ME siatkarzy: Niech zabrzmi polski Mazurek - zapowiedź finału i meczu o trzecie miejsce

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na krótko przed mistrzostwami Europy w Turcji, wielcy siatkarskiego świata jednym tchem wymieniali reprezentacje, spośród których miała zostać wyłoniona najlepsza drużyna Starego Kontynentu. Ze wszystkich stron padały hasła: Rosja, Serbia, Włochy, Bułgaria... Jednak rzeczywistość to wszystko zweryfikowała, gdyż o mistrzowski tytuł powalczą w niedzielę Polacy oraz Francuzi.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed nami ostatni dzień rywalizacji w czempionacie Starego Kontynentu w piłce siatkowej mężczyzn. Jak na razie turecki turniej układa się dla nas wyśmienicie. Polacy wyrastają na panów i władców Izmiru, gdzie zwyciężyli dotychczas we wszystkich pojedynkach. W niedzielę o mistrzowski tytuł powalczą z sensacyjnym zwycięzcą drugiego półfinału, teamem Trójkolorowych. Wszystko wskazuje więc na to, że finezja pokonała na tegorocznych mistrzostwach Europy siłę, bowiem tylko o brąz zagrają dwie mocarne drużyny - Rosja oraz Bułgaria.

Przyszłość tytułu w rękach "słabej grupy A"

Niesprawiedliwa drabinka, grupy ustawione pod gospodarzy turnieju, nieporównywalne pod względem siły zestawienie grup E i F, zdecydowanie łatwiejsza droga osłabionych Polaków do półfinału imprezy... Tego typu oskarżenia padały pod adresem reprezentantów Polski, a także innych siatkarzy grających w grupach A, C oraz E z ust rozgoryczonych zawodników, którzy musieli grać w Turcji z piekielnie mocnymi zespołami. Szybko jednak okazało się, iż słowa te nie mają żadnego związku z rzeczywistością, bowiem do finału czempionatu dostały się reprezentacje, które rywalizowały w "słabych grupach" A i E - Polska oraz Francja.

Jeszcze do niedawna mało kto się w ogóle spodziewał, że drużyny te okażą się w mistrzostwach najmocniejsze. Zarówno biało-czerwoni, jak i Trójkolorowi nie byli stawiani w roli faworytów do tytułu. Obie ekipy doświadczone zostały też przez różnego rodzaju perypetie zdrowotne. Ze składu polskiej kadry wypadło przecież aż trzech podstawowych zawodników, zaś największym zmartwieniem Philippe Blain'a był obsadzenie pozycji rozgrywającego, gdyż na ostatniej prostej przed turniejem kontuzji nabawił się Pierre Pujol. Poza tym aspiracje do złota zgłaszały potężne ekipy, między innymi "wieczny faworyt" - Sborna, kapitalnie spisująca się w Lidze Światowej Serbia, a także powracający do wysokiej dyspozycji siatkarze Bułgarii i Włoch. Jakim więc cudem w zacnym gronie finalistów znalazły się reprezentacje Polski i Francji?

Droga, jaką obie drużyny przeszły dotychczas w Turcji, jest niezwykle frapująca. Nas jednak najbardziej cieszy powrót Polaków do grona czołowych ekip. Biało-czerwoni w świetnym stylu wygrali jak dotąd wszystkie swoje starcia. Niczym burza przeszli przez pierwszą fazę turnieju, zaś w drugiej mieli co prawda pewne problemy, lecz ostatecznie je przezwyciężyli i pewnie awansowali do najlepszej czwórki czempionatu. Ku uciesze całej sportowej Polski, podopieczni Daniela Castellaniego zagrali w półfinale mecz, który trafnie określa tylko i wyłącznie jedno słowo - majstersztyk. Nasza narodowa kadra pokazała wielką klasę i pokazała faworyzowanym Bułgarom ich miejsce w szeregu. Biało-czerwoni zapewnili sobie tym samym pierwszy od 26 lat medal mistrzostw Europy, czym w prawdziwą ekstazę i euforię wprawili wszelkich miłośników siatkówki. To, co jeszcze kilka miesięcy temu zdawało się być niemalże niemożliwe, znalazło swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości już w pierwszym roku pracy z nowym szkoleniowcem. Pomeczowym wyrazom radości nie było więc końca, choć polscy siatkarze z ogromną wolą walki w głosie na każdym kroku podkreślali, że cieszy ich medal, lecz będą w niedzielę walczyć o złoto do upadłego.

Za przeciwników mieć będą zawodników, z którymi już raz się na tureckich mistrzostwach zmierzyli. Biało-czerwoni trafili bowiem z Francuzami do jednej grupy i to właśnie konfrontacją z Trójkolorowymi zainaugurowali czempionat Starego Kontynentu. Podopieczni Daniela Castellaniego pokonali wówczas Francję 3:1, lecz od tamtej pory gra obu drużyn uległa znacznej poprawie. Gołym okiem widać to było szczególnie w półfinałowym starciu Francji i Rosji, z której po ciężkim boju zwycięsko wyszli siatkarze Philippe Blain'a, wygrywając z faworyzowanymi przeciwnikami 3:2. Nie można więc z góry zakładać, że finałowa konfrontacja będzie taka sama jak ta, jaką mogliśmy obejrzeć pierwszego dnia imprezy. Nie dość, że finały rządzą się swoimi prawami i wyzwalają w siatkarzach dodatkowe pokłady energii, to jeszcze Francuzi w każdym kolejnym meczu udowadniają nam i samym sobie, że są niezwykle silną drużyną. Możemy się więc spodziewać bardzo ciężkiego i zaciętego pojedynku, w którym dojdzie do bezpośredniej konfrontacji finezji w polskim i francuskim wykonaniu.

Na otarcie łez siłaczy

Przed rozpoczęciem czempionatu wszyscy w ciemno stawiali, że jednym z finalistów turnieju rangi mistrzowskiej będą Rosjanie. Co ciekawe, aż do sobotniego wieczoru wszystko na to wskazywało i jednocześnie nic nie zwiastowało tego, iż jakaś drużyna zdoła stanąć im na drodze do upragnionego złota. Sborna wygrywała mecz na meczem, w każdym kolejnym starciu prezentując się coraz lepiej. Wszystkie jej play legły jednak w gruzach, kiedy to w półfinale drogę zastąpiła jej ambitna i wielce zmotywowana drużyna Philippe Blain'a. Wprawdzie Rosjanie wyszli w sobotniej potyczce z niesamowitej opresji, doprowadzając ze stanu 0:2 do tie-breaka, zaś od finału dzieliły ich tak naprawdę tylko siatkarskie milimetry, lecz wybitna gra Trójkolorowych i wieńczący sukces Francuzów as serwisowy popularnego "Samika" zamknęły im drogę do złota.

Można więc powiedzieć, że Rosjanie starym zwyczajem nie udźwignęli ciężaru gry pod szyldem wielkiego faworyta do zdobycia medalu z najcenniejszego kruszcu. Siła rażenia, jaką niewątpliwie dysponują, okazała się mniej skuteczna od francuskiej techniki. Półfinałowa porażka może być tym bardziej bolesna, że wynik z Turcji, bez względu na końcowy rezultat finału pocieszenia, będzie dla nich gorszy niż osiągnięcie sprzed dwóch lat, kiedy to w Moskwie sięgnęli po srebro.

Po drugiej stronie siatki zobaczymy natomiast Bułgarów, których forma od samego początku turnieju była bardzo chwalona. Siatkarze wielu reprezentacji przecierali oczy ze zdumienia na widok niezwykle silnych i mądrze poukładanych Bułgarów, którzy pod wodzą włoskiego trenera Silvano Prandiego bardzo dojrzeli. Demonstracją ich siły była przede wszystkim wygrana w silnie obsadzonej grupie D, w której zawodnicy z Bałkanów mierzyli się z Serbami, Włochami, a także Czechami. Również i później Bułgarzy prezentowali się na boisku bardzo okazale, dzięki czemu z tylko jedną porażką (0:3 z Rosją) awansowali do najlepszej czwórki czempionatu. W półfinale jednak stało się coś, czego w ogóle nie przewidzieli. Przekonani o wyższości zespołów grupy F nad ekipami grupy E, nie posiadali praktycznie żadnych argumentów w starciu z silnymi Polakami. Tym sposobem pozostała im już "tylko" gra o brąz.

Finał pocieszenia, w którym o miejsce na najniższym stopniu podium powalczą reprezentacje Bułgarii oraz Rosji, zapowiada się na widowisko, w którym głównymi aktorami będą potężnie serwujący oraz efektownie blokujący siatkarze obu zespołów. Bułgaria i Rosja to teamy słynące ze swojej siły, dlatego też trudno jest tu wskazać zdecydowanego faworyta. Czy jakąkolwiek rolę będzie tu odgrywała świadomość, że szansa na zdobycie w Turcji tytułu została bezpowrotnie zaprzepaszczona? Niewykluczone, że tak, lecz należy mieć też na uwadze fakt, iż obie drużyny nieraz już pokazywały, iż potrafią się mobilizować na mecze o trzecią lokatę.

Terminarz spotkań (niedziela, 13 września):

Mecz o 3. miejsce

Bułgaria - Rosja, godz. 16:30

Finał

Polska - Francja, godz. 19:30

Źródło artykułu:
Komentarze (0)