Do takich słów Braathena skłoniły wyniki zawodów w Sapporo, gdzie wygrał Anders Fannemel, a drugie miejsce zajął Johann Andre Forfang. - Nadchodzi złota era norweskich skoków. Będzie lepiej nawet niż w latach sześćdziesiątych i czasach Bjoerna Wirkoli. Nigdy w całej historii nie mieliśmy tak mocnej drużyny - stwierdził Braathen.
Działacz i były zawodnik zdaje sobie oczywiście sprawę z tego, że Norwegowie w przeszłości mieli wielu wybitnych skoczków. Jego zdaniem należy patrzeć także na możliwości rywali. - Ogólny poziom jest wyższy niż kiedykolwiek, a to też ważne. Nasz system jest jednak na tyle dobry, że będziemy mieli sukcesy jakich dotąd nie było. Przez piętnaście lat realizowaliśmy plan, który przynosi teraz efekty. Możemy dominować przez następnych dziesięć, a może nawet piętnaście sezonów, bo tak długo mogą jeszcze skakać ci, którzy są teraz w zespole - powiedział Braathen.
Bardziej sceptycznie na zagadnienie patrzy Arne Scheie, legenda norweskiej telewizji, wieloletni komentator skoków. - Nie możemy zapominać jak fantastyczny był nasz zespół z lat sześćdziesiątych. Trudno to porównywać. Nie chcę powiedzieć niczego złego o Gangnesie, Fannemelu czy Tandem, ale nie wygrali jeszcze Pucharu Świata, a najlepszy na świecie jest Słoweniec Peter Prevc - stwierdził Scheie.
Rekordowa dominacja Norwegów miała miejsce jeszcze przed drugą wojną światową, gdy wiele razy w komplecie zajmowali miejsca na podium największych imprez. Wówczas konkurencja na świecie była jednak na tyle niewielka, że trudno porównywać tamte czasy z jakimkolwiek innym okresem.