Zrobił coś niewyobrażalnego. Wiedziałeś o tych problemach niemieckiej legendy?

Getty Images / Na zdjęciu: Sven Hannawald
Getty Images / Na zdjęciu: Sven Hannawald

Hannawald to postać świetnie znana kibicom skoków. Niemiec osiągnął bardzo wiele, a jego rywalizacja z Adamem Małyszem ekscytowała cały świat. Rafał Kot nie ma jednak wątpliwości, że zawodnik nie wykorzystał w pełni swojego potencjału.

Polacy, delikatnie mówiąc, nie przepadali za Svenem Hannawaldem. Zapewne część kibiców doskonale pamięta incydent z zawodów w Zakopanem, kiedy to kibice obrzucali Niemca śnieżkami, gdy ten jechał wyciągiem na górę skoczni. Niechęć wzięła się z uwielbienia własnej gwiazdy, bo polscy fani nie uznawali kompromisów. Wszak nastała "Małyszomania", a to właśnie Hannawald był w tamtym okresie największym rywalem lidera Biało-Czerwonych.

Niemiec był chorobliwie ambitny i dzięki temu doczekał się imponujących wyników. Był trzykrotnym medalistą olimpijskim. Zaczęło się od zespołowej drugiej lokaty w 1998 roku, w Nagano. Cztery lata później, w Salt Lake City, zdobył srebro na skoczni normalnej i złoto w drużynie.

Hannawald ma także w dorobku dwa indywidualne mistrzostwa świata w lotach (Vikersund 2000 oraz Harrachov 2002), a do tego był także czterokrotnym medalistą mistrzostw świata w formule klasycznej (dwukrotnie złoto i raz brąz w drużynie oraz jedno srebro indywidualnie). W Pucharze Świata 40 razy stawał na podium, z czego aż 18 razy na jego najwyższym stopniu. Całe zmagania dwukrotnie kończył na drugim miejscu (2002 i 2003).

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wielka feta w Buenos Aires!

Zasłużył na uznanie

Całkiem bogate CV. Przez długi czas uznawano jednak, że największym sukcesem Niemca jest zwycięstwo w 50. Turnieju Czterech Skoczni. Chodzi nie tyle o sam tytuł, co przede wszystkim styl, w jakim pokonał rywali. Wówczas 27-letni skoczek jako pierwszy w historii wygrał wszystkie cztery konkursy, co było niebywałym osiągnięciem.

- Wyczyn Hannawalda był ogromny. Turniej Czterech Skoczni to prestiżowy cykl, który sam w sobie jest trudny do wygrania. Niemiec napisał historię i jako pierwszy zgarnął pełną pulę, będąc górą we wszystkich konkursach. Trzeba wziąć także pod uwagę, jakie wtedy były czasy. Przeliczniki za wiatr jeszcze nie istniały, więc wystarczył jeden skok, w którym warunki uniemożliwiłyby solidną próbę i po marzeniach. Tymczasem Hannawald poradził sobie mimo tego. Wygrał w takim stylu jako pierwszy i nikt mu tego nie zabierze - zauważył Rafał Kot.

Drugie miejsce było dla niego porażką

Hannawald miał obsesję na punkcie wygrywania. Gdy w pewnym momencie zaczął być mniej skuteczny, rozpoczęły się usilne poszukiwania sposobu, by powrócić na szczyt. Niemiec doszedł do wniosku, że być może za dużo waży. W związku z tym zaczął bardzo mało jeść i popadł w anoreksję.

- Hannawald nie lubił przegrywać. To był zawodnik takiego pokroju, którego interesuje jedynie pierwsze miejsce. Był czas, że zwyciężał regularnie, ale na każdego przychodzi kiedyś pora. Zawodnikowi z wielkimi ambicjami trudno jest zaakceptować taki stan rzeczy. W każdym razie Hannawald nie zaakceptował. Z tego wszystkiego się rozchorował - tłumaczył Rafał Kot.

- Szczerze mówiąc, to nie jest częsty przypadek w tym sporcie, bo zawodnicy po prostu dbają o linię, ale się nie głodzą. Myślę, że Hannawald przegrał ten okres w głowie - dodał wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.

"Może czuć się spełniony"

Z całą pewnością anoreksja nie była lekarstwem na problemy Hannawalda. Zdaniem naszego rozmówcy, było wręcz odwrotnie.

- Nie można nazwać Hannawalda niespełnionym talentem. To byłoby zbyt surowe określenie. Można natomiast powiedzieć, że nie do końca ten swój talent wykorzystał. Ja uważam, że gdyby nie ta anoreksja, mógłby zejść ze sceny znacznie później. Mam tu na myśli, że nie wykorzystał w pełni jakichś trzech lat kariery. Gdyby miał mocniejszą psychikę i się nie zadręczał... Ale łatwo mówić. Każdy człowiek jest inny. Kariera Hannawalda i tak była piękna. Niemiec wygrał bardzo wiele - zauważył Rafał Kot.

- Teraz po latach myślę, że on może usiąść, zastanowić się nad tym wszystkim i powiedzieć sobie, że jest jednak spełniony. W trakcie startów tak tego nie odbierał i stąd jego problemy. Tak, czy inaczej, to jest zawodnik, który ma za sobą świetną karierę i wiele sukcesów. Niejeden może mu zazdrościć - kontynuował.

Trudne początki

Hannawald wcale nie rozpoczął swojej przygody ze sportem od uprawiania wyłącznie skoków narciarskich, tylko kombinacji norweskiej. Szybko jednak okazało się, że latał na tyle dobrze, iż poświęcił się wyłącznie skakaniu. Pierwszy raz startował jako siedmioletni chłopiec. Ponad dziesięć lat później, w sezonie 1992/1993, zadebiutował w Pucharze Świata.

Jego pierwsze zawody odbyły się w szwedzkim Falun i zajął w nich 50-tą lokatę. Rok później młody skoczek zdobył pierwsze pucharowe punkty, zajmując 29 miejsce w Oberstdorfie. Jego rozwój był dosyć wolny, bo wprawdzie miewał pojedyncze wyskoki, jak choćby w Oberstdorfie w sezonie 1996/1997, gdzie sklasyfikowano go na dwunastej pozycji, ale długo były to tylko przypadki epizodyczne.

TCS był jego domeną

Kariera Hannawalda nabrała tempa rok później. Niemiecki skoczek upodobał sobie Turniej Czterech Skoczni, bo właśnie gdy nadeszła jego 46 edycja, wreszcie zaczął osiągać poważne sukcesy. W Oberstdorfie był piąty. Parę dni później w Ga-Pa także skończył turniej w czołowej dziesiątce. Następnie był drugi w Innsbrucku, po czym wygrał ostatnie zawody w Bischofshofen, tym samym zatrzymując serię trzech zwycięstw z rzędu Kazuyoshi Funakiego i kończąc cały cykl na doskonałym, drugim miejscu. W swoich 11 startach w TCS, raz zwyciężył (2001/2002), był też dwukrotnie drugi i dwa razy kończył zmagania na czwartej pozycji.

Należy też podkreślić, że Hannawald był od początku lubiany przez swych przeciwników.

- Środowisko skoków w ogóle jest specyficzne. Zawodnicy są raczej wobec siebie życzliwi, nie ma wielkiej zawiści. Potrafią sobie gratulować i pogodzić się z faktem, że ktoś był lepszy. Hannawald nie był inny w tym elemencie. Nie przypominam sobie sytuacji, w której zachowałby się nie fair albo zapracował sobie na niechęć kolegów - wspominał Kot.

Współcześni zawodnicy starają się równać do wielkiego osiągnięcia Hannawalda i zwyciężyć we wszystkich czterech konkursach TCS. W tym cyklu przed szansą stanie Halvor Egner Granerud, zwycięzca zawodów w Oberstdorfie. Norweg jest rozpędzony i nastawiony na końcowy sukces.

Ale czy dorówna Hannawaldowi, Stochowi i Kobayashiemu? Tego nie wiadomo. Za to wiadomo, że Dawid Kubacki, Piotr Żyła i niewykluczone, że również Kamil Stoch, mogą mu w tym poważnie przeszkodzić. A i oprócz Polaków, chętnych do zwycięstwa nie brakuje. Pozostałe konkursy jak zwykle zapowiadają się bardzo ciekawie.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

[b]Czytaj także:

[/b]Znany skoczek chce rewolucji. Sprawdziliśmy, czy to realne
"Nie podobało mi się to". Gorąco wokół sytuacji ze Stochem

Komentarze (0)