[tag=25791]
Aleksander Zniszczoł[/tag] ma za sobą słodko-gorzki weekend. Polski skoczek podczas Pucharu Świata w Willingen dwukrotnie był bliski miejsca na podium. W sobotę po pierwszej serii był trzeci, a w niedzielę prowadził i to z dość dużą przewagą nad konkurentami. Niestety, w obu przypadkach zawodził w drugiej serii i kończył na ósmej pozycji.
Szczególnie szkoda drugich zawodów na niemieckiej skoczni. Wydawało się, że 29-latek ma już w garści co najmniej miejsce w pierwszej trójce. Stało się inaczej, a swoje zrobił fakt, że nasz rodak został puszczony w niestabilnym wietrze.
Trener Thomas Thurnbichler miał o to duże pretensje do Borka Sedlaka po zawodach. To Czech włącza zielone światło i decyduje, czy zawodnik może oddać swój skok.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza
- Borek Sedlak powinien poczekać. Oczywiście cała ostatnia dziesiątka oddała niesamowite skoki, ale wtedy wiatr był stały, wiało od 3 do 4 m/s pod narty. Przy Olku wiatr nie był jednostajny, a niemal natychmiast dostał zielone światło. Nie rozumiem do końca strategii Borka. Muszę z nim porozmawiać. Moim zdaniem, w takich sytuacjach po prostu powinien poczekać - mówi trener Polaków w Przeglądzie Sportowym Onet.
W pierwszej serii Zniszczoł skoczył 146 m, a w drugiej było już znacznie gorzej, bo wylądował na 131,5 m. Sam zawodnik tak się tłumaczył po zmarnowanej okazji na historyczne zwycięstwo w Pucharze Świata.
- Skok był na progu dobry, ale zepsułem go trochę na buli, bo tam mnie skręciło. Prawa narta zaczęła mi uciekać. Musiałem wyprowadzić lot na prosto i tam straciłem równowagę i straciłem prędkość - mówił w Eurosporcie.
Teraz można tylko odegrać się w kolejnych zawodach. Przed nami konkursy poza Europą. W najbliższy weekend odbędzie się Puchar Świata w Lake Placid, a tydzień później będziemy oglądać zmagania w Sapporo.
Wielka premia przeszła mu koło nosa. Tyle mógł zarobić Zniszczoł >>
Niemcom wolno więcej? Tak tłumaczy się dyrektor PŚ >>