Dwa lata temu świat obudził się w zupełnie innej rzeczywistości. Rzeczywistości, gdy jedno europejskie państwo brutalnie napadło na drugie. W nocy 24 lutego 2022 roku rosyjskie wojska, z rozkazu Władimira Putina, zaatakowały niepodległą Ukrainę.
Minęły już 24 miesiące od tego dnia, za naszą wschodnią granicą niestety nadal giną niewinni ludzie, a syreny alarmowe i brutalne ostrzeliwanie ukraińskich miast wpisały się w codzienny obraz Ukrainy.
Gdy Rosjanie rozpoczęli brutalną wojnę, w skokach narciarskich rozpoczynała się ostatnia część sezonu, skupiona na zawodach w Finlandii i Norwegii. Gdy media informowały o kolejnych ostrzałach w Ukrainie, polscy skoczkowie szykowali się do wylotu do Lahti na kolejne konkursy Pucharu Świata.
Wówczas świat dopiero starał się zrozumieć, w jakiej sytuacji się znalazł i trwały debaty, jak pomóc Ukraińcom. Skoczkowie rywalizowali natomiast dalej, ale od tematu brutalnej napaści rosyjskiej nie uciekali.
Przede wszystkim nie uciekał Kamil Stoch, jeden z najlepszych skoczków w historii dyscypliny. Na kwalifikacje i konkurs w Lahti (27 lutego 2022 roku) trzykrotny mistrz olimpijski przygotował specjalny napis na swoich nartach, o którym było głośno w Polsce. "Stop war. Better fight in sport" - napisał Kamil Stoch, co oznacza "Stop wojnie, lepiej walczcie w sporcie".
- Trochę mnie to też kosztowało stresu i nerwów. Odkąd przyjechaliśmy tutaj, myślę o tym co się dzieje, nie potrafię od tego uciec. Przestałem używać internetu w telefonie, bo co wchodziłem, to widziałem wydarzenia na Ukrainie. Bardzo to mną wstrząsnęło. Chciałem powiedzieć, że jako sportowcy nie możemy udawać, że się nic nie dzieje. Sama rywalizacja tutaj nie dawała mi satysfakcji, ponieważ z tyłu głowy miałem to, co się dzieje. Nie powinniśmy się od tego odwracać, lecz głośno o tym mówić. Propagować wzajemne dobre relacje, szacunek, wspieranie się - mówił później, już po konkursie, na antenie Eurosportu Kamil Stoch.
- Zgadzam się z przesłaniem Kamila, to jest oczywiste, ta wojna jest do niczego niepotrzebna i trzeba ją potępiać - dodawał Dawid Kubacki.
ZOBACZ WIDEO: Barcelona ma kolejny wielki talent. Po tym golu komentator aż krzyczał
Jakże odmienną postawę od polskich skoczków zaprezentował w Lahti Jewgienij Klimow. FIS nie zawiesił od razu rosyjskich i białoruskich sportowców, dlatego w pierwszych dniach po wybuchu wojny skoczkowie z kraju agresora mogli jak gdyby nigdy nic startować w zawodach Pucharu Świata.
Klimow nie tylko startował. Publicznie wykonał gest, który w obliczu tego co dzieje się w Ukrainie, wywołał oburzenie. Na jednej z rękawiczek Klimow zamieścił rosyjską flagę. Co więcej, chwalił się tym, bowiem już po wylądowaniu podniósł dłoń z rękawiczką do kamery i pomachał.
O zachowaniu Rosjanina błyskawicznie zrobiło się głośno. Środowisko skoków narciarskich je potępiło, ale sam FIS zareagował bardzo asekuracyjnie. Rosjaninowi nakazano tylko usunięcie flagi, a dzień później mógł normalnie wystartować w konkursie. Dopiero później wszystkim rosyjskim i białoruskim sportowcom zakazano udziału w zawodach, organizowanych przez FIS.
Dwa lata po wybuchu wojny skoczkowie, bez Rosjan i Białorusinów, są w Oberstdorfie, gdzie biorą udział w lotach narciarskich. Początek sobotnich zmagań o 16:00.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty