Kiedy na skocznię nie jest po drodze - historia Adama Rudy
W grudniu niespodziewanie został wicemistrzem Polski. Gorzką pigułkę przełknął za to na mistrzostwach świata juniorów w Ałmatach. Adam Ruda - zawodnik jednego konkursu czy nadzieja polskich skoków?
Wsparcie szybko znalazł w kolegach, którzy też próbowali swoich sił na przydomowych pagórkach. Choć niewielkie, w Dydni ich pod dostatkiem. - Wszyscy koledzy też skakali na górkach i robili swoje skocznie. Każdy sport mnie kręcił, ale skoki narciarskie były najbardziej interesujące, więc nieważne jaka była pogoda, szliśmy i lepiliśmy skocznie gdzie się tylko dało - wyjaśnia Ruda.
Kiedy skocznia jest (za) daleko
Ta "prawdziwa", najbliżej położona skocznia, to obiekt w Zagórzu. Najbliżej, ale i tak daleko - z Dydni to prawie 35 kilometrów. Na szczęście z pomocą przyszli rodzice, zawsze skłonni pielęgnować dziecięcą pasję. - Usłyszałem, że w Zagórzu organizowane są zawody LOTOS CUP. Pojechałem z tatą pooglądać i spodobało mi się. Kilka dni później zacząłem skakać na nartach zjazdowych na obiekcie K-10. Później dostałem narty skokowe i zapisałem się do klubu. Traktowałem to raczej jako zabawę, ponieważ na trening jeździłem raz na tydzień (w sumie oddawałem 5 skoków tygodniowo), więc nie można nazwać tego trenowaniem - przyznaje otwarcie Ruda, podkreślając, że uprawianie skoków dla śmiałka z jego regionu to spore wyzwanie. Przede wszystkim finansowe. - Na Podkarpaciu skoki narciarskie to bardzo kosztowny sport, skocznie są tylko w Zagórzu, a na zawody jest bardzo daleko - wyjaśnia skoczek.
Z wielkimi nadziejami do Szczyrku
Momentu podjęcia ważnych decyzji nie dało się już bardziej odsuwać w czasie. Była pasja, był młodzieńczy zapał, ale nie było możliwości. Nie na Podkarpaciu. - Szkoła sportowa to była jedyna szansa na dalsze skakanie. Dla mnie była to łatwa decyzja, ale dla rodziców już znacznie trudniejsza - mówi Ruda. W Austrii, w takiej sytuacji jedzie się do Stams. Pojechał i Adam… ale do Szczyrku. - Ostatecznie zdecydowaliśmy, że razem z dwoma kolegami z klubu, Michałem Milczanowskim i Igorem Smorulem, pójdziemy do szkoły sportowej w Szczyrku. Oni doszli do pierwszej klasy gimnazjum, ja do drugiej. Dopiero tam zaczęła się moja przygoda ze skokami - dodaje skoczek, podkreślając jednocześnie, że początki w Szczyrku nie należały do najłatwiejszych.
Rzutem na taśmę, a dokładniej skokiem w odpowiedni punkt, wywalczył "przepustkę" umożliwiającą dalsze kształcenie w Szczyrku. - W ostatnich zawodach sezonu skoczyłem swoje najlepsze skoki i udało się. Zdobyłem II klasę sportową i zostałem w liceum w Szczyrku. Każde treningi i zawody przynosiły efekty, a rywalizacja z kolegami dodawała motywacji.