Adam Małysz pochodzi z Wisły i tam też wybudował dom, w którym wciąż mieszka z żoną Izabelą. Posiadłość znajduje się w takim miejscu, że wielu kibiców nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. "Orzeł z Wisły" zawsze cenił sobie spokój w życiu prywatnym, a lokalizacja nieruchomości to mu gwarantuje.
Zdarzają się jednak wyjątki. Legendarny skoczek jedną z historii opowiedział w programie "To zależy", który w TVP Sport prowadzi Weronika Nowakowska. Pewnego dnia na teren jego nieruchomości wtargnęli nieproszeni goście.
Małysz był tym faktem mocno zaskoczony. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i wszystko wyjaśnić. Finał historii nawet jego mocno zaskoczył.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szalony taniec mistrzyni olimpijskiej z Tokio! Fani są zachwyceni
- Kiedyś para nastolatków weszła mi pod dom i zaczęła chodzić po ogrodzie. My nie wiedzieliśmy, o co się rozchodzi, a oni mówią, że tam jest jakiś pokemon - zaczął słynny skoczek.
- Trochę ogarniałem, że jest taka gra. Oni mi powiedzieli nazwę tego pokemona i że tylko go zbiorą i sobie pójdą. Ja mówię: co, z mojej działki chcecie mi coś zabrać? A oni, że nie, że to jest taka gra, na telefonie to odczyta i wychodzą - dodał.
Skończyło się na śmiechu. Małysz jednak potem doszedł do wniosku, że tego typu rozwiązania niekoniecznie są złe dla dzieci i młodzieży.
- Ta gra jednak faktycznie powodowała, że tego ruchu był więcej i może w tę stronę trzeba iść. Faktycznie jeżeli nie jesteśmy zatrzymać telefonów, tabletów, laptopów, to może warto wymyślić, aby im to towarzyszyło i żeby cały czas się ruszali - przyznał.