W tym artykule dowiesz się o:
Zaczynała od lekkiej atletyki
Jest znakomitym przykładem na to, że aby odnosić sukcesy w dowolnej dyscyplinie sportu, należy mieć solidne podstawy ogólnorozwojowe. Nie mogło być inaczej, skoro Malwina Smarzek to córka maratończyka, Cezarego. Już w szkole podstawowej zaczęła więc biegać długie dystanse. Teraz, choć ma na to zdecydowanie mniej czasu, lubi sobie potruchtać, bo - jak sama przyznaje - to ją relaksuje.
Przygodę z siatkówką rozpoczęła nieco przypadkowo w rodzinnym Łasku wskutek upadku klubu lekkoatletycznego, w którym trenowała. Jako trzynastolatka zadebiutowała w III lidze, choć jej atutem był tylko wzrost.
- Nie wiedziałam, o co chodzi, gdzie się stoi, jak się gra. Przyszłam na pierwszy trening, rozgrzałam się, poodbijałyśmy w parach - do tego momentu wszystko było spoko, bo tyle umiałam. Chwilę później zawodniczki zaczęły atakować, a ja stanęłam jak wryta. Nie miałam pojęcia, jak zrobić dojście do ataku, kiedy wyskoczyć, co robić w locie. Starałam się podglądać, jak robią to dziewczyny. Stanęłam na końcu kolejki i podpatrywałam, ale umówmy się, trudno uczy się ataku patrząc na kilka dziewczyn w ciągu 30 sekund - tak opowiadała zawodniczka o swoim "przyspieszonym kursie siatkówki" na stronie internetowej Chemika Police.
W 2012 roku trafiła do głównej krajowej kuźni talentów, SMS Sosnowiec (obecnie Szczyrk), dzięki czemu znalazła się w kadrze na mistrzostwa Europy kadetek w 2013 roku. Biało-Czerwone przywiozły z tego turnieju złote medale, a Smarzek była wiodącą postacią tego zespołu.
Taki sukces zdecydowanie musiał wzbudzić zainteresowanie innych klubów 17-letnią zawodniczką. W 2014 roku trafiła do juniorek UMKS MOS Wola Warszawa i na kolejne osiągnięcia nie musiała długo czekać, bo już w maju mogła cieszyć się z wicemistrzostwa kraju w tej kategorii wiekowej, a także nagrody dla najlepszej atakującej turnieju.
Malwina Smarzek zadebiutowała w reprezentacji Polski seniorek w 2014 roku
Dostrzegł ją już także trener pierwszej reprezentacji, Piotr Makowski, który powołał ją do szerokiej kadry. Ostatecznie pojechała na eliminacje do Mistrzostw Europy, a także na rozgrywki Ligi Europejskiej, gdzie reprezentacja Polski zdobyła trzecie miejsce.
- Trener Makowski obserwował mnie w SMS-ie, przyjeżdżał do nas na parę dni i był także na mistrzostwach Polski juniorek. Myślę, że wtedy podjął decyzję, że mnie powoła. Kiedy dostałam powołanie to nigdy nie myślałam, że znajdę się w tym miejscu. Na początku nie wierzyłam, że dostanę się na jakikolwiek obóz. Jak dostałam się na obóz, to nie dawałam sobie szans na "dwunastkę", a teraz to… - na moment zaniemówiła. - Przede mną nowy sezon w Orlen Lidze i zobaczymy, jak się sprawdzę w tej roli. Cały czas sobie stawiam cele i powoli je realizuję - powiedziała.
ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: Trener De Giorgi nie widział swojej winy, tego mi zabrakło
Dorastała w Legionowie
Sezon 2014/2015 rozpoczynała już w barwach Legionovii Legionowo, gdzie została podstawową atakującą. Klub oparty był głównie właśnie o zdolną młodzież, więc szóste miejsce na koniec rozgrywek było ogromnym sukcesem. Jednak przede wszystkim Smarzek brylowała w rozgrywkach juniorek oraz Młodej Lidze Kobiet. Już wtedy uchodziła za objawienie ligi.
- Fajnie, że tak mówią - komentowała Smarzek - Czasem to pomoże, czasem nie. Nie czytam komentarzy w internecie. Ja robię swoje. Jak będę w kadrze - fajnie, jak nie, to odpocznę. Ale na pewno nie czuję się jak jakieś objawienie, do tego mi jeszcze daleko - uważała.
Z kolei o Legionovii mówiła tak:
- Jesteśmy najmłodszym zespołem i tak naprawdę nie mamy nic do stracenia. Nikt tak naprawdę, no może poza prezesami klubu, od nas nic nie wymaga. My możemy tylko zaskoczyć swoją dobrą postawą, a jeżeli nam coś nie wyjdzie, to zazwyczaj tłumaczymy się tym, że jesteśmy młode. Wiadomo, że nie można się ciągle tym zasłaniać, ale uważam, że ta młodość ma swoje prawa. Ja mówię tutaj za siebie, ale ja się nie boję dziewczyn po drugiej stronie siatki. Czuję do nich duży szacunek i respekt, ale na pewno nie strach - tak mówiła w 2015 roku.
Pierwszy pełny mecz w World Grand Prix
Dwa ostatnie lata śmiało można nazwać przełomowymi w jej karierze. Aż trudno uwierzyć, że dopiero w 2016 roku rozegrała pierwszy pełny mecz w seniorskiej reprezentacji Polski w World Grand Prix.
- Staram się brać przykład z Bery (Tomsi - przyp. red.) w każdym elemencie. Jest trochę moją mentorką w kadrze. Dużo się mogę od niej nauczyć i z tego się cieszę, a tego, co będzie za rok czy za dwa, nie mam w głowie. Tu nie ma ustalonej kolejności, tak naprawdę wszystko zależy ode mnie i od tego, jak będę prezentować się w kadrze - mówiła w wywiadzie dla naszego portalu przed rokiem.
W 2016 roku zgłosił się po nią Chemik Police, co dla klubu z Mazowsza było finansowym wybawieniem, bo jesienią 2015 roku jego główny sponsor, SK bank, ogłosił upadłość. Wiązało się to jednak ze zmianą pozycji. Smarzek musiałaby grać na przyjęciu. W środowisku pojawiały się opinie, że ten ruch sprawi, że kolejny talent polskiej siatkówki zostanie zmarnowany. Spodziewano się, że dla 20-letniej wówczas zawodniczki po prostu nie będzie miejsca w składzie wśród gwiazd. W grę wchodziło także wypożyczenie do ligi włoskiej. Ostatecznie jednak została na Pomorzu Zachodnim.
Odważnie weszła do gry
Z pewnością "Mali" pomogło to, że wśród jej konkurentek na pozycji różnie było ze zdrowiem. Zawodniczka nie przejmowała się tym, choć zdarzały jej się mecze, w których zwyczajnie nie szło jej w przyjęciu. Udawało jej się to jednak "przykryć" znakomitą dyspozycją w ataku.
Wszystkim niedowiarkom udowodniła swoją klasę w turnieju finałowym o Puchar Polski w Zielonej Górze, gdzie zgarnęła nagrodę MVP zawodów oraz statuetkę dla najlepszej przyjmującej. Można śmiało powiedzieć, że dzięki Malwinie Smarzek Chemik miał najsilniejsze lewe skrzydło w lidze. Wiosną pochodząca z Łasku siatkarka cieszyła się z pierwszego złotego medalu żeńskiej ekstraklasy w karierze.
Ten atut trener Jacek Nawrocki chciał przełożyć na reprezentację Polski. Przez trzy miesiące Smarzek trenowała jako przyjmująca i regularnie znajdowała się w wyjściowej szóstce na mecze kwalifikacji do Mistrzostw Świata czy podczas World Grand Prix. Jednak w związku z tym, że w kadrze na Mistrzostwa Europy miało zabraknąć Bereniki Tomsi, na pozycję atakującej powróciła właśnie Smarzek. W meczach z Niemkami i Węgierkami udowodniła, że dobrze się na niej czuje. Zdobyła odpowiednio 36 i 25 punktów.
Jej największym marzeniem jest mistrzostwo... Japonii. Fascynuje ją ten kraj, jego kultura, a także tamtejsza liga siatkówki.
- To jest moje niezmienne, stałe marzenie i jeśli tylko będę miała taką możliwość, to pewnie skorzystam z takiej oferty. Chociaż na jeden sezon chciałabym tam polecieć. Nie mówię, że sobie poradzę, ale bardzo bym chciała - opowiadała.
Jej ulubioną formą nagrody od znajomych są... mentosy. Jeśli więc któryś z kibiców chciałby pogratulować lub podziękować Malwinie za dobre spotkanie, to może skorzystać z tej podpowiedzi.