[b]
Dobra dekada[/b]
Lata 60. były dobrym okresem w historii polskich skoków. Podczas mistrzostw świata w Zakopanem srebrny medal zdobył Antoni Łaciak. Nasi zawodnicy potrafili doskonale sobie radzić także w innych imprezach i stale byli zaliczani do szerokiej czołówce. Oprócz Łaciaka żaden z nich nie zdołał jednak osiągnąć prawdziwego wielkiego sukcesu na arenie międzynarodowej, który byłby pamiętany przez wszystkich w kolejnych latach. Taki sukces był jednak na wyciągnięcie ręki, a mógł on stać się udziałem Józefa Przybyły.
Utalentowany debiutant
Trwał sezon 1963/1964. Mieczysław Kozdruń, trener polskiej reprezentacji skoczków, był pod wrażeniem możliwości 18-latka z Bystrej. Przybyła, o bo nim właśnie mowa, radził sobie na treningach doskonale i wygrywał ze starszymi kolegami. Szkoleniowiec kadry postanowił więc, że zaryzykuje i powoła młodego zawodnika na zbliżający się Turniej Czterech Skoczni. Przybyła był debiutantem w imprezie tej rangi, ale prezentowana przez niego forma nie pozostawiała wątpliwości, że warto dać mu szansę.
ZOBACZ WIDEO Śniadanie na Dakarze: mechanicy - bohaterowie drugiego planu (źródło TVP SA)
{"id":"","title":""}
Rozpoczęło się jak zawsze od konkursu w Oberstdorfie. Nastolatek z Polski zaskoczył już w pierwszej serii, po której plasował się w ścisłej czołówce. Za drugim razem również nie zawiódł i w klasyfikacji końcowej zajął niespodziewane szóste miejsce.
Sensacyjne podia
Wielu sądziło, że Przybyła miał farta - wyszły mu zawody życia. Ale kolejne dni pokazały, że dobry rezultat z Oberstdorfu nie był wcale przypadkiem. W Garmisch-Partenkirchen Polak skoczył 84,5 i 86,5 metra - wynik z drugiej kolejki był najlepszą odległością dnia. Teraz już nikt nie mówił, że dopisuje mu szczęście. Nasz zawodnik stanął w Ga-Pa na najniższym stopniu podium i włączył się do gry o bardzo wysokie miejsce w klasyfikacji końcowej Turnieju Czterech Skoczni.
W Innsbrucku było jeszcze lepiej. Rozpędzony Przybyła skoczył w pierwszej serii 95,5 metra - rekord skoczni! Skończyło się na kolejnym trzecim miejscu, tak jak w Garmisch-Partenkirchen. Odległościami Polak bił rywali, ale sędziowie wciąż ostrożnie podchodzili do jego prób i oceniali gu surowiej, niż zawodników o uznanych nazwiskach.
Sportowe niebo w Bischofshofen
Do Bischofshofen Przybyła jechał w roli, o jakiej nie mógł nawet marzyć. Realnym stawał się największy sukces w dotychczasowej historii polskich skoków narciarskich, nawet większy niż medale mistrzostw świata Stanisława Marusarza i Antoniego Łaciaka. Ale do końca został jeszcze przecież finałowy konkurs na największej turniejowej skoczni.
W pierwszej serii rywale wyraźnie przekraczali granicę 90 metrów. Baldur Preiml, późniejszy słynny austriacki trener, skoczył nawet 99 metrów i pobił rekord skoczni. Ale Polak był w takiej formie, że nie zamierzał odpuszczać. I oto kolejna sensacja w jego wykonaniu - 100 metrów! Kolejny rekord i jednocześnie pierwszy w historii Turnieju Czterech Skoczni taki wynik uzyskany na jakimkolwiek obiekcie.
To jednak nie wszystko. Najgroźniejsi rywale nie wypadli wcale szczególnie dobrze. Przeliczone szybko wyniki wykazały, że w klasyfikacji łącznej po siedmiu turniejowych skokach, w tym po pierwszym w Bischofshofen, Józef Przybyła objął prowadzenie. Tu już nie chodziło tylko o końcowe podium - bardzo realne stało się sensacyjne zwycięstwo w generalnej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni! Pozostawało jeszcze postawić kropkę nad "i"
Sportowe piekło w Bischofshofen
Druga seria. Poziom podobny, odległości również. Znów błysnął Preiml, lądując tylko metr bliżej od Polaka. Wreszcie czas na naszego reprezentanta. I niestety! Tym razem nieco zabrakło, gdyż Polak wylądował po pokonaniu zaledwie 90 metrów. Nie to było jednak najgorsze - Przybyła nie zdołał bowiem swojej próby ustać. Upadek w jednej chwili rozwiał marzenia o zwycięstwie w Turnieju Czterech Skoczni i zepchnął go na odległe miejsce zawodów w Bischofshofen. W końcowej klasyfikacji całej imprezy Polak zajął siódmą pozycję. Pozostało mu gdybanie, bo przecież gdyby nie upadek... Gdyby...
W Niemczech i Austrii jeszcze długo rozprawiano w mediach o sensacyjnych skokach Przybyły. Okrzyknięto go polskim łowcą rekordów. Nieprzypadkowo, bo przecież faktycznie ustanowił rekordy skoczni w i Innsbrucku i Bischofshofen. W kolejnych latach na Turniej przyjeżdżał jeszcze nieraz i potwierdzał nieprzeciętne umiejętności - w 1965 roku był piąty (stanął na podium w Innsbrucku), a w 1967 dziewiąty. Najbardziej zapamiętał jednak swój debiut, gdy był tak blisko wielkiego sukcesu.
Na zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni Polacy czekali jeszcze ponad trzydzieści lat. W sezonie 2000/2001 dokonał tego dopiero Adam Małysz.
Daniel Ludwiński
Pełne transmisje z Turnieju Czterech Skoczni (kwalifikacje i konkursy) tylko w Eurosporcie 1. Najbliższa relacja (kwalifikacje w Bischofshofen) w czwartek o godzinie 16:45.