Daniel Ludwiński: Twoje dwa ostatnie starty w tym sezonie miały miejsce w Zakopanem. W pierwszym konkursie wygrałaś, w drugim zajęłaś drugą pozycję. Jak oceniasz swoje skoki na Średniej Krokwi?
Sarah Hendrickson: Były udane. Mogę być zadowolona z moich tegorocznych startów w Polsce, w końcu znów stanęłam na najwyższym stopniu podium. Krótszy był mój pierwszy skok w drugim konkursie, ale wtedy trener zdecydował się obniżyć dla mnie belkę startową, bał się że w tych warunkach skoczę zbyt daleko.
Czy w poprzednich latach miałaś już okazję startować wcześniej w Polsce?
- Tak, byłam już kiedyś w Zakopanem na mistrzostwach świata juniorów, było to w 2008 roku. W kolejnych latach też tu przyjeżdżałam, pamiętam że raz wygrałam konkurs w Pucharze Kontynentalnym. Tegoroczny występ nie był więc pierwszym, skakałam tu już w przeszłości.
Jeszcze w poprzednim sezonie nie miałaś tak dobrych wyników jak teraz. Czym wyjaśniłabyś swoją zwyżkę formy? Masz za sobą inne treningi niż wcześniej, czy też po prostu potrzebowałaś więcej doświadczenia?
- Chyba i jedno, i drugie. Ostatnie lato było dla mnie udane jeśli chodzi o treningi, solidnie je pracowałam i przyniosło to efekt. Sama nie przypuszczałam jednak, że wyniki będą tak dobre. To oczywiście najlepszy sezon w mojej karierze.
Dobrze skaczesz jednak nie tylko Ty, ale i inne amerykańskie zawodniczki, jak Lindsey Van, Alissa Johnson i Jessica Jerome.
- Rzeczywiście, ten sezon jest bardzo dobry dla całego naszego zespołu. W kadrze panuje dobra atmosfera, wszystkie się wspieramy i cieszymy tym co robimy. Jesteśmy prawdziwym zespołem i przynosi to wyniki.
Skoki narciarskie nigdy nie były zbyt popularne w USA. Czy dzięki temu, że liderujesz w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, zainteresowanie choć trochę się zwiększyło?
- W moim kraju mało kto wie coś o skokach narciarskich, jest to sport niszowy. Z drugiej strony ma to jednak przynajmniej jeden plus - ci, dla których skoki są bliskie, starają się w jakiś sposób w nie zaangażować i nam pomóc. Wsparcie dla skoków więc istnieje, ale i tak niewiele osób wie o tym sporcie coś więcej, cały czas niewiele się o nim mówi w mediach.
W Pucharze Świata zajmujesz obecnie pierwsze miejsce. Daniela Iraschko, która w tej chwili jest praktycznie Twoją jedyną rywalką, traci do Ciebie sto pięćdziesiąt sześć punktów i uważa, że już Cię nie dogoni. A jak Ty oceniasz swoją sytuację? Czy również uważasz, że przewaga jest już bezpieczna?
- Ja bym tak nie powiedziała. Pozostało nam jeszcze siedem konkursów Pucharu Świata, a to oznacza, że cały czas jest jeszcze do zdobycia wiele punktów. Oczywiście, że chciałabym wygrać Puchar Świata, ale nie uważam, że mam już bezpieczną przewagę. Nadal jeszcze wiele może się zmienić.
Międzynarodowa Federacja Narciarska wprowadziła do programu mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym nową konkurencję - drużynowy konkurs mieszany, tzw. mikst. Z tej decyzji z pewnością się cieszycie.
- Oczywiście że tak. Dla nas jest to korzystna decyzja, z pewnością taki amerykański zespół będzie mocniejszy, niż ten który skakałby w konkursie mężczyzn. Przed nami ponad rok, więc możemy jeszcze się poprawić. Na pewno chcemy w Val di Fiemme powalczyć o dobry wynik w drużynie.
Z kolei w 2014 roku skoki narciarskie kobiet zadebiutują na igrzyskach olimpijskich. Patrząc na Twoją obecną formę można powiedzieć, że będziesz w Soczi jedną z faworytek.
- Na pewno chciałabym tam wypaść jak najlepiej. Wiem jednak, że skoki narciarskie są specyficzną dyscypliną, szybko można wejść do czołówki i równie szybko z niej wypaść, forma jest bardzo zmienna. Do czasu igrzysk w 2014 roku może się więc jeszcze bardzo wiele wydarzyć.
Powiedz jeszcze jak zaczęła się Twoja przygoda ze skokami narciarskimi.
- To było w 2001 roku. Swoje treningi zaczęłam gdy miałam siedem lat. Od początku ćwiczę w Park City. Wkrótce po tym jak rozpoczęłam karierę właśnie tam odbyła się rywalizacja o olimpijskie medale, było to w 2002 roku. Do dziś należę do klubu z Park City. Skaczę już ponad dziesięć lat.[b]
[/b]