Sprzętowo skoki narciarskie teraz, a 20 lat temu - na początku małyszomanii - to przepaść. Obecnie zawodnicy dysponują tak rozwiniętym sprzętem, że są w stanie bić kolejne rekordy w dyscyplinie. W zawodach Pucharu Świata skaczą z kilku belek niżej niż w czasach Adama Małysza czy Martina Schmitta, a i tak są w stanie latać znacznie dalej.
Rewolucja sprzętowa to jednak jedna strona medalu. Druga nie jest już tak pozytywna dla skoków narciarskich. Z roku na rok coraz trudniej o prawdziwą zimową aurę podczas zawodów. Zimy są krótkie, a częściej zamiast śniegu - nawet w górach - pada deszcz, a temperatury przekraczają nawet 10 stopni Celsjusza.
Tym samym organizatorom konkursów coraz trudniej będzie przygotowywać skocznię ze śniegiem. Z kłopotów, wynikających z ocieplenia klimatu, zdają sobie sprawę także zawodnicy. Johann Andre Forfang, jeden z najlepszych norweskich skoczków w ostatnich latach, nie zostawił złudzeń w rozmowie dla dziennika "Dagbladet".
Zdaniem 27-latka skoki muszą przejść rewolucję, by za kilkanaście lat nadal wywoływały zainteresowanie. Sama rywalizacja na sztucznym śniegu, czy nawet na igielicie tak jak to miało miejsce w listopadzie w Wiśle, może nie wystarczyć. Norweg uważa, iż skoki powinny trafić do... centrum największych miast.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
- Nie ma sensu jeździć do głębokich niemieckich lasów i tam organizować zawody. Trzeba szukać kibiców w dużych miastach. Warto byłoby popracować nad ulepszeniem formatu Pucharu Świata i trafić z naszym cyrkiem do największych miast w dużych krajach - wypalił Norweg dla "Dagbladet".
Mówiąc zawody w "większych miastach" skoczek z pewnością miał na myśli fakt wybudowania małej, sztucznej skoczni. Zapytaliśmy zatem Jana Winkiela, sekretarza generalnego Polskiego Związku Narciarskiego, czy w perspektywie kilku lat takie zawody w Pucharze Świata są realne?
- Gdyby miała być to skocznia w centrum miasta pokryta śniegiem, to taki pomysł jest nie do zrealizowania. Zapomnijmy o tym. Jednak wybudowanie skoczni z torami lodowymi i zeskokiem pokryty igielitem to już zupełnie inna bajka. Taki konkurs potrafię sobie wyobrazić - podkreślił nasz rozmówca.
- Oczywiście skoki nie mogą od razu pójść w stronę tylko takich konkursów. Nie możemy popadać ze skrajności w skrajność. To ma być dodatek, urozmaicenie tego, do czego kibice przyzwyczaili się przez wiele lat Pucharu Świata. Skoki mają w sobie magię górskich, zimowych krajobrazów, ale dwa czy trzy konkursy takie miejskie byłyby mile widziane - dodał.
W czasach małyszomanii nikt nie wyobrażał sobie, że nagle do skoków zostaną wprowadzone przeliczniki za wiatr oraz zmianę belki startowej. Tymczasem Walter Hofer, ówczesny dyrektor Pucharu Świata dopiął swego i przeprowadził "matematyczną" rewolucję. Obecnie nikt nawet nie myśli już o skokach bez przeliczników.
Dlatego scenariusz, iż za kilka lat w kalendarzu Pucharu Świata pojawią się zawody w największych miastach Europy na sztucznie wybudowanej skoczni, pokrytej igielitem, nie jest nierealny. Kto wie, może takie zawody odbyłyby się nawet w Warszawie?
Na razie jednak skoczkowie skupiają się na rywalizacji w 71. Turnieju Czterech Skoczni. Po pierwszym konkursie w Oberstdorfie prowadzi Granerud przed Piotrem Żyłą i Dawidem Kubackim. W sobotę kwalifikacje w Garmisch-Partenkirchen, a w Nowy Rok, o 14:00, drugi konkurs niemiecko-austriackich zawodów.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty
Czytaj także:
"Nie podobało mi się to". Gorąco wokół sytuacji ze Stochem
Piotr Żyła cudem uniknął dyskwalifikacji. Wiemy, co dalej