To byłaby historyczna chwila. Polacy nie złożyli protestu

Getty Images / YouTube / Na zdjęciu: Kamil Stoch, a w miniaturze lądowanie Tandego
Getty Images / YouTube / Na zdjęciu: Kamil Stoch, a w miniaturze lądowanie Tandego

Trzech polskich skoczków jest o krok od ukończenia 71. Turnieju Czterech Skoczni w pierwszej piątce. Pięć lat temu mogło być jeszcze lepiej, ale polski sztab nie złożył protestu. Chodziło o lądowanie rozbitego mentalnie w zawodach Norwega Tandego.

W 2017 roku, po latach posuchy, polski skoczek narciarski, jak Adam Małysz na początku XXI wieku, znów walczył o Złotego Orła. Tym razem pierwszoplanową rolę w Turnieju Czterech Skoczni odgrywał Kamil Stoch.

Przed finałem w Bischofshofen trzykrotny mistrz olimpijski przeżył chwile grozy. Upadł w serii próbnej w Innsbrucku i jego start w konkursie stanął pod znakiem zapytania. Stoch zacisnął jednak zęby. Mimo bólu wystartował w wietrznym, jednoseryjnym konkursie na Bergisel.

Zajął 4. miejsce. Co prawda stracił koszulkę lidera turnieju, ale do prowadzącego Daniela Andre Tandego tracił niespełna metr. W Bischofshofen, już w znacznie lepszej formie fizycznej, Polak nie miał problemów, by przegonić Norwega, mentalnie wręcz go znokautował.

Tande nie wytrzymał presji. Już w pierwszej serii finału 66. Turnieju Czterech Skoczni Stoch nie dał mu szans. W drugiej kolejce Norweg był rozbity do tego stopnia, że przed wejściem na belkę startową nie dopiął dobrze wiązania.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?

Przez to w locie miał ogromne problemy i musiał ratować się przed upadkiem. O triumfie w Turnieju Czterech Skoczni mógł już definitywnie zapomnieć. Pozostało mu czekać, czy utrzyma miejsce na podium zawodów. Gdy wyświetliła się odległość 117 metrów, mógł odetchnąć z ulgą. Skok krótki, ale oficjalnie wystarczyło do 3. pozycji w turnieju i obrony przed czwartym Maciejem Kotem.

Okazało się jednak, że Tande wcale nie uzyskał 117 metrów. Wylądował kilka metrów bliżej. Jego lot i samo lądowanie były jednak niestabilne. Jego prawa narta (przy bucie) znacznie szybciej dotknęła zeskoku niż lewa. Spójrzcie:

Skok Tande w Bischofshofen w 2017 roku. Prawa narta (przy bucie) już dotknęła zeskoku, lewa jeszcze nie. Fot. YouTube
Skok Tande w Bischofshofen w 2017 roku. Prawa narta (przy bucie) już dotknęła zeskoku, lewa jeszcze nie. Fot. YouTube

Przepisy w Pucharze Świata są jasne - liczy się moment, gdy pierwsza narta (przy bucie) zetknie zeskoku. W przypadku Tande była to odległość około 111-112 metrów. Tymczasem sędziowie zaliczyli mu moment, gdy druga narta zetknęła się z zeskokiem i stąd odległość 117 metrów. Był to ewidentny błąd.

Żeby FIS mógł zweryfikować wyniki, protest musiał być zgłoszony do 15 minut po zawodach. Nikt z polskiego sztabu, w wielkiej euforii po zwycięstwie w całym turnieju Kamila Stocha i drugim miejscu Piotra Żyły, w porę nie zwrócił jednak na to uwagi.

Później Biało-Czerwoni mieli jednak czego żałować. Złożenie protestu w porę najprawdopodobniej oznaczałoby zmianę wyniku Tande. Gdyby zweryfikowano jego drugą odległość na około 112 metrów, Norweg nie utrzymałby 3. miejsca w całym turnieju. Straciłby je na rzecz kolejnego z reprezentantów Polski, Macieja Kota.

Polacy byli więc o jeden krok, czyli złożenia w czasie protestu, od historycznego osiągnięcia w turnieju. Trudno mieć jednak pretensje do ówczesnego sztabu o wielką radość po tym, co zrobili w turnieju Stoch i Żyła. Tym bardziej, że dopiero po dokładnym przyjrzeniu się powtórkom telewizyjnym widać było, że pierwsza narta Tandego szybciej dotknęła zeskoku niż druga i doszło do błędu w pomiarze.

W tym roku, w 71. edycji TCS, Biało-Czerwoni nie mają realnych szans, by zająć całe podium zawodów. Prawdopodobny jest jednak scenariusz, że Dawid Kubacki zakończy turniej na 2. miejscu, a Piotr Żyła i Kamil Stoch odpowiednio na 4. oraz 5. lokacie. To również znakomite rezultaty, ale do ich osiągnięcia potrzebna jest jeszcze kropka nad 'i', czyli dobre skoki w finale w Bischofshofen.

Początek zawodów o 16:30. Transmisja w TVN, Eurosporcie oraz na Pilot WP.

Szymon Łożyński, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Stoch i Kubacki wzięci na kontrolę. Taki był powód
"Wyraźna dyskwalifikacja". Norweg wściekł się po skoku Żyły

Komentarze (3)
avatar
RobertW18
6.01.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dobrzy też ci "sędziowie"... Taki "wałek" nie zdarza się co dzień. Wiedzieli, że w drużynie Polaków jest pomieszanie z poplątaniem. Przecież chyba nikt nie wierzy, że sędziowie oceniający długo Czytaj całość
avatar
RobertW18
6.01.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jeśli p. Małysz nie pilnuje tego osobiście, to powinien kogoś do tego wyznaczyć. 
avatar
KotEnio
6.01.2023
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Tylu ludzi kreci sie i zarabia przy skoczkach a nie bylo komu zachowac zdrowy umysl !!