W tym artykule dowiesz się o:
Zaczynamy dość kontrowersyjnie, ale w naszym zestawieniu nie mogło zabraknąć szkoleniowca, który, mimo zawieruchy i konfliktów wewnątrz rodzimej federacji oraz rozmaitych problemów kadrowych, doprowadził swoich podopiecznych do czwartego z rzędu finału mistrzostw świata. I choć najważniejszy mecz sezonu Canarinhos przegrali (wcześniej polegli również w starciu o złoto Ligi Światowej) to potwierdzili, że pogłoski o schyłku najbardziej utytułowanej reprezentacji siatkarskiej XXI wieku są zdecydowanie przedwczesne. [ad=rectangle] Sam Bernardinho, oprócz znakomitego warsztatu, pokazał w tym sezonie reprezentacyjnym kawał charakteru, otwarcie buntując się przeciw krzywdzącym jego zdaniem decyzjom FIVB, bojkotując pomeczowe konferencje prasowe po meczach jego drużyny w III rundzie polskiego mundialu.
Selekcjoner Trójkolorowych od 2012 roku systematycznie pcha swoją reprezentację w górę. Już rok po przejęciu przez niego zespołu, podczas Ligi Światowej i polsko-duńskiego Euro Francuzi pokazali, że są w stanie rywalizować z silniejszymi zespołami globu, a zwieńczeniem drogi do siatkarskiej elity było osiągnięcie półfinału mistrzostw świata. Earvin Ngapeth i spółka szybko zapracowali na miano jednego z faworytów mundialu (wygrali piekielnie trudną grupę w I rundzie turnieju) i swój triumfalny marsz zakończyli dopiero na tie-breaku z Brazylią w półfinale. Zabrakło wisienki na torcie w postaci brązowego medalu, ale postęp drużyny i coraz lepsze osiągnięcia indywidualne poszczególnych reprezentantów dowodzą, że praca Tillie przynosi coraz więcej owoców. Czy jego reprezentacja spróbuje sięgnąć jeszcze wyżej?
Choć mistrzostwa świata były najważniejszą siatkarską imprezą minionego roku, nie tylko reprezentacjami fan volleya żyje. Na polu klubowym trudno wskazać bardziej utytułowanego szkoleniowca nad urodzonego w Sofii Bułgara. W 2014 roku wrócił on do Trentino Volley, z którym świętował największe triumfy (dominacja w Lidze Mistrzów w latach 2009-2011). Zespołowi z Trydentu bez Stojczewa wiodło się bardzo przeciętnie, ale pojawienie się ukochanego trenera pozwoliło wrócić drużynie na czoło Serie A. Sezon jest oczywiście w pełni, więc trudno wyrokować jego zakończenie, ale mistrzowski błysk w grze Trentino widać już gołym okiem. Stojczew w 2014 roku, zanim wrócił do Włoch, zdążył jeszcze u sterów Halkbanku Ankara zdobyć mistrzostwo i Puchar Turcji, a w Lidze Mistrzów zgarnąć srebro.
Kibicom żeńskiej siatkówki, zwłaszcza w wydaniu reprezentacyjnym, tego pana przedstawiać nie trzeba. Jego dzieło to wzorcowy przykład pracy od podstaw. Żeńską kadrę Belgii prowadzi od 2008 roku, a pierwszy, ale od razu spektakularny sukces, osiągnął w 2013 roku, doprowadzając Żółte Tygrysy do sensacyjnego brązowego medalu mistrzostw Europy. Kolejny rok Belgijki rozpoczęły równie przebojowo, zdobywając w Łodzi, kosztem reprezentacji Polski w gwiazdorskiej obsadzie, awans na mundial. Następnie, również ogrywając między innymi biało-czerwone, dziewczyny Vande Broeka, w swoim debiutanckim starcie w rozgrywkach World Grand Prix, wygrały zmagania drugiej dywizji, dzięki czemu awansowały do światowej elity. Miejsce w pierwszej dwunastce mundialu tego malutkiego państwa to wynik również godny uwagi. W swoim kraju doktor Vande Broek uchodzi za siatkarskiego guru, a lista jego wyróżnień wydaje się nie mieć końca.
Serb to człowiek orkiestra. Jeszcze nie tak dawno temu (na przełomie XX i XXI wieku) był gwiazdą światowych parkietów jako zawodnik. Teraz znakomicie radzi sobie w roli trenera, a w 2014 roku sukcesy osiągał jako opiekun klubu w piekielnie trudnej Serie A i reprezentacji narodowej w roku mistrzostw świata. Sir Safety Perugię Kovac doprowadził do wicemistrzostwa Włoch, a kadrę Iranu do czwartego miejsca Ligi Światowej i szóstej lokaty w polskim mundialu. Niejako na dokładkę wygrał z Persami igrzyska azjatyckie, które dla włodarzy irańskiej federacji były zdecydowanym priorytetem minionego sezonu. Jak na 12 miesięcy, ponadprzeciętnych wyników uzbierało się całkiem sporo...
Utytułowany rozgrywający karierę zawodniczą zdecydował się zakończyć w 2013 roku. Zapomnieć o emocjach związanych z bezpośrednią rywalizacją na boisku pomógł mu Konrad Piechocki, który zaoferował byłemu zawodnikowi PGE Skry Bełchatów samodzielne prowadzenie najbardziej utytułowanego polskiego klubu ostatnich lat. Falasca z ochotą zabrał się do pracy i szybko poskładał porozrzucane i lekko poniszczone klocki, dzięki czemu już na koniec pierwszego sezonu cieszyć mógł się z premierowego mistrzostwa w roli trenera, w bardzo konkurencyjnej PlusLidze. Po ligowe złoto sięgnął w imponującym stylu, notując w całej fazie play-off komplet zwycięstw. Jego zespół między 5 marca a 6 grudnia 2014 nie przegrał w lidze ani jednego meczu.
Na początku sezonu ligowego 2014/2015 Adam Grabowski w rozmowie z naszym serwisem przyznał, że będąc opiekunem Chemika Police zmiany robić mógłby rzucając monetą, a na wyniki meczów ligowych wpływu nie miałaby nawet krótka drzemka szkoleniowca. Nie był to oczywiście przytyk w stronę trenera mistrza Polski, ale dowód uznania dla szerokiej i mocnej kadry zespołu z województwa zachodniopomorskiego. O ile jednak w historii Orlen Ligi bywały już zespoły potrafiące zdominować rozgrywki, o tyle prawie żaden z nich (poza Muszynianką w Pucharze CEV) na arenie międzynarodowej tak naprawdę nie zaistniał. Cuccarini u steru Chemika potrzebował 3 spotkań, by jego klubu bać zaczęła się cała Europa, a już po premierowym występie policzanek w Lidze Mistrzyń (3:0 z Rabitą Baku) o mistrzu Polski zrobiło się głośno. Dodamy, tylko dla formalności, że Małgorzata Glinka-Mogentale i spółka w 2014 roku nie przegrały ani jednego meczu w krajowych rozgrywkach.
Kolejny Belg w naszym zestawieniu dowodzi, że w kraju tym drzemie olbrzymi siatkarski potencjał. Heynen niemal z miejsca wprowadził do światowej elity znajdującą się wcześniej na siatkarskich peryferiach reprezentację Niemiec. Znakomity psycholog był w stanie wytłumaczyć swoim podopiecznym, że w drużynie przeciwnej znajdują się tacy sami ludzie jak oni i nasi zachodni sąsiedzi pokonać mogą każdego. Cóż, wszystkich w 2014 roku odprawić z kwitkiem się nie udało, ale jego zespół zagrał wielu rywalom, a także ekspertom na nosie i wdrapał się na najniższy stopień podium mistrzostw świata! Jakby tego było mało, Heynen w kilka miesięcy z szorującego po plusligowym dnie Transferu Bydgoszcz zrobił drużynę, która zakończyła rok na wysokim 4. miejscu i na wiosnę może powalczyć o miejsce w półfinale mistrzostw Polski.
Mimo wszechobecnego równouprawnienia, w siatkarskim światku trenerskim kobiet wciąż próżno szukać. Wyjątkiem od reguły jest Chinka, która od lat w zmaskulinizowanym otoczeniu radzi sobie znakomicie i osiąga sukcesy zarówno w siatkówce klubowej (mistrzostwo Chin z Evergrande Kanton, do którego swego czasu ściągnęła Katarzynę Skowrońską-Dolatę), jak i reprezentacyjnej. W 2013 roku ruszyła na pomoc swojej drużynie narodowej, której blask w ostatnich latach wyraźnie osłabł. Efekty pracy znakomitej ekspertki do spraw kobiecego volleya przyszły bardzo szybko. Chinki w bardzo dobrym stylu wywalczyły w minionym roku we Włoszech wicemistrzostwo świata, rewanżując się w półfinale mundialu gospodyniom turnieju za porażkę we wcześniejszej fazie turnieju.
Takiego powrotu mało kto się spodziewał. Były selekcjoner reprezentacji Polski po kilku miesiącach odpoczynku postanowił ponownie zasiąść na ławce trenerskiej. Zrezygnował jednak ze swojej dotychczasowej specjalizacji, jaką były spektakularne sukcesy reprezentacyjne i podjął się pracy na polu klubowym, które w jego karierze trenerskiej nie było dotąd urodzajną glebą. Żeby było ciekawiej, nie przejął żadnego z ligowych potentatów. Rzucił wyzwanie gigantom, tworząc w Gdańsku praktycznie od podstaw drużynę, która szybko zaczęła deptać po piętach najlepszym. Nazwisko Anastasiego przyciągnęło do Lotosu Trefla kilku solidnych zawodników z Polski i zagranicy, a jego warsztat i charyzma pozwoliły wycisnąć maksimum z ciekawej mieszanki młodości i doświadczenia. Medal PlusLigi dla Pomorza już na wiosnę 2015 roku? Dla Anastasiego nie ma rzeczy niemożliwych.
Gdy po igrzyskach olimpijskich w Pekinie z prowadzenia srebrnego zespołu zrezygnował Hugh McCutcheon przyszłość teamu USA wydawała się mocno niepewna. Schedę po nim przejął bliski współpracownik, który miał niełatwe zadanie zmierzenia się z legendą swojego poprzednika. Kiraly smak najcenniejszych triumfów znał jednak doskonale, gdyż jeszcze jako zawodnik wywalczył trzy tytuły olimpijskie (w siatkówce halowej i plażowej!). Ciąg do sukcesów pozostał mu również w karierze trenerskiej, czego potwierdzeniem niespodziewane, ale w pełni zasłużone, mistrzostwo świata reprezentacji kobiet wywalczone przez Amerykanki w 2014 roku właśnie pod jego wodzą. Starty reprezentacji USA w World Grand Prix 2013 i 2014 zdawały się sugerować, że światowa czołówka powoli, ale jednak, ucieka Jankes(k)om. Tymczasem Kiraly oszukał wszystkich i w kluczowym momencie zadał największym rywalom najboleśniejszy cios (w półfinale Stany Zjednoczone ograły niepokonaną dotąd Brazylię 3:0!). Czy w 2016 roku w Rio doprowadzi swoje podopieczne do historycznego złota IO?
Ciut gorzej w minionym roku wiodło się jego koledze Johnowi Sperawowi, który męską reprezentację USA doprowadził do złota Ligi Światowej, ale w obliczu problemów kadrowych nie był w stanie powalczyć o medal MŚ. Amerykańska myśl szkoleniowa wciąż ma się jednak bardzo dobrze.
O ile Kiraly do wielkiego triumfu swoją drużynę przygotowywał niemal dwa lata, o tyle selekcjoner reprezentacji Polski na stworzenie monolitu miał w teorii parę miesięcy, a w praktyce ledwie kilka tygodni. Do zadania podszedł jednak z pełną determinacją i wiarą w sukces. Stanął ponad wszystkimi podziałami i do drużyny zaprosił aktualnie najlepszych na swoich pozycjach Polaków, nie bojąc się sięgać po weterana Krzysztofa Ignaczaka, czy przekonując do powrotu odmawiającego w ostatnich latach reprezentacji Mariusza Wlazłego. Odważył się też skreślić opromienionego mistrzostwem Włoch Bartosza Kurka, którego forma w okresie przedmundialowym była daleka od oczekiwanej, a który, jak się w międzyczasie okazało, również charakterologicznie nie pasował do (wizji) Antigi.
I choć po Lidze Światowej w Polsce panował olbrzymi niedosyt, niewiele później nowy selekcjoner dał naszemu krajowi prezent, o którym jeszcze kilka miesięcy temu mało kto odważył się marzyć. Mimo braku doświadczenia trenerskiego, wiedzą i czuciem gry świeżo wyniesionym z boiska (jeszcze w kwietniu, jako zawodnik, miał olbrzymi wkład w odzyskanie mistrzostwa Polski przez PGE Skrę) Antiga potrafił stworzyć atmosferę i grupę ludzi sprzyjającą walce o najwyższe cele.
Osobne słowa uznania należą się jego asystentowi Philippe'owi Blainowi, który może i w lidze francuskiej w 2014 roku sukcesu drużynowego nie osiągnął, ale pozwolił rozbłysnąć talentowi Mateusza Miki, a już podczas pracy z biało-czerwonymi był dobrym duchem drużyny, który wspierał Antigę nie tylko olbrzymim doświadczeniem, ale też tak cennym i potrzebnym spokojem.