Kiedy na skocznię nie jest po drodze - historia Adama Rudy

W grudniu niespodziewanie został wicemistrzem Polski. Gorzką pigułkę przełknął za to na mistrzostwach świata juniorów w Ałmatach. Adam Ruda - zawodnik jednego konkursu czy nadzieja polskich skoków?

Barbara Toczek
Barbara Toczek
Niewielką Dydnię na Podkarpaciu, skąd pochodzi Adam Ruda, zamieszkuje około 1600 osób. Przeważająca większość skoki narciarskie zna tylko z telewizora. On chciał pójść, a właściwie skoczyć, o krok dalej. Inaczej - on prostu chciał skakać. Choć o jego latających na nartach rówieśnikach mówi się, że są następcami Małysza, co to uwierzyli, że - jak śpiewał w Zakopanem góralski duet - "kiedyś przyjdą i ich wielkie dni", Ruda nie zawdzięcza fascynacji kultową już w Polsce dyscypliną, bohaterowi z Wisły. Niemożliwe? A jednak. Podobnie jak wpatrzony w starszego brata Michael Hayboeck, Adam naśladował rodzeństwo, któremu za wszelką cenę chciał dorównać.
- Kiedy zaczynałem swoja przygodę z nartami, nie wiedziałem, kto to Małysz. Mam starsze rodzeństwo i razem z nimi wychodziłem na narty. Oni mnie wszystkiego uczyli. Mogę powiedzieć nawet, że lepiej umiałem jeździć na nartach, niż chodzić. Zawsze starałem się im dorównać, więc robiłem wszystko to, co oni.

Wsparcie szybko znalazł w kolegach, którzy też próbowali swoich sił na przydomowych pagórkach. Choć niewielkie, w Dydni ich pod dostatkiem. - Wszyscy koledzy też skakali na górkach i robili swoje skocznie. Każdy sport mnie kręcił, ale skoki narciarskie były najbardziej interesujące, więc nieważne jaka była pogoda, szliśmy i lepiliśmy skocznie gdzie się tylko dało - wyjaśnia Ruda.

Kiedy skocznia jest (za) daleko

Ta "prawdziwa", najbliżej położona skocznia, to obiekt w Zagórzu. Najbliżej, ale i tak daleko - z Dydni to prawie 35 kilometrów. Na szczęście z pomocą przyszli rodzice, zawsze skłonni pielęgnować dziecięcą pasję. - Usłyszałem, że w Zagórzu organizowane są zawody LOTOS CUP. Pojechałem z tatą pooglądać i spodobało mi się. Kilka dni później zacząłem skakać na nartach zjazdowych na obiekcie K-10. Później dostałem narty skokowe i zapisałem się do klubu. Traktowałem to raczej jako zabawę, ponieważ na trening jeździłem raz na tydzień (w sumie oddawałem 5 skoków tygodniowo), więc nie można nazwać tego trenowaniem - przyznaje otwarcie Ruda, podkreślając, że uprawianie skoków dla śmiałka z jego regionu to spore wyzwanie. Przede wszystkim finansowe. - Na Podkarpaciu skoki narciarskie to bardzo kosztowny sport, skocznie są tylko w Zagórzu, a na zawody jest bardzo daleko - wyjaśnia skoczek.

Z wielkimi nadziejami do Szczyrku
 
Momentu podjęcia ważnych decyzji nie dało się już bardziej odsuwać w czasie. Była pasja, był młodzieńczy zapał, ale nie było możliwości. Nie na Podkarpaciu. - Szkoła sportowa to była jedyna szansa na dalsze skakanie. Dla mnie była to łatwa decyzja, ale dla rodziców już znacznie trudniejsza - mówi Ruda. W Austrii, w takiej sytuacji jedzie się do Stams. Pojechał i Adam… ale do Szczyrku. - Ostatecznie zdecydowaliśmy, że razem z dwoma kolegami z klubu, Michałem Milczanowskim i Igorem Smorulem, pójdziemy do szkoły sportowej w Szczyrku. Oni doszli do pierwszej klasy gimnazjum, ja do drugiej. Dopiero tam zaczęła się moja przygoda ze skokami - dodaje skoczek, podkreślając jednocześnie, że początki w Szczyrku nie należały do najłatwiejszych.

- Na początku było ciężko, bo druga klasa gimnazjum to czas, kiedy jeszcze tęskni się za domem, rodzinnymi stronami i znajomymi. Później przyzwyczaiłem się i czas szybko leciał, wiec już nie czułem takiej silnej potrzeby powrotu do domu.
"Pomyślałem, że naprawdę może coś z tego być"

Szybko okazało się, że wybranie gimnazjum oddalonego o 320 kilometrów było przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, milowym krokiem, który Adamowi dał nadzieję, że "coś wyjdzie". Nie był już chłopcem skaczącym z górki za domem, ale aspirującym do poważnego skakania uczniem szkoły sportowej. - Codzienne treningi dały efekt i szło mi coraz lepiej. Po kilku latach w szkole zacząłem naprawdę dobrze skakać. Wtedy pomyślałem, że naprawdę coś z tego może być. Gdy byłem w trzeciej gimnazjum, nie wiedziałem, czy będę kontynuował naukę w szkole sportowej, ponieważ do liceum potrzebna była II klasa sportowa, a ja jej nie miałem... - wyjaśnia Ruda.

Rzutem na taśmę, a dokładniej skokiem w odpowiedni punkt, wywalczył "przepustkę" umożliwiającą dalsze kształcenie w Szczyrku. - W ostatnich zawodach sezonu skoczyłem swoje najlepsze skoki i udało się. Zdobyłem II klasę sportową i zostałem w liceum w Szczyrku. Każde treningi i zawody przynosiły efekty, a rywalizacja z kolegami dodawała motywacji.

Czy Adam Ruda już wkrótce zaistnieje na międzynarodowej arenie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×