To, czego dopuścili się Norwegowie, wstrząsnęło światem skoków narciarskich. Oszukiwali ubierając swoich zawodników w podrasowane, niezgodne z normami kombinezony. Wygląda jednak na to, że Światowa Federacja Narciarska szybko zawróciła z drogi, by raz na zawsze zrobić porządek z kombinowaniem. Najnowszym pomysłem sami doprowadzili do absurdu.
Jeszcze w środę można było pochwalić działaczy za stanowcze reakcje. Podjęli niespotykane dotąd decyzje. Zdyskwalifikowali winnych skoczków i wprowadzili zapis, że do końca sezonu zawodnicy mogą skorzystać tylko z jednego kombinezonu. Maksymalnie 30 minut po konkursie zawodnicy muszą oddać strój i jest on przechowywany przez FIS w jednym miejscu, bez dostępu dla sztabu i skoczków.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
Żeby takie rozwiązanie miało jednak sens i raz na zawsze zakończyło manipulacje, drużyny nie powinny mieć dostępu do kombinezonów także w tygodniu pomiędzy zawodami. To oczywistość, ale nie po raz pierwszy w skokach narciarskich absurd goni absurd.
Okazało się bowiem, że FIS nie ma zamiaru pilnować kombinezonów skoczków między jednym a drugim weekendem rywalizacji. To... drużyny będą odpowiedzialne za przewóz sprzętu z jednej miejscowości do drugiej. Takie rozwiązanie, jeszcze przed czwartkowym konkursem w Oslo, przedstawił Sandro Pertile.
- Zrobią to sztaby. Nie może tego zrobić FIS, bo my nie jesteśmy ich właścicielami - powiedział Włoch przed kamerami Eurosportu.
Kompromitacja. Najlepiej, jakby Sandro Pertile po tych słowach od razu podał się do dymisji. Jedną decyzją zniszczono w teorii świetny pomysł. Nie ma żadnego sensu zabieranie skoczkom kombinezonów tylko na dni konkursowe, skoro w tygodniu drużyny nadal będą miały stroje i tak naprawdę dalej będą mogły z nimi zrobić, co chcą.
Przy takiej zasadzie teoretyczne zaostrzenie przepisów to jedna wielka pokazówka FIS. Nic więcej. Słowa szefa Pucharu Świata, że nie możemy zabrać sprzętu skoczków, bo FIS nie jest ich właścicielem brzmią śmiesznie, więc groteskowo. Właściwie Włoch śmieje się kibicom w twarz. Niestety nielicznym kibicom, bo czwartkowy konkurs w Oslo wyglądał jak stypa, a nie sportowa rywalizacja.
Ogromne trybuny pod skocznią świeciły pustkami. Zmagania oglądała garstka fanów, a może być jeszcze gorzej. Kolejni fani mogą odwrócić się od dyscypliny, gdy widzą, że FIS tak naprawdę nie potrafi walczyć z dopingiem technologicznym w skokach.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Skoki narciarskie w Wiśle - oglądaj w TVP1 o 14:40 w Pilocie WP (link sponsorowany)