- To dopiero początek sezonu. Nasi skoczkowie przeszli z igelitu na tory lodowe. Na początku w miarę dobrze to funkcjonowało, choćby w Klingenthal zwycięstwo Krzyśka Bieguna było dużą niespodzianką, po jednoseryjnym konkursie. Zawody, w których rozegraniu przeszkadza wiatr mają jednak to do siebie, że generują dużo niespodzianek. Zwycięzcy często nie są z czołówki rankingów. Potem w Kuusamo rozegrano dwie serie, ale również w trudnych warunkach. A potem znowu zawody odwołano. Na razie skoczkowie więc walczą z naturą. Konkurs w Lillehammer był jednak zorganizowany już przy w miarę stabilnej pogodzie - przynajmniej udało się rozegrać dwie serie - podsumowuje dotychczasowe zawody pierwszy trener Adama Małysza.
Szkoleniowiec docenia, że w każdym konkursie mieliśmy któregoś z naszych reprezentantów w pierwszej dziesiątce. Przyznaje jednak, że biało-czerwonym potrzeba stabilności. - Brakuje spokojnego treningu, który pozwoliłby utrwalić prawidłowe nawyki. Widać, że nasi zawodnicy są dobrze przygotowani, ale brakuje im skoków, aby nabrać pewności - tłumaczy Jan Szturc.
Być może w przygotowaniu spokojnych treningów pomoże planowane na 11 grudnia udostępnienie Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Do tej pory skocznia była nieczynna.
Pewną nowością dla zawodników w tym sezonie będzie również obecność w reprezentacji Polski Klemensa Murańki. 19-latek wreszcie będzie mógł się pokazać szerszej publiczności. Czy powołanie zawodnika urodzonego w Zakopanem to dobry pomysł? - Myślę, że trener Łukasz Kruczek chce sprawdzić, w jakiej dyspozycji jest obecnie Klimek. Stefan Hula nie punktował jeszcze, więc myślę, że to poprawna decyzja trenera. Trzeba dać szansę młodszemu zawodnikowi. Ważne, że trener ma z czego wybierać. Kiedy jeden zawodnik zaprezentuje się słabiej, można próbować sił innego - zaznacza Jan Szturc.