Nie tak to miało wyglądać. Po bardzo udanych indywidualne mistrzostwach świata dla Dawida Kubackiego wydawało się, że Polak zyskał na tyle dobrą formę, że może jeszcze skutecznie włączyć się do walki z Granerudem o Puchar Świata.
I rzeczywiście do samej formy fizycznej Kubackiego nie można mieć zastrzeżeń. W Oslo oddał już kilka skoków na najwyższym poziomie. Kłopot polega jednak na tym, że ten najsłabszy przytrafił mu się w kluczowym momencie, czyli podczas pierwszej serii sobotnich zmagań.
Co gorsza, to już trzeci konkurs Pucharu Świata z rzędu, w którym Kubacki najpierw świetnie skacze w treningach czy kwalifikacjach, by potem kompletnie nie radzić sobie w pierwszej serii i szaleńczym atakiem odrabiać straty dopiero w finale. To nie jest przypadek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan
Kubacki zdaje sobie sprawę, że nadal stać go na świetne skoki i odrabianie strat do Graneruda. W pierwszej serii konkursów, tak w Lake Placid jak i w sobotę w Oslo, za bardzo jednak ryzykował. Jakby na siłę chciał znaleźć ulepszenie już i tak w dobrze funkcjonującej maszynie.
A w skokach narciarskich próby ulepszania skoków, to prosta droga do porażki. W sobotę znów sprawdziło się powiedzenie, że lepsze jest wrogiem dobrego. Po pasywnym pierwszym skoku (120,5 metra) 32-latek zajmował dopiero 16. miejsce i mimo fenomenalnej drugiej próby (135 metrów) nie miał już większych szans włączyć się do walki o podium. Zajął 9. miejsce.
Z kolei Granerud był czwarty. Zamiast odrobienia przynajmniej kilku punktów, po sobotnich zawodach Norweg powiększył już do ponad 300 punktów przewagę nad Polakiem. Nie ma się co oszukiwać, szansę Polaka na wywalczenie po Kryształowej Kuli bardzo mocno zmalały. Tym bardziej, że na osiem konkursów do końca sezonu połowa z nich zostanie rozegrana na skoczniach do lotów, gdzie Granerud radzi sobie lepiej niż nasz reprezentant.
Nawet ograniczenie do minimum szans na Puchar Świata nie oznacza jednak, że Kubacki nie ma o co już walczyć w tym sezonie. Wręcz przeciwnie - wciąż do wygrania jest chociażby Raw Air. W sobotę, dzięki świetnej drugiej próbie, 32-latek nie stracił wiele. Zajmuje w turnieju 3. miejsce i do prowadzącego Laniska traci nieco ponad 10 punktów. Turniej dopiero się rozkręca, więc to bardzo mała strata.
Teraz najważniejsze, by Dawid Kubacki odszedł od prób ulepszania swoich skoków. To, co wypracował ostatnio, działa, o czym świadczą chociażby wyniki w mistrzostwach świata (5. miejsce na średniej skoczni i brązowy medal na dużym obiekcie). Dlatego w niedzielę w Oslo i w kolejnych zawodach Polak po prostu musi zrobić tylko i aż swoje.
Tak samo jak i pozostali liderzy polskiej kadry: Piotr Żyła i Kamil Stoch. U pierwszego z wymienionych widać, że po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata kompletnie uleciała z niego energia. W połączeniu z osłabieniem po chorobie i słabymi warunkami, nie mogło się to skończyć w sobotę inaczej niż dopiero miejscem pod koniec trzeciej dziesiątki.
Z kolei w przypadku Stocha, podobnie jak u Kubackiego, najważniejsze, by po sobotnim słabszym konkursie (13. miejsce) trzykrotny mistrz olimpijski też za bardzo nie chciał poprawić swoich skoków. Najważniejszy jest spokój, zaakceptowanie faktu że skocznia w Oslo jest bardzo kapryśna do warunków, i nastawienie, by w niedzielę w Oslo zrobić po prostu swoje.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty