To nie jest do końca sprawiedliwe - rozmowa z Janem Szturcem m.in. o nowym systemie rozgrywania konkursów

Jan Szturc, szkoleniowiec współpracujący z kadrą A i pierwszy trener Adama Małysza cieszy się ze skoków biało-czerwonych, jednak z dystansem podchodzi do nowego systemu rozgrywania zawodów.

Dawid Góra
Dawid Góra

Dawid Góra: Polscy skoczkowie zaliczyli fenomenalny początek sezonu letniego.

Jan Szturc: Potwierdzam, to była doskonała inauguracja. Cóż powiedzieć, oby tak dalej!

Eksperci jednak zawsze przestrzegają przed wyciąganiem pochopnych wniosków z wyników osiąganych latem.

- Jest to dopiero okres przygotowawczy do sezonu zimowego, czyli do najważniejszego czasu dla skoczków, kiedy walczy się o Puchar Świata czy mistrzostwo świata. Jednak odpowiada on na pytanie, w jakim momencie przygotowań są poszczególne ekipy. Dzięki zawodom w lecie trenerzy mogą wyciągać właściwe wnioski i odpowiednio realizować swoje programy szkoleniowe.
Jednak zdecydowane zwycięstwo w konkursie drużynowym w Wiśle nie było przypadkiem.

- Widać, że nasi skoczkowie do tego konkursu podeszli na zwiększonych obrotach. U niektórych innych zawodników nie było tego widać. To da motywację do walki o dobre wyniki w następnych konkursach, przede wszystkim tych zimowych. Jak latem się wygrywa 40 punktami, to w zimie nie da się nagle diametralnie stracić formy.

Pojawiły się jednak również opinie, że świetna forma w lecie może być zwiastunem nieudanej zimy. Trudno bowiem być na topie przez cały rok.

- Szkoleniowcy czuwają nad przygotowaniami. Warto przypomnieć, że nasi skoczkowie nie będą startować we wszystkich letnich konkursach. Przygotowania odbywają się według programu. Latem zawodnicy startują właściwie z marszu. I już teraz widać, że nasi skoczkowie są w dobrej dyspozycji. To może tylko cieszyć. Zimą będzie ciekawie i na pewno podopieczni Łukasza Kruczka nie stracą tego, co mają teraz, a mogą tylko zyskać więcej.

Obecnie w znakomitej formie jest Piotr Żyła. Noga w kwalifikacjach do konkursu indywidualnego w Wiśle powinęła się Kamilowi Stochowi, zaś ze skręconą kostką skakał Maciej Kot.

- Piotr Żyła pod koniec sezonu zimowego stabilizował pozycję dojazdową. U niego to było głównym mankamentem. W tej chwili szkoleniowcy nie chcą dyskutować o jego "garbiku". Dobrze czuje się z nim i jego skoki są powtarzalne, to istotne. O Kamila się nie boję. Prezentował się wyśmienicie zarówno w konkursie, jak i podczas treningów - nie wyszedł mu tylko skok w kwalifikacjach. To był wypadek przy pracy. Oczywiście, miało to przełożenie na notę w konkursie indywidualnym, bo testowany jest nowy system. Zabrakło niewiele, aby Kamil znalazł się w finałowej grupie. Maciej Kot w Wiśle również zaprezentował się świetnie, jednak o kolejnych skokach trudno cokolwiek powiedzieć, bo skakał z kontuzją. Widać, że konkursie indywidualnym to nie był ten sam Maciek, co poprzedniego dnia.

Mało kto jednak skupia się na świetnym początku sezonu w wykonaniu Jakuba Wolnego, mistrza świata juniorów oraz Dawida Jarząbka, jednej z nadziei naszych skoków.

- Kuba potwierdził tylko, że tytuł mistrza z Val di Fiemme nie był dziełem przypadku. Miejsce na podium mistrzostw polski na pewno jest bardzo motywujące dla tak młodego zawodnika. Dawid Jarząbek również znakomicie zaprezentował się podczas MP, ale także w FIS Cup. On jest zawodnikiem o ogromnym potencjale. Widać, że ma żyłkę do skakania i przede wszystkim jest konsekwentny w wykonywaniu poleceń trenerów. To może być w przyszłości znakomity skoczek. Już teraz, jako 15-latek pokazuje się z bardzo dobrej strony.

Nie tylko o wysokiej formie Polaków mówiło się ostatnio sporo. Jak już pan wspomniał testy przechodzi nowy system rozgrywania zawodów. Z założenia ma on uatrakcyjnić skoki narciarskie, tymczasem nawet niektórzy skoczkowie nie do końca wiedzą o co w tym wszystkim chodzi.

- To są tylko testy. Niekoniecznie system będzie wprowadzony. Działacze FIS chcą sprawdzić nowy sposób rozgrywania konkursów. Jeśli zawodnik chce się liczyć w konkursie to musi dobrze wypaść już w kwalifikacjach. Straty są bowiem potem nie do odrobienia. Jednak dopiero jeśli system się sprawdzi, zostanie przeniesiony na zimę. Wcześniej niektórzy zawodnicy czołowej dziesiątki odpuszczali sobie kwalifikacje. Tymczasem telewizja czy inne media chcą, aby występowali w nich również najlepsi skoczkowie. Zawodnicy, którzy w Wiśle byli na podium na pewno będą chwalić ten system. W przypadku Kamila Stocha np. wystarczył jeden błąd na progu, aby najlepszy zawodnik Pucharu Świata z poprzedniego sezonu zimowego nie odegrał w zawodach znaczącej roli. Na razie wyczuwam umiarkowane podejście choćby szkoleniowców do nowych przepisów. Widzi się zarówno minusy, jak i plusy. Więcej będzie można powiedzieć po kilku konkursach. Możliwe, że nowy system trochę uatrakcyjni zawody, być może będzie większa rotacja wśród zawodników, częściej będziemy oglądać nowe twarze na podium.

Pan jest za nowymi regułami gry, czy przeciwko nim?

- Nie mam wyrobionego zdania, to się dopiero tworzy.

Najpierw mieliśmy przeliczniki wiatru, teraz punkty z kwalifikacji, grupy... Czy skoki idą w dobrym kierunku?

- FIS chce, żeby szły w dobrym kierunku, chce uzyskać większą oglądalność tej dyscypliny sportu.

A panu zmiany się podobają?

- Wolałbym, żeby w pierwszej serii występowało 50 skoczków, a w finałowej 30, czyli tak, jak było wcześniej. Jeśli ktoś słabo wypadnie w kwalifikacjach to potem drastycznie leci w dół. To też będzie mieć przełożenie na punkty w Pucharze Świata, nawet jak skoczek wygra pierwszą serię. To nie jest do końca sprawiedliwe.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy podobają Ci się zmiany w sposobie rozgrywania konkursów w skokach narciarskich?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×