[b]
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Pewnie nie tak wyobrażaliśmy sobie zakończenie mistrzostw świata w Planicy.[/b]
Kazimierz Długopolski, były dwuboista i trener skoków narciarskich:
Na pewno nie. Trzeba przyznać, że wyniki konkursu drużynowego trochę nam zepsuły nastrój i w pewien sposób przyćmiły poprzednie sukcesy. Jestem daleki od twierdzenia, że ta impreza była w wykonaniu skoczków nieudana, ale często jest tak, że to ostatni konkurs najbardziej zapada w pamięć.
Zresztą same wypowiedzi w środowisku świadczą o tym, że brak medalu drużyny poniekąd zamazał wcześniejsze osiągnięcia. Eksperci mówią, że mamy wprawdzie dwa krążki z konkursów indywidualnych, niejako pocieszając tym kibiców i samych siebie, a to wskazuje na niedosyt.
Jest pan zaskoczony, że zespół nie skończył na podium?
Tak, powiem uczciwie, że tak. Trzeba traktować ten rezultat jako przykrą niespodziankę. Apetyty były zdecydowanie większe. Sam trener Thomas Thurnbichler zapowiadał, że będziemy walczyć o złoto. Sumowano wyniki naszych skoczków ze zmagań indywidualnych, z których wychodziło, że byliśmy najlepsi. Nadzieje były wielkie, pompowano balonik, ale ostatecznie jest tylko czwarte miejsce. To wprowadziło na pewno swego rodzaju przygnębienie, bo zakończyliśmy mistrzostwa na tarczy.
Jak pan podsumuje te zawody?
Jako bardzo udane. W konkursach indywidualnych spisaliśmy się bardzo dobrze. Reprezentanci Polski wznieśli się wyżyny i zajmowali wysokie lokaty. W ostatecznym rozrachunku Piotr Żyła przywiózł do kraju złoty medal, wywalczony na normalnej skoczni, a Dawid Kubacki wraca z brązowym krążkiem z większego obiektu. To na pewno duże sukcesy.
Czego zabrakło, żeby wywalczyć medal w drużynie?
Nie mamy powodów, żeby nie wierzyć chłopakom w to, że los nie był dla nich łaskawy. Dawid Kubacki na samym początku turnieju miał problemy z plecami, a później dopadło go przeziębienie. Piotrek Żyła przyznał, że od środy czuł się źle i nawet gorączkował. To musiało się odbić na formie sportowej.
Ostatecznie zabrakło jednak lepszych i dłuższych skoków. Olek Zniszczoł popsuł pierwszą próbę, bo tak trzeba to nazwać. Optymalny poziom zaprezentował tylko Kamil Stoch, choć i jego nota była zdecydowanie niższa niż ta, którą wywalczył w konkursie indywidualnym. W pewnym sensie usprawiedliwiony jest Dawid Kubacki, bo obniżenie belki o dwa stopnie mogło go zaskoczyć.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
Trener Thurnbichler przyznał, że nie konsultowali się w tej sprawie wcześniej.
No właśnie. Dawid mógł pomyśleć, że to decyzja sędziów. Mógł zacząć się zastanawiać - chwila, a dlaczego aż o dwa stopnie, czym to jest spowodowane. Bo przecież nikt nie skakał przed nim na tyle fantastycznie, by zdecydować się na drastyczną zmianę rozbiegu. Niewykluczone, że to wybiło go z rytmu i stąd ta próba nie była idealna. Z drugiej strony, gdyby osiągnął większą prędkość najazdową przynajmniej o kilometr, mógłby pewnie wylądować dalej.
Na tyle, żeby Polska skończyła na podium? Kilometr mógł okazać się zbawienny?
O tak. Proszę mi wierzyć, że to miało duże znaczenie. Mówimy nawet o wartościach rzędu sześciu metrów. Polska, by zdobyć medal, potrzebowała skoku Dawida na odległość 134-135 metrów. Z wyższego rozbiegu to było do zrobienia.
Zatem trener podjął słuszną decyzję, obniżając rozbieg? Pan na jego miejscu postąpiłby podobnie?
Na pewno nie można winić za brak medalu trenera Thurnbichlera. Stefan Kraft zepsuł swoją próbę, ale tego nie dało się przecież przewidzieć. Postąpiłbym tak samo. Uważam, że nasz szkoleniowiec zrobił właściwie. Zaryzykował, bo uważał, że Dawid to udźwignie, ostatecznie zabrakło dwóch i pół metra.
Trener widzi wiatromierze, nie miał zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji, a musiał trzymać rękę na pulsie. Prawda jest niestety również taka, że nie zasłużyliśmy na medal w tym konkursie. Od początku było wiadomo, że trzeba będzie oddać osiem dobrych, a nawet bardzo dobrych skoków. Tak się jednak nie stało.
Wspomniał pan, że mistrzostwa świata były udane wyłącznie ze względu na występ polskich skoczków. W innych dyscyplinach nie wyglądało to tak różowo. Pogrążamy się w marazmie, a przecież jeszcze niedawno tak nie było.
Niestety trudno się z tym nie zgodzić. Niemniej nigdy nie byliśmy potęgą. Zdarzały się przysłowiowe rodzynki, które przynosiły nam dumę. Na przykład w biegach narciarskich na topie była Justyna Kowalczyk, a wychodząc poza narciarstwo klasyczne, zdarzały się też sukcesy w biathlonie. Autorami jednak byli ci sami zawodnicy.
Co poszło nie tak?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie i sam je sobie zadaję. Mistrzostwa świata juniorów pokazują, że sytuacja jest nieciekawa. Byłem parę razy na zawodach typu „Bieg na Igrzyska”. To są rozgrywki dzieci, które pozwalają promować się adeptom i stanowią doskonałą okazję, żeby się pokazać. Wie pan, ilu uczestników stawiło się na starcie? Ponad 300.
Sporo.
Właśnie. W Polsce istnieje ponad 200 klubów uks-owskich. To jest naprawdę bardzo dużo. Potem przychodzi co do czego i nie jesteśmy w stanie rozegrać mistrzostw Polski seniorów ani seniorek. Ja się pytam, co się z tymi dziećmi dzieje? Sam jestem zdumiony, dlaczego spośród 300 młodych adeptów nie jesteśmy w stanie wyłonić dwóch-trzech talentów, które wejdą na wyższy poziom. Ale niestety gubimy tych zawodników po drodze, czyli w juniorach albo już w juniorach młodszych.
Może trenowanie narciarstwa klasycznego wydaje się nieatrakcyjne? Może rodzice wolą inaczej pokierować swoimi dziećmi? Bo przecież to oni mają decydujący głos na tym etapie ich życia.
Widzi pan, nie do końca. Kiedyś może i tak było. Sport wydawał się marnowaniem czasu, a rodzice mówili, zostaw to i zrób coś produktywnego. Teraz jednak czasy się zmieniły. W erze cyfryzacji, gdzie tablet stanowi dla niektórych nieodłączny element życia, rodzina jest zadowolona, gdy dzieci garną się do treningów, mocno je zachęca. Ja sam obserwuję jak to z początku wygląda. Potem jednak z pewnych względów sytuacja się komplikuje, a chętnych do trenowania ubywa.
Dlaczego?
Nie da się jednoznacznie stwierdzić. Mam teorię, że w Polsce to wszystko działa wręcz zbyt profesjonalnie. Już w bardzo młodym wieku obciążenie jest duże, a treningi mordercze i wymagające. Być może przychodzi taki wiek, że dziecku przestaje się to podobać i rezygnuje. Niewykluczone, że za mało w tym wszystkim zabawy, a na wysokie obroty wchodzi się zbyt wcześnie. A gdyby tak zwiększyć tempo dopiero w wieku 16-18 lat?
Spekulujemy, ale to może być jeden z czynników. No i drugi, że niestety coraz mniej dzieci chce uprawiać sport jako taki. Ponadto w Polsce narciarstwo jest wciąż dyscypliną niszową. To dotyczy biegów, kombinacji norweskiej i innych dyscyplin zimowych. Nie bez powodu nie wiedzie się nam ostatnio najlepiej.
Wracając jeszcze do mistrzostw świata, a konkretnie skoków. Opuszczamy Planicę z dwoma medalami. Brałby pan taki dorobek w ciemno?
Złoto i brąz? Zdecydowanie tak. Jechaliśmy do Słowenii w atmosferze niepewności. Nasi skoczkowie bezpośrednio przed mistrzostwami mieli mniejsze lub większe problemy. Ostatecznie konkursy indywidualne były dla nas bardzo udane. Potrafiliśmy się zmobilizować, nie po raz pierwszy zresztą.
Ja bym się ucieszył nawet z jednego medalu. A tak mamy dwa, a w tym złoty. Nie należy kręcić nosem, bo to były dobre mistrzostwa. Końcówka trochę popsuła humory, ale emocje opadają i zaczynamy doceniać to, co mamy. Zresztą myślę, że i tak docenialiśmy. Po prostu pod koniec spotkał nas zawód, ale tak się zdarza.
Co dalej? Sytuacja w Pucharze Narodów, jak i Pucharze Świata jest trudna.
Trzeba uczciwie powiedzieć, że te trofea najpewniej nam uciekły. Nie sądzę, żeby Halvor Egner Granerud złapał jakiś ogromny kryzys formy i to jeszcze przed własną publicznością. W Pucharze Narodów strata do liderującej Austrii to już prawie 1000 punktów. Ja niestety uważam, że tutaj już nic nie wskóramy.
Trzeba skakać dobrze do końca sezonu i szukać pozytywów. Drugie miejsce w PŚ też będzie wielkim sukcesem dla Dawida Kubackiego. Można jeszcze powalczyć o zwycięstwo w klasyfikacji Raw Air, choć i tu nie będzie łatwo. To brzmi banalnie, ale zostało kilka konkursów i trzeba pokazać się w nich jak najlepiej.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Wyniki osiągnięte przez Polaków i Polki, w niektórych konkurencjach mistrzostw świata w Planicy oraz przed dwoma laty w Oberstdorfie:
Dyscyplina | Konkurencja | Zawodnik/Zawodniczka | Miejsce | Mistrzostwa |
---|---|---|---|---|
Biegi narciarskie | Bieg na 50 km mężczyzn | Dominik Bury | 38 | Planica 2023 |
Biegi narciarskie | Bieg na 50 km mężczyzn | Dominik Bury | 38 | Oberstdorf 2021 |
Biegi narciarskie | Bieg na 50 km mężczyzn | Mateusz Haratyk | 46 | Oberstdorf 2021 |
Biegi Narciarskie | Sprint techniką klasyczną kobiet | Weronika Kaleta | 25 | Planica 2023 |
Biegi narciarskie | Sprint techniką klasyczną kobiet | Izabela Marcisz | 30 | Planica 2023 |
Biegi narciarskie | Sprint techniką klasyczną kobiet | Monika Skinder | 41 | Planica 2023 |
Biegi narciarskie | Sprint techniką klasyczną kobiet | Monika Skinder | 31 | Oberstdorf 2021 |
Biegi narciarskie | Sprint techniką klasyczną kobiet | Izabela Marcisz | 42 | Oberstdorf 2021 |
Biegi narciarskie | Sprint techniką klasyczną kobiet | Karolina Kaleta | 48 | Oberstdorf 2021 |
Biegi narciarskie | Sprint techniką klasyczną kobiet | Karolina Kukuczka | 71 | Oberstdorf 2021 |
Kombinacja norweska | Konkurs indywidualny mężczyzn na normalnej skoczni + bieg indywidualny na 10 km mężczyzn | Andrzej Szczechowicz | 42 | Planica 2023 |
Kombinacja norweska | Konkurs indywidualny mężczyzn na normalnej skoczni + bieg indywidualny na 10 km mężczyzn | Szczepan Kupczak | 29 | Oberstdorf 2021 |
Kombinacja norweska | Konkurs indywidualny mężczyzn na normalnej skoczni + bieg indywidualny na 10 km mężczyzn | Andrzej Szczechowicz | 38 | Oberstdorf 2021 |
Przeczytaj także:
- Były zawodnik nie gryzie się w język. "Skoki kobiet nie wykończyły się same, ktoś w tym pomógł"
-Co się stało ze skokami kobiet? Łukasz Kruczek odpowiada