Z pomysłu wprowadzenia do skoków drużyn mieszanych zadowolone są feministki. W swoich wypowiedziach podkreślają jednak, że zbyt długo trzeba było czekać na rewolucję w tej dyscyplinie sportu.
- Pierwszy oficjalnie zanotowany kobiecy skok został oddany w 1911 roku przez austriacką hrabinę, Paulę von Lamberg. Same skoki zostały włączone do igrzysk olimpijskich niedługo potem, w roku 1924. Kobiety zatem - by móc zdobywać punkty na igrzyskach na równi z mężczyznami - musiały czekać aż 88 lat! Czekałyby zapewne dłużej, gdyby nie długoletnie lobbowanie zawodniczek w wielu krajach. Dzięki podniesieniu rangi kobiecych skoków, z pewnością będzie więcej dziewcząt chętnych do uprawiania tego sportu, łatwiej też będzie o lepsze możliwości treningowe i finansowe - cieszy się Karolina Szymańska-Migut z Biura Prasowego Kongresu Kobiet.
Piewczynie równouprawnienia podkreślają także, że w Polsce jest ponad 20 bardzo dobrych skoczkiń, które tylko czekają na odkrycie. Żałują jednak, że zaczynają być doceniane dopiero teraz, przecież w wielu krajach skoki kobiet są promowane od lat, czego efekty widać w międzynarodowych konkursach.
- Stworzenie mieszanych drużyn zdemokratyzowało zawody - sprawiło, że do krajów, które regularnie zajmują wysokie pozycje dołączyły kraje nie będące w czołówce światowej klasyfikacji, jak np. USA. Po prostu mocne zawodniczki "pociągnęły" słabszych kolegów. I o to w sporcie chodzi - o uczciwą rywalizację i równe szanse dla wszystkich, niezależnie od płci - dodaje Karolina Szymańska-Migut.
Wątpliwości co do zasadności wprowadzenia w skokach narciarskich mieszanych drużyn ma Andrzej Kozak, prezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego. Sprawa może budzić kontrowersje głównie ze względu na znaczne różnice poziomu sportowego pań i panów. Prezes obawia się m.in. o frekwencje na skoczniach, kiedy startować będą zawodniczki.
- Poziom Austriaczek odpowiada mniej więcej poziomowi naszych średnich skoczków. Jednak nasze panie odbiegają już znacząco od poziomu światowego - przyznaje Andrzej Kozak. - Ponadto, kibice chcą, żeby na skoczniach była walka między startującymi. Tymczasem, na Wielkiej Krokwi może być tak, że mężczyzna skoczy 130 metrów, a kobieta tylko 70. Ponadto, taka sytuacja może być przyczyną manewrowania belką startową. Kiedy specjalnie dla pań rozbieg będzie wydłużony, kobiety zaczną wygrywać z mężczyznami. To by było wypaczenie wyniku - mówi prezes TZN.
Spór między zwolennikami drużyn mieszanych, a przeciwnikami koncepcji nieco tonuje Piotr Fijas. Podkreśla, że potrzeba czasu, aby wyrobić sobie konkretne zdanie na omawiany temat. - Na pewno będą kraje opowiadające się za tą koncepcją i jej przeciwne. Nie każde państwo dysponuje zawodniczkami skaczącymi na naprawdę dobrym poziomie. Trudno mi opowiedzieć się po którejś ze stron, ale jestem pewny, że musimy trochę poczekać, żeby dojść do jakichkolwiek wniosków. Wstępnie, mogę jedynie powiedzieć, że według mnie nie jest to zły pomysł - zaznacza były reprezentant Polski, trzykrotny olimpijczyk.