W tym artykule dowiesz się o:
"Zapiłem raka na śmierć"
Andrzej Niemczyk dwukrotnie toczył walkę z nowotworem. Po raz pierwszy dotknął go on w 2005 roku, atakując węzły chłonne. Szkoleniowiec wyszedł z tej walki zwycięsko. - Zapiłem go na śmierć - podkreślał z uśmiechem, nie ukrywając swojego zamiłowania do alkoholu, przede wszystkim whisky. - Wiele osób nie zużyło do kąpieli tyle wody, ile ja wypiłem whisky. Ale czy ktoś widział mnie pijanego? - dodawał na łamach "Gazety Wyborczej".
Około dziesięć lat później, nowotwór zaatakował trenera po raz kolejny. Tym razem diagnoza była już bezwzględna: nieoperacyjny rak płuc. - Powinienem palić tyle papierosów, aby go dosłownie wykurzyć z płuc. Ale już tak dużo nie palę - opowiadał Niemczyk. Tej bitwy nie dał rady wygrać. Zmarł 2 czerwca 2016 roku.
"Rozwodziłem się z żonami, z siatkówką nie"
Siatkówce poświęcił praktycznie całe życie. Pracował w Niemczech, Turcji i Polsce. Naszą kobiecą reprezentację doprowadził do zdobycia mistrzostwa Europy dwa razy z rzędu - w 2003 i 2005 roku. Tak mocno angażował się w sport, że cierpiało na tym jego życie prywatne, czego sam nie ukrywał.
- Jeśli człowiek żeni się z siatkówką, to wszystkie inne sprawy - czy to dzieci, czy to kobiety - schodzą na dalszy plan. Wiem, nie powinno tak być, ale u mnie było. Rozwodziłem się z trzema żonami, z siatkówką nie - mówił dla "Gazety Wyborczej".
"Czułem się bezsilny, wyłem z rozpaczy"
Niemczyk, w zależności od okoliczności, potrafił na swoje podopieczne zarówno krzyknąć, jak i je pocieszyć. Choć podniesionym tonem głosu doprowadzał czasami zawodniczki do łez, absolutnie nie był człowiekiem pozbawionym uczuć. Szczególnie mocno uwidoczniło się to po śmierci Agaty Mróz-Olszewskiej, którą traktował jak córkę.
- Cholera, wiele bym dał, żeby móc samemu pożegnać się z tym światem, w zamian za zdrowie Agatki! Gdy się jeszcze dowiedziałem, że ona zmarła nie dlatego, że przegrała z rakiem, że przeszczep się nie udał, ale z powodu infekcji, to mnie szlag trafił. Z wściekłości rzucałem przedmiotami po ścianach i chyba po raz pierwszy w życiu czułem się bezsilny - wyjaśniał Niemczyk.
A w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" dodawał: - To największa strata mojego życia. Jej śmierć tak mną wstrząsnęła, że przez tydzień ostro piłem. A kiedy się dowiedziałem, że zabiła ją jakaś drobna infekcja, wyłem z rozpaczy.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Piotr Chrapkowski żegna się z Kielcami. Jako mistrz
[/color]
"Hazard pomógł mi przezwyciężyć nowotwór"
Polski szkoleniowiec nie stronił od wizyt w kasynach. Lubił spędzać czas grając w pokera czy ruletkę. Zdarzało mu się przegrywać pokaźne kwoty, ale w książce "Życiowy tie-break" przyznawał, że zazwyczaj się kontrolował i w łącznym rozrachunku wyszedł przynajmniej na zero.
- Hazard to moja druga słabość, która paradoksalnie pomogła mi przezwyciężyć nowotwór. Chwile przy pokerowym stole czy ruletce zawsze dawały mi taką energię, taką adrenalinę, takie emocje, że żadna choroba nie miała szans! - zaznaczał Niemczyk.
"Gdybym był słabszy psychicznie ..."
Choć częsty kontakt z hazardem nie wpędził Niemczyka w kłopoty finansowe, nie oznacza to, że był od nich całkowicie wolny. Jego przekleństwem okazała się niefortunna inwestycja, w postaci zdeponowania pieniędzy w jednym z największych argentyńskich banków. Kryzys panujący w Ameryce Łacińskiej doprowadził do jego upadku, przez co trener w jednej chwili stracił niemal cały życiowy dobytek.
- Gdybym był słabszy psychicznie, pewnie palnąłbym sobie w łeb, zażył całe opakowanie silnych lekarstw, albo powiesił się na drzewie - nie ukrywał.
"To jest skur******two"
Po zakończeniu kariery trenerskiej, Niemczyk udzielał się między innymi jako ekspert i komentator w Polsacie Sport. Wypowiadał się też dla innych mediów na temat sytuacji polskiej siatkówki. Zdarzało się, że nie owijał w bawełnę. Tak było między innymi, kiedy usłyszał pytanie "Czy to normalne, że mistrzowie świata (wówczas Polacy - przyp. red.) nie jadą z automatu na igrzyska?". Jego odpowiedź brzmiało następująco:
- To nie jest normalne, to jest skur******two. Narzekam na działaczy PZPS, ale w światowej federacji dzieje się równie źle. Trzeba byłoby pojechać do Szwajcarii i urządzić im tam prawdziwy "Meksyk".
"Myślałem, że zapiję się na śmierć"
Za zasługi dla polskiej siatkówki, trener miał otrzymać godne pożegnanie. Jego plan już był gotowy. 7 października 2015 roku, w łódzkiej Atlas Arenie, miał się odbyć jego benefis. Transmisję z wydarzenia zaplanował Polsat Sport, a w pokazowym meczu popularne "Złotka" Niemczyka miały zmierzyć się z Resztą Świata.
Aż nagle, na półtorej miesiąca przed wydarzeniem, szef firmy Sportfive Andrzej Placzyński je odwołał. Jako powód takiej decyzji wskazał kwestie finansowe. Szkoleniowiec nie dawał wiary jego tłumaczeniom i bardzo mocno przeżył całą sytuację.
- Poczułem się, jakby ktoś mi wbił nóż w serce. Taka informacja na sześć tygodni przed uroczystością to jak morderstwo. Pierwszy raz od wielu lat wyciągnąłem jedną, drugą, trzecią, kolejną butelkę whisky. Pomyślałem, że zapiję się na śmierć. Przez głowę przechodziły mi różne myśli. Nawet te najgorsze ... - przyznawał. Nie na takie podziękowanie zasłużył.