić to, co Sebastian Świderski (prezes PZPS zapowiedział bojkot mistrzostw świata w tym roku, jeśli te odbędą się w Rosji. Na ten moment podobną decyzję podjęli Francuzi i Słoweńcy - przyp. red.). Wszyscy wiemy, że rosyjscy siatkarze nie są temu winni. W każdym zakątku świata rosyjscy obywatele będą traktowani jako wyrzutki.

Stracimy także połączenie między naszymi bratnimi krajami. Nie widzę innej opcji, by ktoś przywitał się z Ruskiem i zaczął normalny dialog. Nie wypada tego zrobić nawet, jak to człowiek o zdrowym rozsądku.

A co zwykły człowiek może zrobić? Wielu Polaków zaangażowało się już w różnego rodzaju zbiórki.

Jest mnóstwo wolontariuszy i sam jestem jednym z nich. Po przyjeździe z pucharu mam plan. Chcę pojechać na granicę do Rzeszowa. W sobotę rozmawiałem z Jakubem Buckim, Pawłem Woickim, by przyjechać i jakkolwiek pomóc: jakieś zakwaterowanie, transport, jedzenie. Tysiące ludzi przekracza granicę i nie wszyscy mają co zjeść.

Matki z dziećmi czekają w kolejkach. To niesamowite, że Polacy tak zareagowali. Jestem niesamowicie wdzięczny temu krajowi, w którym mieszkam już 14 lat i wiem, jacy mieszkają tutaj świetni i życzliwi ludzie. Gdyby sytuacja była odwrotna to na taką reakcję moglibyście liczyć i z naszej strony. Za to wielkie dziękuję.

Jak się pan czuje? Złapał pan w sobotę kontuzję na rozgrzewce przed meczem. Jest ona poważna?

Tak naprawdę to już zacząłem coś czuć na porannym treningu. Nie zwróciłem na to uwagi, bo myślałem, że to tylko skurcz. Jednak gdy parę razy porządnie podskoczyłem na rozgrzewce meczowej, to zrozumiałem, że coś jest naprawdę nie tak. Zrobiliśmy wstępne badania i przynajmniej istnieje rozwarstwienie, ale nie ma żadnego naderwania mięśnia. W poniedziałek zostanie przeprowadzony rezonans. Wtedy będziemy wiedzieć, jakie kroki dalej podejmiemy.

A wiadomo już, na jak długo będzie pan wykluczony?

Jeszcze tego nie wiem, ale jeśli potwierdzi się to, że to rozwarstwienie, to po 10 dniach będę mógł w stanie trenować normalnie.

Czytaj więcej:
Szok w Pucharze Polski kobiet. Trofeum znajdzie nowego właściciela
Pokaz siły w finale Pucharu Polski