Weekendem w Lillehammer zaczyna się sezon 2025/2026 w skokach narciarskich. Po chudszych latach trudno się spodziewać rewelacyjnej formy reprezentantów Polski. Małysz jednak przestrzega przed takim myśleniem i wciąż wierzy w to, że Polacy wreszcie odpalą. Szczególnie, że zaczynają się pojawiać nazwiska, które mogą zastąpić mistrzów. A to konieczne, bo zaczynający się sezon będzie, zgodnie z zapowiedzią, ostatnim w karierze Kamila Stocha.
Najbliższe kilkadziesiąt dni będzie niezwykłe także choćby ze względu na nowe zasady, który mają obowiązywać w Pucharze Świata. Chodzi przede wszystkim o żółte i czerwone kartki. Dyskwalifikacja za nieprzepisowy sprzęt ma skutkować żółtą kartką. Druga żółta oznacza, podobnie jak w piłce nożnej - czerwoną. Taki skoczek będzie zawieszony w kolejnych zawodach, a jego reprezentacja nie będzie go mogła zastąpić innym skoczkiem.
Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty: Kto będzie liderem polskiej kadry?
Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego: Kamil Stoch. Wnioskuję po tym, jak skakał ostatnio. Wyraźnie wyróżnia się w kadrze. Ale i tak ostatecznie zima zweryfikuje każdego.
Fakt, że to ostatni sezon w karierze, pomoże czy raczej przeszkodzi Kamilowi?
To bardzo indywidualna sprawa. Na pewno jednak, kiedy Kamil ogłosił swoją decyzję, spadło z niego niepotrzebne obciążenie. Wiecznie go o to pytano, a teraz jest wszystko jasne. Presję, którą w jakiejś mierze sam na siebie narzucał, udało się zneutralizować.
Kamil za wszelką cenę chciał zwyciężać. Mimo doświadczenia zdarzało mu się przegrywać z nerwami. Teraz powinno być łatwiej.
Na Kacpra Tomasiaka jest jeszcze za wcześnie?
Nie chcę wywierać na nim presji. I tak mówi się o nim bardzo dużo. Na pewno jest silny mentalnie, ale zbyt intensywne ciśnienie nie sprzyja nikomu. Powinien rozwijać się w spokoju i wykonywać kolejne kroki do przodu. Jeśli w zimie będzie skakał tak, jak pod koniec lata, możemy mieć z niego dużą pociechę. Chcę jednak stonować nastroje. Nie musi nikomu niczego udowadniać.
Ile medali wywalczymy na igrzyskach olimpijskich?
Nie wyobrażam sobie rozdawania medali przed startem igrzysk, nie jestem osobą, która z chęcią rzuca nazwiskami. Na pewno będziemy mocno trzymać kciuki za to, aby medali było jak najwięcej, a szanse na podia są. Na pewno możemy liczyć na skoczków i snowboardzistów. Patrząc na zimę jeszcze szerzej, Polacy jadą do Włoch po medale także w short tracku oraz łyżwiarstwie szybkim. Warto jednak podkreślić, że igrzyska rządzą się swoimi prawami. Ja też nie sprostałem oczekiwaniom, bo nie mam przecież na swoim koncie mistrzostwa olimpijskiego.
Ale masz medale olimpijskie. O mistrzostwo na razie nikt nie pyta.
Masz rację, ale nie zmienia to faktu, że oczekiwania wobec mnie były większe. Również moje własne.
O skoczkach będziemy w stanie sporo powiedzieć już od Turnieju Czterech Skoczni. Wtedy łatwiej ocenić dyspozycję poszczególnych zawodników, przeanalizować ich potencjał w danym sezonie.
To pierwsze zimowe igrzyska od dawna, kiedy więcej mówi się o szansach medalowych w innych dyscyplinach niż skoki narciarskie.
Kiedy w jakiejś dyscyplinie przychodzi kryzys, wiele zależy od systemu i sztabów, ale przede wszystkim - od samych zawodników. Konieczność odbudowania konkretnego sportu sprzyja niespodziankom i wzrostowi formy silniejszych psychicznie sportowców. Ostatnie lata nie były najlepsze dla skoczków, więc nic dziwnego, że nie są brani pod uwagę jako nasze szanse medalowe, ale to tylko opinia środowiska. Ja patrzę pod nieco innym kątem, bo jestem blisko tej dyscypliny od lat. Czasem ktoś może zaskoczyć dosłownie z dnia na dzień.
Zawsze będę wierzył w naszych skoczków, dlatego wciąż na nich stawiam. Liczę na to, że przywiozą medal, ale nie chcę wywierać zbędnej presji. Przede wszystkim muszą dać z siebie wszystko, muszą walczyć i w ten sposób udowodnić, że polskie skoki nadal mają potencjał. A kiedy to się uda, zintensyfikuje się nabór, znów wzrośnie zainteresowanie. Zawsze tak to działa.
Po aferze z Norwegami w rolach głównych, która wypłynęła w ostatnim sezonie, wciąż wierzysz w to, że rywalizacja jest sprawiedliwa?
Oczywiście, że nie.
Możesz powtórzyć?
Taka prawda! Niestety, tam, gdzie mamy do czynienia ze sportem technicznym, zależnym w dużej mierze od technologii i sprzętu, nie da się wykluczyć manipulacji. Czasem nawet niewielki element może zdecydować o tym, że jeden skoczek będzie lepszy od drugiego.
Już podczas Letniego Grand Prix było widać, że kontrole, które przez cały letni sezon prowadzono dokładnie, pod koniec zelżały. Rozprężenie w takich sytuacjach nie sprzyja sprawiedliwej rywalizacji.
Żółte i czerwone kartki to dobry pomysł?
Trudno powiedzieć. Nigdy nie byłem zwolennikiem nowych zasad w skokach w postaci choćby przeliczników za wiatr, dodatkowych restrykcji itd. Nie zakładam jednak z góry, że taki pomysł się nie sprawdzi. Mam tylko nadzieję, że nie uderzy w najsłabszych i każdy będzie sprawdzany tak samo dokładnie, niezależnie od tego, czy mamy początek czy koniec sezonu.
Skoki narciarskie w Wiśle - oglądaj w TVP1 o 14:40 w Pilocie WP (link sponsorowany)