Łożyński: Mleko się rozlało. Tych słów nie można zamieść pod dywan [OPINIA]

Getty Images / Od lewej: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła
Getty Images / Od lewej: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła

Po jednym weekendzie Pucharu Świata w Ruce Thomas Thurnbichler ma do ugaszenia poważny pożar. Przede wszystkim nie może przejść obojętnie obok słów liderów polskiej kadry.

Trzęsienie ziemi w polskich skokach miało miejsce w piątek, ale sobotnie i niedzielne wstrząsy wtórne wcale nie były słabsze. Trzy piątkowe skoki Polaków: dwa w treningach i kwalifikacyjny pokazały jedno - są bez formy. Wszyscy, bez wyjątku.

Można było zakłamywać rzeczywistość, pocieszać się, że to tylko oszczędzanie sił na zawody, ale balon wypełniony nadzieją pękł z hukiem błyskawicznie. W sobotę i niedzielę Polacy skakali, a rywale latali na nieosiągalnym na razie dla nich poziomie. Biało-Czerwoni byli tłem dla najlepszych.

To nie pierwszy kryzys polskich skoczków. Ostatnie lata wypełnione były sukcesami, ale wpadki mniejsze czy większe też się zdarzały. Od lat nie mieliśmy jednak sytuacji, by polscy skoczkowie w trudniejszym momencie tak szybko dali do zrozumienia, że nie do końca zgadzają się z metodami trenerskimi.

ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"

Nawet dwa lata temu, gdy od początku sezonu nie szło kadrze prowadzonej przez Michala Doleżala, najbardziej doświadczeni skoczkowie długo bronili Czecha. Teraz błyskawicznie Kamil Stoch i Dawid Kubacki wyłożyli karty na stół.

- Nie do końca wierzyłem w pomysł na dzisiejszy skok. Nie chcę mówić, że myśl szkoleniowa jest zła, ale na tej skoczni nie czuję się dobrze. Za dużo było od razu u mnie zmian w skokach i trochę się w tym wszystkim pogubiłem - powiedział przed kamerą Eurosportu Stoch.

Jeszcze odważniejszy w TVN był Kubacki. - Moim zdaniem to nie tędy droga. Bo tutaj trzeba się skupić na podstawach. Na tym, co jest proste do zrobienia. A nie rozbijać tych skoków na milion kawałków. Bo to nic nie daje. Ja, jak z nim (Thurnbichlerem - przyp. red.) rozmawiałem, to raczej w tę stronę. Nie kombinujmy, nie rozkładajmy tych skoków na milion części, bo jak ja rozwalę w sobie koncentrację na siedem różnych rzeczy, to żadna z nich nie zadziała dobrze - podkreślił.

Ze zdziwieniem przyjąłem te słowa. Wydawało mi się, że po ubiegłorocznym sezonie, w którym Thurnbichler wydźwignął z kryzysu całą trójkę naszych najlepszych skoczków, Austriak zasłużył na większy kredyt zaufania. Te słowa pokazują jednak, że tak nie jest. Być może cierpliwość skoczków tak szybko się skończyła, bowiem już pod koniec letnich przygotowań były sygnały, że z formą Polaków nie jest najlepiej.

W październiku, podczas finału Letniego Grand Prix, tylko Dawid Kubacki skakał daleko. Thurnbichler uspokajał, tłumaczył wyniki mocnymi treningami i przekonywał, że to wszystko po to, by jego podopieczni wytrzymali kondycyjnie całą zimę. W Ruce Polacy dalej wyglądali jednak jakby godzinę wcześniej podrzucali ciężary na siłowni, podczas gdy Niemcy czy Austriacy latali pewni siebie, z energią od samego odepchnięcia się od belki startowej.

Zawodnicy zobaczyli, że od lata nie zmieniło się na razie nic i być może dlatego tak błyskawicznie zareagowali. Mleko się rozlało. Ich słów nie można zamieść pod dywan. Z drugiej strony po tym co pokazał Thurnbichler i jego asystenci w poprzednim sezonie nie można od razu skreślić też sztabu szkoleniowego. - Nie panikujmy - powiedział w niedzielę Wojciech Fortuna. Pełna zgoda.

Lista sukcesów Stocha i Kubackiego jest imponująca. Obaj są bardzo doświadczeni, współpracowali już z wieloma szkoleniowcami i z ich zdaniem trenerzy na pewno powinni się liczyć. Po tym co wydarzyło się w Ruce potrzebna jest zatem szczera, bez kamer, rozmowa między trenerami i zawodnikami. Obie strony powinny się wsłuchać w swoje racje i jak najszybciej wyciągnąć wnioski. Czas goni. Najważniejsze zawody w sezonie nie są w lutym i marcu, ale już pod koniec grudnia i przez cały styczeń.

Potrzebny jest jasny plan naprawczy, który przede wszystkim zaakceptują skoczkowie. Jeśli oni nie będą do niego przekonani, to efekty widzieliśmy w niedzielę na skoczni w Ruce. Mimo wszystko wierzę, że po tej burzy zaświeci jeszcze w tym sezonie słońce. Często w sporcie takie wyrzucenie kart na stół pomaga oczyścić atmosferę i zacząć wszystko od nowa. Oby było tak i tym razem.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: Wojciech Fortuna dostał telefony ws. Thurnbichlera. Zareagował stanowczo

Komentarze (30)
avatar
jac23
27.11.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A ja chciałbym patrzeć na skoki narciarskie jak kiedyś. Relacja tv zaczynała się z pierwszym skokiem a kończyła z ostatnim. I g mnie obchodzi co jest dzień przed, dzień po, co było na treningu Czytaj całość
avatar
Ires
27.11.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Klimat nie ma nic do rzeczy. Niemcy mają podobny klimat do naszego i też łoją na skórę w dyscyplinach zimowych. Zaś taka Finlandia jest wybitnie zimowa a jest od nas lepsza nie tylko w zimowy Czytaj całość
avatar
Wojtek 1963
27.11.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No już wielka tragedia narodowa .Bo na początku sezonu Polski skoczkowie skakali słabo w pierwszych dwóch konkursach . 
avatar
Krzychu Start
27.11.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Spadaj Łożyński z tymi twoimi opiniami pseudoekspericku 
avatar
jureczeka13
27.11.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mam nadzieję że Kamil wróci jeszcze do kadry.