Tajemniczy wirus opóźnił jego powrót. "Straciłem wszystko"

- Poszedłem na osiem dni do łózka. Wtedy straciłem wszystko to, co wypracowałem wcześniej - mówi o swoim powrocie po kontuzji Jurij Gładyr. Zawodnik był gotowy do gry, ale dopadł go tajemniczy wirus.

Arkadiusz Dudziak
Arkadiusz Dudziak
Jurij Gladyr WP SportoweFakty / Anna Klepaczko / Na zdjęciu: Jurij Gladyr
Mimo trzysetowego boju nie można powiedzieć, że w tym starciu zabrakło emocji. Jastrzębski Węgiel tylko w pierwszym secie zdominował PGE Skrę Bełchatów, a w kolejnych przyjezdni mieli już nawet piłki setowe. Nie wykorzystali ich jednak, mimo że w trzeciej partii prowadzili 24:21. Ostatecznie mecz wygrała 3:0 drużyna ze Śląska.

- Mimo wyniku 3:0 ten mecz miał w sobie wiele fantastycznych emocji, mnóstwo wzlotów i upadków. Były serie, gdzie chłopaki z Bełchatowa się podnieśli i na zagrywce dali pokaz. Na szczęście w końcówkach zawsze przechylaliśmy szalę na naszą korzyść. Mam nadzieję, że nam da to dodatkowego kopa na rewanż w Bełchatowie - ocenił środkowy drużyny Jurij Gładyr.

Powrót po ogromnych problemach

Ten sezon nie był łatwy dla ukraińskiego siatkarza. Naderwał mięsień brzuchaty łydki, a kontuzja wyeliminowała go z decydujących starć w Lidze Mistrzów. Do tego zawodnika dopadł groźny wirus, który szerzył się po całej drużynie. Opóźnił on jeszcze bardziej powrót zawodnika, który - wydaje się - że wrócił już do pełni dyspozycji. W sobotę zdobył aż 12 "oczek", z czego 4 blokiem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kurek zdobył wicemistrzostwo, a potem... Taka nagroda!

- Już zaczął się ten moment, w którym powoli oddawałem małe skoki. Mieliśmy już plan, bym mógł zagrać seta w tej zaległej kolejce w Gdańsku. Niestety tak się nie stało. Gdy wirus trafił do naszego zespołu to starałem się trzymać od niego jak najbardziej z daleka, ale gdzieś tam mnie dopadło. Poszedłem na osiem dni do łózka. Wtedy straciłem wszystko to, co wypracowałem wcześniej, masę mięśniową, motorykę. Nie ma czasu na narzekanie i trzeba łapać formę w podskokach - ocenił środkowy.

Widać już, że po porażce z Treflem Gdańsk w pierwszym meczu ćwierćfinałowym nie ma już śladu, z wyjątkiem nieobecności Andrei Gardiniego na ławce trenerskiej. Ostatecznie zespół ze Śląska był w stanie odwrócić losy rywalizacji i kolejne dwa spotkania wygrał bez straty choćby seta.

- Na pewno to nami wstrząsnęło. Co to z nas byłby za zespół, gdybyśmy spuścili głowy w dół. Wspaniali kibice, sponsorzy i całe środowisko oczekują czegoś innego. Nie mogliśmy inaczej myśleć niż że wrócimy do naszej hali na trzecie spotkanie. Wielkie dzięki dla tych kibiców, którzy tak wspaniale dopingują, bo to coś niesamowitego i daje nam dodatkowego kopa - wyjaśnił siatkarz.

Wygrana w cieniu tragedii

Sobotni mecz pomiędzy Jastrzębskim Węglem i PGE Skrą Bełchatów był rozgrywany w cieniu tragedii. W jastrzębskiej kopalni "Zofiówka" doszło do tragicznego wstrząsu, na skutek którego czterech górników zmarło. Kolejnych sześciu pozostaje dalej na dole i obecnie trwa akcja ratunkowa.

- Wszyscy jesteśmy cząstką tego regionu. Ci ludzie, którzy stracili swoje życie, są częścią nas. Łączymy się w bólu z rodzinami ofiar. To bardzo ciężka chwila dla miasta, dla rodzin. Nie mówię tego bez powodu, u mnie w kraju też ludzie umierają. To straszne, oby tego wszystkiego było jak najmniej. Składamy najszczersze kondolencje rodzinom ofiar - zakończył Jurij Gładyr.

Drugi mecz półfinałowy PGE Skra Bełchatów - Jastrzębski Węgiel odbędzie się już we wtorek 26 kwietnia o 20:30. Wygrana da drużynie ze Śląska miejsce w finale PlusLigi. Z kolei w przypadku ich przegranej o wszystkim rozstrzygnie trzeci mecz.

Czytaj więcej:
Kadrowicz grał z pękniętymi żebrami. Był najlepszym zawodnikiem zespołu. "Wziąłem sporo leków przeciwbólowych"
Rysice zwieńczyły dzieło. Kolejny bój pełen emocji w Łodzi

Czy Jastrzębski Węgiel awansuje do finału PlusLigi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×