Z pewnością nie tak Kamil Stoch wyobrażał sobie weekend w Willingen. Najpierw odległe miejsce w trzeciej dziesiątce, później 51. lokata w kwalifikacjach. Taki jest bilans polskiego skoczka, niepokojący nie tylko największych fanów Stocha, ale wszystkich sympatyków Biało-Czerwonych, bo mistrzostwa świata w Planicy już za pasem.
Nie jest nam do śmiechu
Tymczasem kandydatów, którzy mogliby doprowadzić polską kadrę do medalu w konkursie drużynowym, jest coraz mniej. Rafał Kot mówi, że sytuacja jest poważna i choć na końcowy wynik Stocha wpływ miało wiele czynników, jego forma i tak jest daleka do takiej, która gwarantowałaby mu radość ze skakania.
- Kryzys jest poważny. Oczywiście na brak awansu do konkursu złożyło się wiele czynników, bo Kamil miał niekorzystne warunki, musiał czekać na swój skok, a na najazd padał deszcz ze śniegiem. Gdyby szczęście mu bardziej dopisało, to raczej by awansował, ale z taką formą skoczyłby 125 może 128 metrów, a przecież nie o to tu chodzi. Kamil ma zdecydowanie większe ambicje - mówił Rafał Kot w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu
- Przez pewien czas Kamil sam przyznawał, że za bardzo się podpalał i jego mistrzowskie aspiracje brały górę. Tak bogate CV nie pomaga skoczkowi w przypadku kryzysu formy. Jednakże zawodnik zaczął małymi kroczkami odbudowywać formę i myślałem, że złapie stabilizację, a najgorsze już za nim. Widziałem nawet szanse na to, by w Sapporo stanął na podium. Rzeczywistość zweryfikowała mój pogląd, za co muszę uderzyć się w pierś, ale wszelkie sygnały wskazywały na to, że będzie już dobrze - dodał.
Czas na krótki odpoczynek od PŚ?
Kot uważa, że nie ma na co czekać, a gdyby sztab zdecydował się wysłać Stocha na kolejne konkursy, to nie byłaby dobra decyzja.
- Nie ma już na co czekać. Kamil nie powinien lecieć za Wielką Wodę, bo zrobiłby sobie tylko większą krzywdę. W warunkach Pucharu Świata, przy całej otoczce, podróżach i na dużych skoczniach trudno poprawić błędy. Mówimy o zawodniku wielkiej klasy. Tydzień na mniejszych obiektach pod okiem trenera może być zbawienny, on sobie to wszystko jest w stanie poukładać, poprawić błędy i odnaleźć sposób na to, by latać daleko - mówił.
Uratuje sytuację?
Nie tak dawno Stefan Horngacher zdecydował się zostać w kraju z niektórymi niemieckimi skoczkami, w tym Karlem Geigerem, co zdało egzamin. Czy trener Thomas Thurnbichler powinien postąpić podobnie?
- Przede wszystkim ja nie jestem od tego, by mówić trenerowi Thurnbichlerowi, co ma robić. On sam świetnie widzi, co się dzieje i zdaje sobie sprawę, jak należy postąpić. Na pewno wybierze najlepszą możliwą opcję. Niemniej on również rozumie powagę sytuacji, bo ucieka nam szansa na medal w drużynie. Z Kamilem musi poćwiczyć ktoś doświadczony, kto ma jego autorytet. Gdybym był na miejscu trenera, zostałbym z Kamilem w Polsce, bo inni sobie za tydzień poradzą. Jednak mimo wszystko nie chciałbym, żeby ktoś to źle odebrał. Po prostu w moich oczach to najlepsza opcja, jednak jeśli trener zadecyduje inaczej, to znaczy, że takie rozwiązanie było lepsze - mówił.
- Horngacher został z niektórymi niemieckimi skoczkami w kraju i ich dyspozycja jest teraz zdecydowanie lepsza. Indywidualnie trenował także Ryoyu Kobayashi, co również się sprawdziło. Co do metod trenera Thurnbichlera, sam Kamil je chwalił. Mówił, że wróciła mu radość do skakania, a współpraca układała się dobrze. W niedzielę w kwalifikacjach zagrali va banque, spróbowali innej techniki i nie wyszło. Widocznie te metody nie działają na Kamila. Do każdego trzeba dotrzeć inaczej. Jest jednak jeszcze czas i wierzę, że nie wszystko stracone. Thurnbichler to świetny trener, kto jak kto, ale on wciąż może uratować sytuację - podsumował Rafał Kot.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Szymon Łożyński: Czas na zdecydowaną reakcję. I nie chodzi o Kamila Stocha