Wyjaśnił, dlaczego nie poczekali na skok Polaka. Stoją za tym... skoczkowie

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Paweł Wąsek
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Paweł Wąsek

Jak się okazuje, polski skoczek w Lillehammer nie mógł wykonać swojej próby z powodu nowych przepisów. - Z tego, co wiem, zostało to zmienione na wniosek samych zawodników, aby uniknąć manipulacji przy takich sytuacjach - powiedział nam Jakub Kot.

Podczas niedzielnego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich doszło do niecodziennej sytuacji. Do pierwszej serii nie przystąpił Paweł Wąsek, ponieważ zaginęła jego torba z butami.

24-latek, gdy dojechał na szczyt najazdu, odłożył plecak i poszedł do toalety. Gdy wrócił, już go nie było. Ktoś z obsługi postanowił wysłać torbę z zawartością na dół. Polak pobiegł jeszcze szybko na wyciąg, ale już nie znalazł swojego wyposażenia. Po tym zapytał kontrolera, czy może ktoś je odesłać z powrotem na górę.

- Przez radio pogadał z kimś, jury uznało, że tylko jak zdążą wywieźć mi plecak, żebym skoczył w swojej kolejności, to wtedy mogę skoczyć, później już mi nie dadzą. Głupia sytuacja, nie była to moja wina, a reszta… Nikt nie chciał mi pomóc. Uznali, że jak nie zdążę, to sorry, nara. Mam nadzieję, że ta sytuacja pokaże FIS, by ten przepis jednak zmienić - powiedział Wąsek w rozmowie z Eurosportem.

ZOBACZ WIDEO: Internauci poruszeni. Tak golfistka ubrała się do symulatora

- Jeżeli dzieją się rzeczy, które nie są zależne od nas, to powinna być możliwość skoczenia na końcu serii czy coś w tym stylu. Rozumiem, jak z naszej winy się spóźnimy, to ok, takie są zasady. Jak się dzieją takie rzeczy, to mogliby nam trochę pomóc i dać wystartować. W końcu przejeżdżamy wiele kilometrów, szykujemy się do nich, masa pieniędzy idzie na to, żebyśmy skakali, a przez takie głupoty nie możemy wystartować - dodał (Więcej TUTAJ).

Po tym zdarzeniu wiele osób zaczęło się zastanawiać, dlaczego 24-latek nie dostał możliwości oddania swojej próby w późniejszym czasie. Takie sytuacje miały miejsce w przeszłości wielokrotnie. Okazuje się jednak, że od sezonu 2023/2024 zmieniły się przepisy i teraz można skoczyć wyłącznie zgodnie ze swoim numerem startowym.

- Z tego, co wiem, zostało to zmienione na wniosek samych zawodników, aby uniknąć manipulacji przy takich sytuacjach. Niestety nieważne, co teraz będzie przyczyną zgłoszenia problemów przed wystartowaniem, nie ma możliwości skoczenia później. Trzeba to zrobić zgodnie ze swoją kolejnością - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Jakub Kot.

Były skoczek i ekspert Eurosportu zwraca uwagę na pewne niesprawiedliwości, które powstawały wcześniej. Dla przykładu skoczek z numerem pierwszym, gdy zapomniał butów, miał jeszcze 40 minut, aby je znaleźć i ubrać. Jednakże na zawodnika z "50" w takim przypadku nikt by nie zaczekał, ponieważ nie można nagle przeciągać serii o 15 minut.

Do manipulacji mogło za to dochodzić, gdy na skoczni pojawiał się niekorzystny wiatr. Wówczas dany zawodnik mógł poinformować o kłopotach ze sprzętem, a w momencie poprawienia się warunków, przystąpić do swojej próby. Nasz rozmówca przytoczył także pewną historię.

- Podobno jedna ze skoczkiń zgłosiła zaginięcie plastronu, więc nie powinna móc wystartować. Później dostała jakiś rezerwowy. Ostatecznie okazało się, że po prostu nie chciała skakać - opowiedział były skoczek.

- Jeżeli otworzylibyśmy pewną furtkę, to za chwilę zostałyby wyważone drzwi. Teoretycznie jeśli zawodnikowi popsują się wiązania, to też nie jest to jego wina. Nie wiemy jednak, czy jest to prawdziwy problem, czy tylko udawany. Oczywiście każda sytuacja jest inna i zdarzają się awarie, ale teraz pytanie, w jaki sposób to weryfikować? Pewnie 9 na 10 przypadków to będzie pech, ale raz na jakiś czas, ktoś to zrobi specjalnie - posumował Jakub Kot.

Kolejne zawody Pucharu Świata odbędą się już w sobotę, 9 grudnia o godz. 16:00. Rywalizacja zostanie przeprowadzona w Klingenthal.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- "Nikt nie chciał mi pomóc. Sorry, nara". Polak wyjaśnia, dlaczego nie oddał skoku
- Podłamany Stoch aż ugryzł się w język. "Nie chcę powiedzieć za dużo"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty