[b]
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Sezon dobiegł końca, przyszedł czas na podsumowania. Jest pan z siebie zadowolony, czy raczej dominuje uczucie niedosytu?[/b]
Klemens Murańka, skoczek narciarski, reprezentant Polski: Oczekiwałem od siebie znacznie więcej. Na pewno nie mogę zaliczyć tego sezonu do udanych. Miałem nadzieję, że ten rok będzie dużo lepszy, niestety się nie udało.
Mimo wszystko pojawiło się kilka wysokich lokat w Pucharze Kontynentalnym. Wygrał pan również FIS Cup, choć przypuszczam, że pana ambicje są większe.
Ciężko coś powiedzieć na ten temat. Faktycznie, udało się wygrać FIS Cup, ale te turnieje można porównać do Lotosów. Pojechałem na te zawody, bo potrzebowałem startów, nie miałem innego wyjścia. Stwierdziłem - co mi szkodzi. Pokazałem tam, co umiałem i udało się wygrać. Nie celuję w zwyciężanie w tego typu turniejach. Absolutne minimum to Puchar Kontynentalny. A cel główny to regularne punktowanie w Pucharze Świata. Na tym najbardziej mi zależy.
ZOBACZ WIDEO: Gromy spadły na Lewandowskiego. "Schowany do szafy"
Więc szukał pan startów, gdzie się dało? W takim razie jakby pan podsumował swoje występy w Pucharze Kontynentalnym.
Moje wyniki były kiepskie i nie ma sensu tego ukrywać. Gdybym jeszcze regularnie plasował się w czołówce, można byłoby inaczej na to wszystko spojrzeć, ale niestety tak się nie stało. Sam Puchar Kontynentalny to też nie jest szczyt moich marzeń. Natomiast niestety taka była rzeczywistość. Sezon przeszedł do historii, pozostaje mi to tylko wziąć na klatę i zrobić wszystko, żeby w następnym było lepiej.
Za pośrednictwem swojego Instagrama poinformował pan, że jeszcze nie wie, co dalej. Ten wątek tyczył się kontynuowania kariery?
Na pewno jeszcze nie odwieszę kombinezonu na kołek. Moim celem jest skakanie do najbliższych igrzysk olimpijskich. Pisząc, że nie wiem co dalej, miałem na myśli kwestię przydziału skoczków do poszczególnych kadr. Wszystko wyjaśni się w ciągu kilku najbliższych dni. Mogą być różne przetasowania, niespodziewane decyzje, stąd pewne wątpliwości. Jest kilka znaków zapytania.
Jak wyglądają kwestie sponsorskie? Ma pan niezbędne środki, które pozwalają rywalizować na wysokim poziomie?
Zgadza się. Sytuacja jest stabilna, mam wiarygodnego, rzetelnego sponsora, który mnie wspiera, tak więc pod względem finansowym jestem spokojny i zabezpieczony.
A pana spojrzenie na trenera Thomasa Thurnbichlera? Co pan sądzi na temat tego szkoleniowca, chciałby pan z nim pracować w przyszłości?
To bardzo dobry trener. Niestety na razie nie było mi dane z nim trenować, więc trudno, żebym wchodził w jakieś szczegóły. Oczywiście, że chciałbym, aby do takiej współpracy doszło w przyszłości. Jest to możliwe, ale potrzeba z mojej strony pewnego poziomu. Muszę poprawić swoje skoki.
Po nieudanym sezonie można wyciągać różne wnioski. Patrzy pan w przyszłość z optymizmem?
Pracujemy dalej. Nie można się załamywać, bo to nic nie da. Dzięki temu nie poprawię się. W zawodowym sporcie porażki to nieodłączny element. Cierpliwość to absolutny fundament, do którego warto dołożyć szczyptę marzeń i nadziei. Jak nie udało się tym razem, może uda się w przyszłym sezonie osiągnąć coś więcej.
W przeszłości miał pan problemy ze wzrokiem. Udało się je pokonać?
Na szczęście tak. To już sprawa zamknięta.
Widzi pan jakąś przyczynę tego, że sezon ostatecznie był nieudany? Dało się coś zrobić inaczej?
Skoki narciarskie to skomplikowana dyscyplina, ale jest jeden czynnik, który daje się we znaki wszystkim zawodnikom. Momentami za bardzo chciałem, żeby było dobrze, a to potrafi zgubić. Ważne, żeby skakać na luzie. Tego często brakowało i osiągałem odwrotny efekt. Z perspektywy czasu starałbym się zmienić swoje podejście. Chcąc na siłę skakać ponad stan, można sobie tylko zaszkodzić. Niestety wiele razy odczułem to na własnej skórze. To jednak wynika z ambicji, bo każdy chce latać jak najdalej i zdobywać jak najwyższe lokaty. Więcej swobody i luzu to może być złoty środek.
Ma pan już jakąś koncepcję na przyszły sezon?
Na razie trudno mi wróżyć z fusów. Gdy pojawią się pierwsze konkrety, przede wszystkim w kwestii przydzielenia skoczków do kadr, wtedy weźmiemy się do pracy. Na razie sezon dla mnie się skończył i nadszedł krótki moment, żeby zrestartować głowę. Nie wybieram się na wakacje, jakiś czas odpocznę od treningów.
Jak długo potrwa pana przerwa i jak będą wyglądać najbliższe dni?
Przerwa nie może być za długa. Już po Planicy zapewne zacznę jakieś przygotowania. Na razie moja rutyna nie różni się niczym od rutyny innych ludzi. Idzie wiosna, a więc jest co robić przy domu, w ogrodzie. To pozwala się odstresować i nie myśleć chwilowo o skokach. Nie mam jeszcze żadnego szczegółowego planu. Za pasem również święta i trzeba uważać, żeby za bardzo nie przytyć.
Podobno najpierw masa, potem rzeźba, ale są tacy zawodnicy, którzy zapominają o tym drugim i robią się kłopoty (śmiech). Już mówiąc w stu procentach poważnie, trzeba na siebie uważać. Nie można przybrać za bardzo na wadze. Skoki są specyficzne i dlatego już niedługo wrócę do aktywności fizycznej, na przykład biegania. Trzeba pozostawać w ruchu.
Mówi pan o rozczarowaniu, ale jednocześnie w naszej rozmowie czuję dużo pozytywnej energii. Łatwo panu oderwać myśli od niepowodzeń?
Każdy człowiek przeżywa takie rzeczy na swój sposób. Ja zawsze starałem się nie załamywać po porażkach, bo co to daje? Niczego mi w życiu nie brakuje. Mam dach nad głową, rodzinę, lubię to, co robię. Wiadomo, że chciałbym osiągnąć więcej w tym sporcie, ale tak jak mówię, nadmierne ciśnienie absolutnie nie pomaga. Nie składam broni, widzę powody do optymizmu. Teraz chwila odpoczynku, potem okres przygotowawczy i miejmy nadzieję, że w kolejnym sezonie wrócę silniejszy.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Koszmarny wypadek skoczka w Planicy
- Były trener szczerze o wyniku Polaków. "Nie było idealnie, ale..."