Wypadek Toma Hildego miał miejsce w trakcie ubiegłorocznej edycji tych prestiżowych zawodów. Przed tygodniem Norweg deklarował, że nie boi się powrócić do Oberstdorfu, gdyż to, co stało się przed rokiem, nie ma już dla niego znaczenia. Powrót okazał się niezwykle udany. - Rok temu leżałem w łóżku, z trudem mogłem się w ogóle poruszyć - wspominał Hilde w niedzielny wieczór po zawodach w Bischofshofen. - Wierzyłem jednak, że będę mógł szybko wrócić na skocznię, a następnie dobrze prezentować się już w sezonie 2012/2013. Pracowałem nad tym bardzo ciężko.
Początek bieżącej edycji Pucharu Świata nie był jednak zbyt udany dla Norwega. Mimo to na Turniej Czterech Skoczni przyjechał z mocnym postanowieniem ukończenia rywalizacji w najlepszej trójce. - To może głupie, ale ja zawsze myślę tylko o podium. W Engelbergu przed przerwą świąteczną byłem osiemnasty i dwudziesty drugi, a i tak myślałem o czołowej trójce. Miałem w sobie cały czas wiarę, a teraz po Turnieju Czterech Skoczni pozostaje duma z samego siebie.
Ostatecznie cel udało się zrealizować. W klasyfikacji końcowej 61. Turnieju Czterech Skoczni Tom Hilde zajął trzecie miejsce minimalnie wygrywając z naszym Kamilem Stochem. - Nie czułem zbyt wielu nerwów przez ten tydzień. Utrzymałem trzecie miejsce i jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwy. Byłbym na siebie wściekły, gdybym je stracił na przykład przez złe lądowanie - powiedział Norweg.
Ze swojego podopiecznego dumny jest trener Alexander Stoeckl. Austriacki szkoleniowiec norweskiej kadry również doskonale pamięta dramatyczne wydarzenia sprzed roku. - Taki powrót, na trzecie miejsce, nie zdarza się często. Występ Toma jest chyba najlepszy spośród nich wszystkich - powiedział Stoeckl.