Żona ukraińskiego siatkarza wciąż jest w ostrzeliwanym Charkowie. "Jest lekarzem, nie chce wyjeżdżać z Ukrainy"

Materiały prasowe / Cev / Na zdjęciu: Dmytro Teriomenko
Materiały prasowe / Cev / Na zdjęciu: Dmytro Teriomenko

- Moja żona wciąż jest w Charkowie. Nie chce wyjeżdżać z Ukrainy. Jest lekarzem i uważa, że ma moralny obowiązek zostać - mówi nam Dmytro Teriomenko, były siatkarz klubów polskiej PlusLigi.

W tym artykule dowiesz się o:

35-letni środkowy pochodzi właśnie z 1,5-milionowego Charkowa. Z miasta, które od kilkunastu dni jest pod ciągłym ostrzałem rosyjskiej armii. W jego wyniku zginęło wielu cywilów, a zniszczenia w dawnej ukraińskiej stolicy są ogromne.

Dmytro Teriomenko z charkowskim Łokomotywem dziewięć razy zdobywał mistrzostwo Ukrainy. W 2016 roku wyjechał do Rosji, potem grał w Polsce dla Czarnych Radom i AZS-u Olsztyn. Dziś jest zawodnikiem Tours VB. Jeszcze 24 lutego, a więc w dniu, w którym Rosja zaatakowała jego ojczyznę, był w Polsce, w Bełchatowie. W spotkaniu Pucharu CEV przeciwko PGE Skrze, przegranym przez jego zespół 2:3, zdobył 10 punktów. 2 marca zagrał w rewanżu we Francji (3:1 dla Tours), zdobył 6 punktów. Jednak na sobotni mecz ligowy z AS Cannes już nie pojechał.

- Przez cały ubiegły tydzień byłem kompletnie zagubiony. Drużyna na ostatnie mecze pojechała beze mnie. Koledzy powiedzieli, że lepiej, żebym teraz został w domu i cały czas był pod telefonem, bo w każdej chwili może zadzwonić ktoś z mojej rodziny i będę musiał natychmiast zareagować - mówi.

ZOBACZ WIDEO: Poruszające sceny z kijowskiego metra. Ukraińców odwiedził mer miasta

Od kilkunastu dni w każdej minucie każdego dnia Teriomenko myślami jest w Ukrainie. - Jestem zdruzgotany tym, co się dzieje. Ale to jak ja się czuję nie jest teraz ważne - dodaje. - Mi bomby nie spadają na głowę. Liczy się moja rodzina i moi przyjaciele na Ukrainie oraz moje miasto. W Charkowie wciąż jest moja żona, już od 12 dni ukrywa się w schronie przed bombardowaniami. Mam nadzieję, że dziś pojedzie do Połtawy, 200 kilometrów od Charkowa. Z Ukrainy nie chce wyjeżdżać. Jest lekarzem i uważa, że ma moralny obowiązek zostać i pomagać ludziom. Z kolei moi rodzice są na terenach okupowanych przez Rosjan. Nie ma szans, żeby ich stamtąd wydostać... - opowiada były zawodnik klubów z Radomia i Olsztyna.

Żona Teriomenki na razie ma dość zapasów i pełny bak benzyny w aucie, jednak tysiące mieszkańców Charkowa nie ma tyle szczęścia i potrzebuje pomocy. - Chciałem poprosić was, Polaków, żebyście na waszych granicach w pierwszej kolejności pomagali właśnie osobom z Charkowa, Kijowa, czy Czernihowa. Z tych miejscowości, które najbardziej ucierpiały od bomb. To są bardzo często ludzie, których domy i mieszkania są w gruzach, którzy potracili dorobek życia.

- Wiem, że wszyscy uchodźcy potrzebują pomoc, jednak wspomniane przeze mnie osoby potrzebują jej najbardziej - podkreśla wielokrotny reprezentant Ukrainy. Jego największy sukces z drużyną narodową to srebrny medal Uniwersjady w Gwangju, wywalczony w 2015 roku. Polscy kibice mogą pamiętać mecz, w którym wystąpił na mistrzostwach Europy 2021. W Gdańsku, w 1/8 finału turnieju, Ukraina z Teriomenką w składzie grała z Rosją. Pięć tysięcy polskich i ukraińskich kibiców gorąco dopingowało drużynie w żółto-niebieskich barwach. Wygrali Rosjanie, 3:1, ale w kolejnej rundzie nie mieli już szans w starciu z Polakami, którym ulegli 0:3.

- Chciałbym skorzystać z okazji, żeby podziękować za wielką pomoc Polski dla moich rodaków - mówi Teriomenko. On sam też pomaga jak może. - Przekazuję pieniądze, opowiadam komu mogę, jak cierpi mój kraj. Widzę też, że wszyscy Ukraińcy, których znam robią co w ich mocy. Prowadzą zbiórki, zbierają potrzebne rzeczy, pomagają szpitalom. Jestem dumny z moich rodaków. Nie wiem, kto ma najsilniejszą armię na świecie. Wiem natomiast, który naród jest najsilniejszy. A ukraińscy żołnierze to nie ludzie. To są cyborgi. Jestem pewien, że jeśli nad naszym krajem zostanie stworzona strefa zakazu lotów, wygrają tę wojnę. To dla nas bardzo ważne. Pomóżcie nam z tym. Wtedy bez wątpienia damy sobie radę.

Dmytro zdradza też, jak po ataku wojsk reżimu Władimira Putina na Ukrainę zareagowali jego rosyjscy znajomi, a tych ze względu na sezon spędzony kilka lat temu w Biełogorje Biełgorod mu nie brakuje.

- Mam w Rosji wielu przyjaciół. Przepraszam, miałem. Kilku z nich się do mnie odezwało, ale tylko jeden zainteresował się trochę bardziej moją sytuacją. Pozostali napisali tylko wiadomości w rodzaju "jak tam?". Nie zapytali nawet, co z moją rodziną, z moją żoną. A przecież wszyscy wiedzą, że jestem z Charkowa i że ona tam jest.

- Jak wygramy tę wojnę, będziemy dobrze wiedzieć, kto jest naszym przyjacielem, a kto nie. Przyjaciółmi na pewno są Polacy. Napisało do mnie wielu moich polskich znajomych. Wśród nich Norbert Huber i Wojtek Żaliński z Kędzierzyna-Koźla, z którymi grałem w Radomiu. Pytali mnie czy mogą jakoś pomóc. Mi nie, ale charkowianom tak. Proszę, pomóżcie Charkowowi - kończy Teriomenko.

Czytaj także:
Polacy z ogromnym wsparciem dla Ukrainy. Ten widok robi wrażenie
Mówi, co zrobili Rosjanie w Chersoniu. "Nikt w to nie wierzy"