Łożyński: Nie ma na co czekać w przypadku Kamila Stocha. To sprawdzone rozwiązanie [OPINIA]

PAP / KIMMO BRANDT / Na zdjęciu: Kamil Stoch
PAP / KIMMO BRANDT / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Powtórzyła się sytuacja z poprzedniego sezonu z nagłym kryzysem formy Kamila Stocha. Tym razem zdecydowanie szybciej niż poprzednio, ale tak wtedy jak i teraz, potrzebna jest mocna decyzja.

O ile po niedzieli u Dawida Kubackiego i Piotra Żyły są małe powody do optymizmu (23. i 21. miejsce w Ruce), o tyle u Kamila Stocha widać gołym okiem, że jest źle.

Trzykrotny mistrz olimpijski nie ma nawet małego punktu zaczepienia w swoich skokach. Skacze pasywnie, bez wiary we własne możliwości. Jeszcze bardziej niż odległość w kwalifikacjach (87,5 metra) mogą jednak martwić słowa Stocha dla Eurosportu.

- Nie do końca wierzyłem w pomysł na dzisiejszy skok. Nie chcę mówić, że myśl szkoleniowa jest zła, ale na tej skoczni nie czuję się dobrze. Za dużo było od razu u mnie zmian w skokach i trochę się w tym wszystkim pogubiłem. (...) Potrzebuję automatyzmu, za dużo było ostatnio zmian i kombinowania. Potrzebuję z pięć podobnych skoków na dobrym poziomie - powiedział Polak.

ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"

Kamil Stoch dał zatem jasno do zrozumienia, że potrzebuje spokojnych treningów, by wróciła mu przede wszystkim wiara w dobre skakanie. Trudno zakładać, by poprawił to podczas jednej czy dwóch sesji treningowych. Kłopoty z jego formą są poważne, skoro tak utytułowany skoczek nie przebrnął kwalifikacji, gdzie odpadło... czterech zawodników.

Co zatem zrobić? Przede wszystkim trenerzy powinni na poważnie rozważyć scenariusz, czy Stoch powinien wystartować w Lillehammer. Teoretycznie trudno wycofać tak utytułowanego skoczka z rywalizacji zaledwie po jednym weekendzie. W praktyce jednak: czy powinno brać się pod uwagę termin, kiedy doszło do kryzysu? Nie.

Spójrzmy na poprzedni sezon. W nim Stoch także nagle przestał dobrze skakać. Nie przebrnął kwalifikacji w Willingen, a dwa tygodnie wcześniej walczył o podium w Sapporo. Wtedy Thurnbichler zareagował od razu i wycofał Stocha z PŚ. Efekt? Kilka tygodni później 36-latek otarł się o medale w konkursach indywidualnych na MŚ w Planicy.

Teraz kryzys przydarzył się już na starcie, ale na miejscu trenerów nie patrzyłbym na termin. Co prawda w Lillehammer - przed kolejnym weekendem PŚ - szkoleniowcy zaplanowali dwa dni spokojnych treningów Polaków, ale patrząc na skoki Stocha w Ruce - obawiam się, że to i tak będzie za mało, by wprowadzić wybitnego skoczka na "właściwe tory". Obym się mylił.

Jeśli po dwóch dniach treningów w Lillehammer nie będzie widać poprawy u Stocha, wówczas na miejscu trenerów nie zastanawiałbym się już w ogóle, tylko pozwolił Polakowi na kolejne spokojne treningi w Polsce, bo to naprawdę może Kamilowi pomóc. Tym bardziej że w góry zawitała zima i czy to w Zakopanem, czy w Szczyrku, skocznie powinny być przygotowane. Start Stocha w Norwegii, jeśli wcześniej nie odda kilku z rzędu dobrych skoków na treningu, może przynieść tylko więcej szkód niż korzyści.

Przed Thurnbichlerem i trenerami trudne decyzje. Rok temu pokazali jednak, że potrafią wychodzić z kryzysu, nawet z tak utytułowanymi skoczkami jak Kamil Stoch. Zapracowali na kredyt zaufania, że i tym razem sobie poradzą. Na razie jednak sytuacja jest trudna.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty