Polska grupa Crowd Supporters jest dobrze znana europejskim kibicom skoków narciarskich. Michał Sieczko, znany jako DJ Mikee, i Dariusz Ślęzak, funkcjonujący pod pseudonimem DJ Ucho, od lat zachęcają do dopingu fanów w całej Europie.
I choć są znani przede wszystkim z rozkręcania konkursów w Zakopanem, radzą sobie świetnie także poza granicami kraju. Tym razem stawili się w Lillehammer, bowiem miejscowi organizatorzy uznali, że tak przyciągną więcej kibiców na skocznię.
- Organizatorzy chcieli zapewnić coś więcej niż tylko muzykę i same skoki zawodników. Musieliśmy zadbać o oprawę, animacje, przygotować zabawy... W skrócie znaleźć sposób na to, jak rozgrzać fanów do czerwoności. Norwegia chciała mieć Zakopane w Lillehammer - mówi DJ Ucho w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Zawsze jesteśmy otwarci na nowe wyzwania. Gdy takowe się pojawiają, nigdy ich nie odrzucamy. Lubimy wychodzić poza strefę komfortu i przyjmować niekonwencjonalne zlecenia. To nie pierwszy raz, kiedy jesteśmy za granicą. Ba, nawet nie pierwszy raz, gdy pracujemy w Skandynawii. Już wcześniej dbaliśmy o to, by kibice dobrze się bawili podczas MŚ w Lahti w 2017 roku i w trakcie Pucharu Świata - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się działo! Oprawa godna finału
"Zgodziliśmy się bez wahania"
Jak podkreśla DJ Ucho, tego typu zlecenia nigdy nie są proste. - Po pierwsze, musimy dostosować się do klimatu. Każdy kraj jest trochę inny i wiąże się z odmienną kulturą. Polscy kibice na przykład lubią się bawić, ale to nie oznacza, że tak jest na całym świecie. Na pewno sposób oddawania się rozrywce zdecydowanie się różni w poszczególnych obszarach. Zawsze zgłębiamy realia panujące w danym regionie z dużym wyprzedzeniem - zapewnia.
- Razem z Michałem Sieczko tworzymy grupę Crowd Supporters. Od wielu lat kontaktujemy się z różnymi krajami. Były takie momenty, w których nam dziękowano. W tym roku Norwegowie odezwali się do Michała. Zapytali, czy będziemy chcieli rozkręcić atmosferę na skoczni. Oczywiście zgodziliśmy się bez wahania. Było mroźno, ale pięknie - kontynuuje nasz rozmówca.
Polacy im pomogli
Przygotowania do omawianych wydarzeń zaczynają się dużo wcześniej. - To nie tylko inny język, ale również inne preferencje. Zaczynamy od głębokiego researchu. Nasza praca polega również na tym, żeby zaskakiwać. Potem na twarzy pojawia się uśmiech, gdy podchodzą do nas mieszkańcy i mówią, że zaskoczyliśmy ich tą propozycją muzyczną, charakterystyczną dla danego regionu, którą dobrze znają, ale trochę o niej zapomnieli - przyznaje DJ Ucho.
- Skandynawskich kibiców trzeba trochę przyzwyczajać do rozrywki. Są bardziej stonowani. Powoli przełamuje się kolejne bariery, żeby im pokazać, iż w inny sposób też można się bawić. Oczywiście nie zdziałamy cudów. Nasza obecność nie sprawi, że nagle zawody będą śledzić tłumy - zauważa Ślęzak.
Polacy jak zwykle jednak nie zawiedli i wspierali skoczków w Lillehammer w licznej grupie. - To ułatwia zadanie i zwiększa naszą atrakcyjność na rynku. Jesteśmy narodem w pewnym sensie rozbitym po całym świecie. Właściwie nie ma konkursu Pucharu Świata, na którym nie pojawią się Polacy. Trzeba przyznać, że mamy świetnych kibiców. Ostatnio jest o nas głośno przez zachowanie garstki fanów w Wielkiej Brytanii, którzy kibicowali Legii, ale takie sytuacje są pojedyncze. Wszędzie mogą trafić się tego typu jednostki. Biało-Czerwoni fani nam pomogli. Tworzymy świetny klimat i umiemy się bawić - przyznaje Ślęzak.
- Owoce pracy w Lillehammer mogą pojawić się nawet za rok albo i za dwa. Odwiedzi nas jedna osoba i potem powie, że skoki to fajna sprawa, tym samym ściągając kolejne. Należy pamiętać, że w Norwegii to wcale nie jest najpopularniejsza dyscyplina - podsumowuje DJ Ucho.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Ekspert grzmi po decyzji ws. Kamila Stocha. "Nie rozumiem tego"
- To dlatego Stoch skrytykował Thurnbichlera. "Szkoleniowiec znalazł się w trudnym położeniu"