Więcej niż można było oczekiwać zrobili w sobotni wieczór na skoczni Paweł Wąsek oraz Aleksander Zniszczoł. Dzięki im świetnym skokom w drugiej serii (134 oraz 138 metrów) przed Biało-Czerwonymi otworzyła się realna szansa na najniższy stopień podium.
Przed ostatnią grupą gospodarze do trzecich Japończyków tracili tylko 3 punkty. Wśród faworytów, którzy tradycyjnie skakali na koniec, Dawid Kubacki zaprezentował się jednak zdecydowanie najsłabiej. Andreas Wellinger, Stefan Kraft, Ryoyu Kobayashi czy Johann Andre Forfang latali, a mistrz świata tylko... skoczył.
Po próbie na 124,5 metra Kubackiego Polacy mogli zapomnieć nie tylko o podium. Stracili też bardzo dobre 4. miejsce i spadli na 6. lokatę. - Wynik taki średni dla nas. Walczyliśmy o miejsca 3-6, ale w tym przedziale skończyliśmy jednak na ostatnim - nie krył rozczarowania Polak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie jest żart. Tak trenują polscy skoczkowie
Co się stało, że ten ostatni skok Kubackiego był znacznie słabszy od jego rywali? Przecież w piątek, w treningach i kwalifikacjach w Zakopanem, 33-latek potrafił skakać na takim poziomie jak najlepsi.
- Szkoda mi tego drugiego skoku. W nim trochę za mocno przyatakowałem. Jeden element wykonałem lepiej, drugi gorzej i finalnie - przy niezbyt dobrych warunkach - nie był to rewelacyjny skok - podkreślił Kubacki.
- Mimo wszystko cały czas widzę u siebie progres i mam chęć do dalszej pracy. Jest w tych skokach coraz więcej energii na progu i to jest coś nad czym będę chciał pracować w kolejnych konkursach - dodał.
Drużynówkę w Zakopanem wygrali Austriacy przed Słowenią i Niemcami.
W niedzielę na Wielkiej Krokwi konkurs indywidualny. Początek zmagań o 16:00.
Z Zakopanego Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty