PlusLiga 2015/2016: Trenerska lista przebojów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Praca szkoleniowca jest profesją specyficzną. Trudno w niej o stabilizację i przewidywalność. Przypadki trenerów PlusLigi sezonu 2015/2016 zdają się to ewidentnie potwierdzać.

1
/ 9

Jednak ściernisko zamiast San Francisco

Tomasz Wasilkowski do Będzina przychodził jako młody, ale ambitny i "napakowany" wiedzą szkoleniowiec. Na swoim koncie miał już pracę w największych polskich klubach żeńskich. Zdarzyło mu się również podpatrywać z bliska Andreę Anastasiego i Daniela Castellaniego, a także odbyć staże w Stanach Zjednoczonych, podczas których miał okazję poznać Hugh McCutcheona i Karcha  Kiraly'ego. Przy takim przygotowaniu mogło się wydawać, że do MKS-u Będzin wprowadzi zupełnie nową, nawet w skali całej ligi, jakość.

Na przełomie roku Wasilkowski po serii kolejnych porażek stracił jednak pracę, co pozwoliło... uwolnić prawdziwy potencjał zespołu. - Zmiana trenera to był dla nas pozytywny bodziec. Za czasów poprzedniego szkoleniowca była trudna atmosfera w drużynie. Teraz jest inaczej - przyznał niedawno o zatrudnieniu w styczniu doświadczonego Stelio DeRocco Paweł Stysiał.

2
/ 9

[b]

"Pojawiasz się i znikasz", czyli radomska poczekalnia Raula Lozano[/b]

Ściągnięcie do Cerradu Czarnych byłego selekcjonera reprezentacji Polski wydawało się niemal złapaniem Boga za nogi. Charyzmatyczny Argentyńczyk potrafił z miejsca stworzyć zespół groźny dla każdego w lidze. Nie tylko zbudował sprawnie funkcjonującą drużynę, ale też umiał wycisnąć maksimum z radomskich indywidualności, między innymi doprowadzając do reprezentacyjnej formy Wojciecha Żalińskiego.

Gdy wydawało się, że praca w polskiej lidze może być punktem zwrotnym w związanej ostatnio z działaniem w strukturach FIVB, a wcześniej przez wiele lat z pracą reprezentacyjną, karierze, oferta irańskiej federacji sprawiła, że Lozano nie dotrwał w Radomiu nawet do końca sezonu. Kadra Iranu potrzebuje jednak impulsu, a ten "mały rycerz" dać potrafi, co pokazał nie tylko w Radomiu, ale też wcześniej u sterów Biało-Czerwonych. Persowie nie mogli więc lepiej trafić. Czy po igrzyskach olimpijskich Lozano zostanie na Bliskim Wschodzie?

3
/ 9

[b]

"Włoska robota", czyli cinquecento Anastasiego tuż za podium[/b]

Jeśli już przy selekcjonerach jesteśmy to znacznie bardziej przywiązany do barw klubowych okazał się Andrea Anastasi, który drugi rok z rzędu wykonał kawał świetnej roboty w Gdańsku. Tym razem przy niezmienionej niemal kadrze rywalizować musiał na wszystkich możliwych frontach i osiągnął wynik, który trudno ocenić inaczej niż pozytywnie. Faza pucharowa Ligi Mistrzów i czwarte miejsce w Lidze - więcej z tego zespołu nie wycisnąłby pewnie nawet zawodowy magik.

- Jak ma się pieniądze tylko na cinquecento, to się kupuje cinquecento. Może takie lepsze, z GPSem i klimatyzacją, ale to nadal będzie cinquecento. Mamy w Gdańsku taką a nie inną sytuację finansową i musimy to zaakceptować. Nie mamy budżetu na poziomie ani Resovii, ani ZAKSY, ani PGE Skry. Taki jeden Nicolas Marechal, rezerwowy w Bełchatowie, zarabia więcej niż każdy z moich zawodników poza Mateuszem. Nasz klub ma średni budżet i taki będzie miał również w następnym sezonie i musimy sobie z tym radzić - podsumował w swoim stylu doświadczony Włoch. Z jego wypowiedzi wynika jednak, że w przyszłym sezonie swojego małego, ale sprawnego fiacika, "krasnal, który stał się gigantem" opuszczać nie zamierza.

4
/ 9

[b]

"Dumka na dwa serca", czyli Brutus Stelmach dobija Skrę[/b]

Krzysztof Stelmach na stanowisku trenera BBTS-u Bielsko-Biała zastąpił innego byłego świetnego zawodnika, Piotra Gruszkę i poradził sobie naprawdę nieźle. Drużynę bez gwiazd potrafił poprowadzić do zwycięstw nad silnymi rywalami z Lubina czy Jastrzębia Zdroju. Napsuł też sporo krwi murowanym faworytom, między innymi Lotosowi Treflowi. Po zakończonym już sezonie w pamięci kibiców zostanie jednak przede wszystkim ostatni mecz rundy zasadniczej, w którym BBTS wyrwał jednego, ale jakże ważnego seta PGE Skrze. Przegrana partia wyrzuciła bełchatowian z będącego na wyciągniecie ręki finału PlusLigi.

- Nie ma co ukrywać, że to gorzkie zwycięstwo drużyny z Bełchatowa. Jest mi przykro, że to akurat Skra przegrała walkę o finał i ja z moją drużyną przyczyniliśmy się do tego, bo zostawiłem trzy wspaniałe lata w Bełchatowie i moje serce jest z Bełchatowa. Myślę, że ten wygrany set ucina jednak wszystkie spekulacje, bo muszę o tym wspomnieć, nie dało się tego tematu pominąć - przyznał po meczu w Hali Energia rozdarty Stelmach.

5
/ 9

[b]

"Nie wierz nigdy kobiecie", czyli "50 twarzy AZS PW"[/b]

Jakub Bednaruk wyrósł w Warszawie na specjalistę od osiągania wyników ponad stan. Tak było i w tym sezonie, gdy prowadzona przez niego ekipa zakończyła rozgrywki na ósmym miejscu, ustępując jedynie ekipom ze znacznie większymi budżetami, ale potrafiąc w pojedynczych meczach zajść im za skórę.

- Muszę powiedzieć, że mam w tym sezonie zespół bardzo fascynujący, który mnie nieustannie zaskakuje. Jak z kobietą. Idziesz na randkę, kolację stawiasz, do kina zabierasz, a jednak wracasz sam do domu. Ale ja się cieszę, że co trzy dni oglądam zupełnie inną twarz mojego zespołu - przyznał po wygranym 3:0 meczu z Effectorem Kielce niezwykle barwny szkoleniowiec.

6
/ 9

[b]

"Tylko dla twoich oczu" czyli Agent 009 Andrzej Kowal w akcji[/b]

Szkoleniowiec Asseco Resovii Rzeszów odmówił udziału w konferencji prasowej po pierwszym meczu finału PlusLigi przegranym przez jego zespół 0:3 z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Po kolejnym spotkaniu, przegranym w takim samym stosunku na spotkaniu z mediami już się pojawił i przyznał, że nic niespodziewanego w grze rywala nie zaobserwował.

- ZAKSA grała bardzo równo te dwa spotkania, zresztą tak jak całą ligę. Niczym specjalnie nas nie zaskoczyła - zaznaczył trener rzeszowskiej ekipy. Czyżby dzień wcześniej myślał dokładnie tak samo i spodziewał się, że po dwóch dniach rywalizacji stan rzeczy nie ulegnie zmianie, więc nie było sensu dwukrotnie mówić mediom dokładnie tego samego? W decydującym meczu kędzierzynianie znów wygrali 3:0, co zapewne w żaden sposób nie zaskoczyło trenera Kowala...

7
/ 9

[b]

"Róbmy swoje", czyli niepozorny Gheorghe Cretu goni czołówkę[/b]

Szkoleniowiec z Rumunii jest bodaj najrzadziej, lub niemal najrzadziej, cytowanym trenerem PlusLigi w ogólnopolskich mediach. Ale Cretu najlepszy komentarz daje wynikami swojej drużyny, która najpierw latem została bardzo mądrze przebudowana, a następnie w przekroju całego sezonu stanowiła piątą siłę w lidze. Oby jak najwięcej takich właśnie ludzi czynu w polskiej ekstraklasie!

- To ogromna rzecz, że to, co było naszym celem, w co wierzyliśmy od początku, udało się zrealizować. Jasne, że mieliśmy nową kadrę, z czego wcześniej kilku zawodników częściej siedziało na ławce rezerwowych niż grało. Jednak krok po kroku zaczęliśmy poprawiać nasze zachowanie w trudnych momentach - podsumował udany rok sam zainteresowany, który zostaje w Lubinie na kolejny sezon.

8
/ 9

[b]

"Król Falasca i rycerze niekompletnego stołu"[/b]

- Funkcjonujemy trochę jak stół, nie możemy być w pełni sprawni bez jednej nogi - przyznał rozgoryczony wyraźną porażką 0:3 z Zenitem Kazań w rewanżu 1/3 finału Ligi Mistrzów Facundo Conte. Te słowa wywołały w bełchatowskim obozie burzę, która zmyła z pokładu PGE Skry Miguela Falaskę. Hiszpański szkoleniowiec nie był stanie poradzić sobie z konfliktem, który w zespole narastał ponoć od dawna i włodarze utytułowanego klubu na finiszu rozgrywek postanowiły szukać ratunku u bardziej doświadczonego trenera.

Następcą Falaski został Philippe Blain, który cudotwórcą się nie okazał, ale stół podreperował. PGE Skra ostatecznie nie awansowała do finału PlusLigi (do szczęścia zabrakło jej jednego seta), ale pod wodzą Francuza wygrała wszystkie mecze, w tym w imponującym stylu, bez straty seta, trzy potyczki o ligowy brąz. Właśnie w tych kończących sezon starciach z zawsze niewygodnym Lotosem Treflem bełchatowianie byli w stanie zaprezentować swoje największe atuty, jak piekielnie mocna zagrywka i kosmiczna wręcz skuteczność z każdej strefy, a wyciągnięcie ich na światło dzienne to już ewidentnie zasługa Blaina.

9
/ 9

[b]

"Simply the best", czyli człowiek z zewnątrz demoluje konkurencję[/b]

Choć o Ferdinando De Giorgim powiedzieć, że brak mu doświadczenia byłoby grzechem, to jednak przychodząc do PlusLigi mistrz Włoch (zarówno jako zawodnik, jak i trener) wkraczał w zupełnie nowe środowisko. Mało tego, dostał składany niemal od podstaw zespół, a za ligowych rywali miał dwie z czterech najlepszych w poprzednim sezonie drużyn Europy!

Nic z tych rzeczy nie stanęło popularnemu "Fefe" na przeszkodzie w zdominowaniu jednej z najsilniejszych lig świata i wygrani mistrzostwa Polski ze znakomitym finałowym bilansem 3:0 (9:0 w setach). W 29 ligowych meczów ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała 26 razy, tracąc ledwie 15 setów. Taki wynik musi robić wrażenie i dawać nadzieję na udaną przyszłość. Czy kędzierzynianie rzucą wyzwanie zdominowanej ostatnio przez włosko-rosyjską koalicję Europie?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)