Przypatrzmy się, jak wygląda sztab trenerski narodowej kadry A w skokach narciarskich. Łukaszowi Kruczkowi (ur. 1975 r.) asystują Zbigniew Klimowski (ur. 1967 r.), Piotr Fijas (ur. 1958 r.) oraz Grzegorz Sobczyk (ur. 1981 r.). Wszyscy byli skoczkami, ale poza Piotrem Fijasem żaden z nich nie zrobił spektakularnej kariery.
W kadrze młodzieżowej trenerem głównym jest Robert Mateja (ur. 1974 r.). Asystują mu Maciej Maciusiak (ur. 1982 r.) oraz Wojciech Topór (ur. 1987 r.). Także w tym przypadku nie doszukamy się zapierających dech w piersiach sukcesów na skoczniach, choć wszyscy z wymienionych byli kiedyś zawodnikami. W obu kadrach konsultantem jest Adam Małysz. Stanowisko piastuje więc raczej mało efektowne. A gdyby tak "Orzeł z Wisły" objął kiedyś stanowisko pierwszego szkoleniowca?
- Najlepszymi trenerami są ci, którzy nie osiągali zbyt wielkich sukcesów. Nie wiem dlaczego tak jest. Nie wyobrażam sobie Adama Małysza w roli trenera. U nas w kraju nie mógłby prowadzić żadnej grupy. Uwaga skupiałaby się na nim, a nie na zawodnikach, a bardzo trudno jest pracować będąc nieustannie obserwowanym. Sam to przechodziłem, kiedy w późniejszym czasie osiągnąłem już jakąś popularność - zaznacza w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Jako potwierdzenie swojej tezy, prezes podaje przykład Zbigniewa Bońka, który był znakomitym piłkarzem, a trenerem raczej bez większych osiągnięć. Alexander Pointner czy Mika Kojonkoski natomiast skoczkami byli raczej słabymi, a osiągają ogromne sukcesy jako trenerzy. Apoloniusz Tajner twierdzi, że Łukasz Kruczek jest doświadczonym szkoleniowcem. Z kadrą pracuje od 2003 roku. Był asystentem Heinza Kuttina, procesowi szkoleniowemu przyglądał się również jako zawodnik ekipy Tajnera i u boku Hannu Lepistoe.
- Tych przekrojów treningowych poznał więc dużo. Poza tym, to bardzo inteligentny i mądry chłopak. Nie mam zastrzeżeń do jego pracy, a słabsze okresy zdarzają się nawet najlepszym trenerom. Proszę zwrócić uwagę, że w zeszłym roku, kiedy wszyscy cieszyli się ze świetnych startów Kamila Stocha, nikt nie zadawał mi tak wielu pytań o sztab szkoleniowy, jak teraz - zaznacza Tajner.
Poza tym, prezes twierdzi, że w Polsce nie ma zbyt dużego wyboru, jeśli chodzi o trenerów. Robert Mateja został szkoleniowcem kadry młodzieżowej bez większego doświadczenia.
- Mimo to, okazał się świetnym nabytkiem. Osiągnął już pewien wiek, jego poglądy na tę pracę się skrystalizowały. Ponadto, ma uznanie chłopaków, stworzył dobrą atmosferę w grupie. Warto także przypomnieć, że jego podopieczni osiągnęli wicemistrzostwo świata drużynowo, a Aleksander Zniszczoł wyskakał sobie wicemistrzostwo indywidualne - podkreśla prezes PZN-u.
Może jednak warto pomyśleć o szkoleniowcach z zagranicy? Mika Kojonkoski, właściwie do jakiej ekipy nie przyjdzie, osiąga z nią fantastyczne rezultaty. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki.
- Zagraniczni trenerzy na pewno byliby chętni do objęcia naszej kadry. To dla nas jednak bardzo drogi interes. Poza tym, ani Kuttin ani Lepistoe nie sprawdzili się w pracy z grupą. Ten drugi okazał się dobrym szkoleniowcem dopiero, kiedy odpowiadał tylko za Adama Małysza. Prowadząc całą kadrę przyjeżdżał do Polski na pięć dni, po czym nie było go kolejnych dziesięć. Zawodnicy w naszym kraju potrzebują treningów pod okiem trenerów kadry także między zgrupowaniami. Uważam więc, że zagraniczny szkoleniowiec nie jest w stanie zrobić cudów. A jeśli chodzi o Kojonkoskiego, on przychodził do mocnych krajów: Austrii, Finlandii, Norwegii. Nie osiągnąłby takich sukcesów, gdyby przeszedł np. do Bułgarii - mówi prezes Tajner.
A jakie jest zdanie czytelników portalu SportoweFakty.pl?